
Duzo nerwow, narastajace napiecie i w koncu jego spadek. Tak w skrocie mozna opisac dzisiejsze spotkanie z inwestorem, tam gdzie skonczylismy remont.
Punktem wyjscia do klotni bylo kilka plam i nierownosci na suficie. Spor ewoluowal wraz z narastaniem napiecia, a to bylo nie do unikniecia skoro moj szef i gospodarz nie sluchali siebie. Okazalo sie, ze w trakcie prac pojawilo sie wiele uwag co do zakresu prac i nie zostaly one wypowiedziane - az do dzisiejszego dnia. Glowny punkt sporu to roznica zdan w kwestii: czy remont pokoi jest rownoznaczny ze szpachlowaniem i malowaniem scian i sufitu.
Pozniej pojawily sie zarzuty ad personam. I wulgaryzmy, ktore poruszyly gospodynie i sklonily ja do interwencji. Do tej pory stala i przygladala sie, jak ja, wymianie zdan, czy raczej wzajemnemu przekrzykiwaniu sie. Woda na rozgoraczkowane glowy stala sie wspolne doswiadczenia zwiazane z nieuczciwoscia, odpowiednio inwestorow i wykonawcow. Szef pierwszy wyszedl z inicjatywa ugody. Stwierdzil, ze spodziewa sie, iz wszystko skonczy sie dobrze i rozstana sie sciskajac sobie dlon. To byl koniec sporu.
Obserwujac malzenstwo mozna bylo pokusic sie o wyciagniecie pewnych wnioskow odnosnie rol jakie obydwoje pelnili w tym konflikcie. Zadaniem mezczyzny byla walka, stroszenie pior w obronie wlasnego terytorium. Kobieta doceniala to, ale jej zadanie polegalo na temperowaniu nastrojow, znalezieniu konsensusu. Ona byla bardziej dalekowzroczna w dzialaniach. Spodziewam sie, ze jej mozliwosci wywierania wplywu bylyby wieksze, bardziej roznorodne (wstyd, placz, usmiech, lekcewazenie, przesuniecie odpowiedzialnosci na mezczyzne, ucieczka itd.). On stanowil mieso armatnie, byl zolnierzem, ktory ofiarowywal swoje cialo. W zacietrzewieniu nie byl w stanie zdobyc sie na nic innego, poza ofiarowaniem siebie lub opadnieciem z sil i poddaniem sie. Moze to zbyt upraszczjacy, moze zbyt krzywdzacy obie strony model relacji. Widze tutaj takze smutek i bezradnosc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz