piątek, 20 lipca 2007

Po co komu historia?


Na jednym ze stanowisk wykopaliskowych w Iraku, w miejscu historycznego miasta Ur, odnaleziono tabliczkę z wybitym pismem klinowym krótkim, można przypuszczać polemicznym, tekstem mówiącym, że wychowanie młodzieży nigdy nie było na tak niskim poziomie jak wówczas. Czy winą za tą przecież dość często powtarzającą się diagnozę można obciążyć także nauczających historię i ją samą, uważaną za przedmiot nudny, bo pełen dat, i nieprzydatny zarazem? Jeśli tak to warto przyjrzeć się debacie poświęconej edukacji historycznej.
Jesienią 1998 roku na łamach Gazety Wyborczej opublikowano serię wywiadów na temat nauczania historii w szkole. Wypowiedziało się troje historyków: Ewa Wipszycka, Marcin Kula i Janusz Tazbir.
Czy jest wiedza o przeszłości?
Badacze podkreślają abstrakcyjny i zarazem funkcjonalny charakter tej dziedziny wiedzy. Wiedza historyczna jest narzędziem, za pomocą którego poznajemy i rozumiemy świat - uważa Ewa Wipszycka, historyk późnej starożytności, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. A Marcin Kula, zajmujący się dziejami najnowszymi na tej samej uczelni, stwierdza, że cechą wiedzy o przeszłości jest jej niepewność. Jest myśleniem współczesnymi kategoriami o tym co było kiedyś. Jest naszym wybrażeniem o czasach przeszłych.
Czy przeszłość ma znaczenie?
Dla Janusza Tazbira, zasłużonego badacza epoki reformacji i kultury staropolskiej, wiedza o przeszłości niewiele znaczy w wychowaniu. Rzeczywistość historyczna jest bowiem bardzo złożona i aby ją wiarygodnie przedstawić trzeba unikać jednoznacznych sądów. A tylko takie z kolei mogą być jasnymi wskazówkami wychowawczymi. Trudno jest na przykład uznać moc oświeceniowych idei w I RP, jeśli stała za nimi tylko garstka reformatorów - uważa autor “Państwa bez stosów”. Podobne zdanie ma Maricn Kula. Podważa on znaczenie stwierdzenia, że historia jest nauczycielką życia. Tytułem przykładu podaje, że dla marszałka Petaina wiedza z czasów I wojny światowej miała przeszkodzić w skutecznym rozwiązaniu problemów, jakie pojawiły się w czasie działań wojennych w 1940 roku. Ewa Wipszycka podkreśla z kolei, że nauczanie historii pozwala pokazać uczniowi jak można intepretować rzeczywistość tak, aby mógł w przyszłości podejmować świadome decyzje i potrafił przeciwstawić się próbom manipulowania. Praktyczność wiedzy historycznej jest mitem zaznacza historyk starożytności. Sens jej nauczania wyraża właśnie niepraktyczność: ważne jest bowiem, aby dać uczniowi do ręki narzędzie rozumienia świata i dostarczyć mu pewien zasób wiedzy, stanowiący szkielet informacji o świecie i będący punktem wyjścia do dalszych indywidualnych już poszukiwań.
Jakie kategoryzować wiedzę o przeszłości?
Konkurencyjne są wobec siebie dwie koncepcje przedstawiania dziejów w podręcznikach szkolnych. Marcin Kula preferuje problemowy układ treści nauczania, gdy tymczasem Ewa Wipszycka obstaje przy ujęciu chronologicznym. Dla historyka czasów współczesnych program nauczania historii powinien być tak ułożony, aby pomóc uczniowi w zrozumieniu świata współczesnego, różnorodności kultur, zachodzenia procesów, np. dać odpowiedź na pytanie dlaczego Stany Zjednoczone odgrywają rolę mocarstwa światowego. Stąd potrzeba porównań ignorujących aspekt czasowy. Historykowi starożytności chronologia jest szkieletem, który, jak można przypuszczać, sam w sobie ma moc wyjaśniającą.
Jak(iej) historii uczyć?
Patriotyzm bardzo często kojarzy się z nauczaniem historii. Często jest też obiektem kontrowersji. Wobec tradycyjnego definiowania tego pojęcia historycy są krytyczni. Marcin Kula rozważa patriotyzm jako narzędzie sprzyjające wytwarzaniu i podtrzymywaniu poczucia trwałego zagrożenia, najczęściej zewnętrznego. Postawa patriotyczna sprzyja przede wszystkim tworzeniu antagonizmów (“my” kontra “oni”), zamykaniu się, prowadzi do izolacji. Ewa Wipszycka proponuje rezygnację z akcentowania pojęcia “patriotyzmu”. Jej zdaniem miłosci do ojczyzny należy uczyć poprzez całość nauczania. Bowiem tzw. deklaratywny patriotyzm jest traktowany przez uczniów jako idea narzucona z zewnątrz - podkreśla historyczka.
Nauczanie historii ma być interesujące dla odbiorców. Dlatego historycy postulują wprowadzenie kilku innowacji. I tak Marcin Kula proponuje tzw. rozumowanie kontrfaktyczne (czyli co by byłi gdyby…), które pozwoli dokładniej przyjrzeć się ograniczeniom, jakie napotykały aktorów działań i lepiej uzmysłowić dlaczego tak a nie inaczej toczyły sie losy. W tym samym kierunku zmierza inicjatywa indywidualnego opracowania tematu monograficznego. Pozwoliłoby to, zdaniem historyka czasów najnowszych, na bliższe przyjrzenie się motywom działań i mechanizmom funkcjonowania zjawisk społecznych w przeszłości. Ewa Wipszycka, która jest zarazem uznanym dydaktykiem i autorką podręczników do historii, zwraca uwagę na “białe plamy” w nauczaniu historii. Sugeruje koncentrację uwagi na zjawiskach społecznych, które w sumie dałyby wiedzę o cywilizacji, a nie o dziejach, najczęściej politycznych. Zabiega także o zajęcie się religią. Ta pozostawiona katechetom, a zatem ograniczona do pouczeń moralnych, daje częściowy obraz wiedzy o przeszłości. A przecież znaczenie ruchów religijnych dla funkcjonowania społeczeństw historycznych jest niedopodważenia. Inną propozycję warszawskiej historyczki, godną rozważenia, jest traktowanie materiału historycznego. Trudności w selekcji materiałów, jakie przeżywała jako autor podręcznika, nie mogą, jej zdaniem, przesłonić ważniejszej kwestii. Tzw. wiedza faktograficzna nie powinna być balastem, czyli materiałem do zapamiętania raz na zawsze. Nauczyciel winen zdawać sprawę, że wybrane przez niego fakty służą rozwiązaniu pewnego problemu, opisowi konkretnego zjawiska, a zatem ich “użyteczność” ma określony “termin ważności” - powiedzielibyśmy w żargonie konsumenckim.

Debata o problemach nauczania historii, a zatem o kształcie pamięci społecznej, nie jest zakończona i może powracać tak, jak diagnoza o stanie wychowania młodzieży sprzed kilku tysięcy lat.

Brak komentarzy: