poniedziałek, 30 lipca 2007

Po co rządzić historią?


Pod takim wspólnym tytułem opublikowano w Gazecie Wyborczej (14.07.2007) wypowiedzi ekspertów. A zatem po co? Nie manipulować, nie poznawać, nie rekonstruować - jak nazywają to badacze przeszłości - tylko rządzić. “Rządzić” oznacza decydować o jej kształcie. To termin dyskursywny zapożyczony ze słownika władzy polityczej. Tutaj historia równa się pamięci, a ta dzieli się na pamięć indywidualną, pokoleniową (3-pokoleniową, wg Maurice’a Halbwachsa) i zbiorową (kulturową, dłuższą niż trzy pokolenia - Jan Assman).
Można założyć za Hanną Arendt, że pamięć i wspólnota polityczna są od siebie nierozdzielne. Jednak co do relacji między władzą a pamięcią społeczą są duże rozbieżności.
Treść pamięci, jaką ma przechowywać społeczeństwo, jest obiektem kontrowersji. Trudno ją umiejscowić. Trudno wreszcie oddzielić granice między pamięcią indywidualną, tworzoną w imię prawa wolnego wyboru, a pamięcią wspólnotową, która zakłada istnienie pewnego wspólnie wyznawanego zestawu idei. Pamięć jest tworzona, jest obiektem, czy polem działania różnych sił. Jak uważa dariusz Stola jest ich wiele, a wśród nich jest władza. Poglądy na miejsce władzy w tworzeniu pamięci oscylują w prezentowanych opiniach: pamięć jest albo świadomym narzędziem władzy politycznej, albo powstaje w wyniku wolnej wymiany idei. Polityka historyczna jest łączona z władzą, jest kojarzona z jej narzędziem.
Można wyodrębnić dwie przeciwstawne postawy wobec roli władzy w stosunku do polityki historycznej.
Pierwsza z nich łączy władzę polityczną z kształtowaniem polityki historycznej, a jej zwolennicy uważają, że refleksja nad pamięcią powinna odpowiedzieć na pytanie jak ją tworzyć, aby więź społeczna w państwie była silna. Stąd wypływa sąd Marka Cichockiego, który uważa, że pamięć powinna pielęgnować wartości świadomie, a kryterium świadomości, jak można się domyślać, powinna być troska o trwałość struktur państwowych. Z jego punktu widzenia trzeba troszczyć się o podkreślanie różnic w dziedzicwie historycznym, a świadomość historii, szczególnie tej trudnej, jest niezbędna do pojednania. Odcięcie się od pamięci narodowej w imię tworzenia podstaw szerszej wspólnoty jest porównuje do zadawania cierpienia strukturalnego. Doradca w kancelarii prezydenta odrzuca pogląd Marcina Króla mówiący jakoby władza “manipuluje” przeszłością i jednym kryterium oceny jest skuteczność jej działań. Poglądy te wspiera Dariusz Gowin, podkreślając że polityka historyczna służy władzy i społeczeństwu do zbudowania dumy i, w konsekwecji, trwałości wspólnoty państwowej. Razem z Haliną Bortnowską podkreśla prawo każdego narodu do umacniania spójności własnego państwa a katolicka publicystka , nieco przewrotnie, zwraca uwagę na zakaz narzucania jakiejkolwiek unifikującej wizji historii.
Druga postawa wiąże się z opisaniem opresyjnego wpływu władzy na politykę historyczną. Maciej Janowski zauważa, że władza polityczna - reprezentowana tak przez zawodowych jak i niezawodowych historyków - proponuje uproszczoną wersję historii, mitu, często nieaktualnego (np. sienkiewiczowska wizja I RP), za pomocą którego buduje się jedynie megalomanię narodową, a zatem separatyzmy i konflikty. Joanna Tokarska-Bakir wyodrębnia z kolei dwie procedury upraszczania pamięci o przeszłości: sugestio falsi i supressio veri. Charakteryzują one społeczeństwa niedojrzałe, które nie potrafią stanąć twarzą w twarz z niechlubnymi kartami swojej historii. Z tego punktu widzenia polityka historyczna nie może być monopolem władzy, bowiem kształtowanie pamięci historycznej zależy od wielu ośrodków (“władz”). Historyk PANu uważa, że powinien panować egalitaryzm w tworzeniu alternatywnych wizji historii czy mitów fundujących czym sprzeciwia się opinii Dariusza Gowina, w której podkreśla się różnicę w doświadczeniach historycznych i daje prawo do hierarchizowania w porównywaniu mitów fundujacych.
Źaden z wypowiadających się ekspertów nie podjął kwestii granic między indywidualną a zbiorową pamięcią podniesionej w pytaniu Darii Nałęcz, dyrektowa archiwów państwowych. Zebrane opinię mają charakter konfrontacji i dyskusji o prawach badaczy do monopolizowania pamięci, a co za tym idzie polityki historycznej. Póki co warto spróbować rozstać się z ciągle jeszcze dominującym poglądem propagowanym przez historyków i socjologów: pierwsi uważają, że istnieją dwie różne pamięci historyczne - ekspercka i potoczna; drudzy często niwelują różnice i unifikują pamięc o przeszłości (za: A. Szpociński & Piotr T. Kwiatkowski, Przeszłośc jako przedmiot przekazu, Scholar 2006).

Brak komentarzy: