poniedziałek, 7 listopada 2011

Habemus papam

,
Umieranie lub odejście. Tak można jednowyrazowo ująć myśl Nanni Morettiego, autora filmu "Habemus papam". Grany przez Michela Piccoli kardynał i papież dostojnie ulega ciężarowi funkcji. Odważnie stwierdza nie podołam tej roli. I odchodzi. Starość, której figurą są kardynałowie i odejście, obydwie są metaforą umierania władzy papieskiej i likwidacji związanego z nią autorytetu. Nikt nie wyraża żalu z tego powodu ponieważ śmierć jest naturalną koleją rzeczy. Koniec zawsze jest smutny, jeśli nie towarzyszy mu początek.

wtorek, 27 września 2011

Orla, Orlia, a gdzie Wuorla

Dwujęzyczne nazwy miejscowości (polski i białoruskie) ustalili przedstawiciele MSWiA.
Nikt, poza dziennikarzami, nie zapytał o nie obecnych mieszkańców miejscowości. Ci opowiedzieli się za "Wuorla", kwitując zdziwieniem obecność literackiej formy języka białoruskiego w nazwie. A gdyby mogli wypowiedzieć się ich żydowscy sąsiedzi....

Po raz kolejny władza dokonała wyboru. Po raz kolejny dano społeczności lokalnej impuls do bierności i niedyskutowania na temat odrębności własnej tożsamości.  Nieistotnej z punktu widzenia problemów życia dnia codziennego - co podkreślał jeden z wypowiadających się mieszkańców miasteczka.


środa, 7 września 2011

O Piłsudskim - i pochlebnie i nie


Dziesięć tomów pism bohatera to pokaźny atut w rękach biografa. Książkę Włodzimierza Sulei (wyd. 1, Ossolineum; op. cit. wyd. 2, 2004) należy czytać w parze z biografią autorstwa Andrzeja Garlickiego (wyd. 1: Czytelnik 1989; także op.cit. wyd. 4, Znak 2009), wobec której pierwsza z wymienionych ma charakter polemiczny [412].  
Oto zestawienie dwóch opinii - „kluczowych” - z wyżej wymienionych książek. Włodzimierz Suleja w wydanej w 1995 roku monografii pisze polemicznie: 
„Uparte poszukiwanie owego „klucza” sprawiły zresztą, iż próby racjonalizowania działań Marszałka nieuchronnie wiodły do konstruowania mniej lub bardziej skomplikowanych schematów, wysuwania na plan pierwszy motywów charakteryzujących zwykle autora takich rozważań.”[359] 
W przedmowie do czwartego wydania biografii Andrzej Garlicki pisze:
„Historyk, i tego uczy się na dobrych uniwersytetach, musi umieć znaleźć klucz, a może w liczbie mnogiej klucze, do przeszłości. Jest to trud mozolny, lecz konieczny. Posługiwanie się wytrychem tylko pozornie przyspiesza ten proces. Wcześniej czy później zamek definitywnie się zatnie.” [9]
Pierwszy z autorów krytykuje metaforę „klucza” użytą po raz pierwszy przez Stanisława Cata-Mackiewicza (Klucz do Piłsudskiego, Londyn 1943): jej użycie sprowadza się w przekonaniu Włodzimierza Sulei do tworzenia racjonalizacji i złudnych schematów ujawniających, być może, godny politowania subiektywizm podejścia ich autora do postaci Marszałka. Andrzej Garlicki daje do zrozumienia, że chodzi o opartą na uniwersyteckich standardach pracę, której przeciwieństwo stanowi „wytrych”, czyli łatwe do wyprodukowania i przyswojenia uproszczenie. 
W części przedstawionego wyżej wnioskowania autorzy są zgodni: rzetelność jest kryterium jakości pracy badawczej. 
W książce Włodzimierza Sulei bez trudu zauważymy, że autor broni postaci marszałka, tak wobec tzw. „czarnej legendy”, powstającej jeszcze za życia bohatera, jak i wobec krytycznych ocen sformułowanych m.in. w biografii autorstwa Andrzeja Garlickiego. 
Włodzimierz Suleja koncentruje się na tworzeniu pozytywnego obrazu Józefa Piłsudskiego. Deklaruje w duchu obiektywizmu naukowego, że ocena postaci jest złożona i polemicznie uchyla możliwość znalezienia jakiegokolwiek „klucza” do jej zrozumienia [359]. Starannie dobiera materiały by pokazać polityczną ewolucję programu niepodległościowego młodego socjalisty, jego dojrzewanie do stworzenia wojskowych sił walczących o niepodległość kraju i nabywanie zdolności lawirowania w polityce sojuszy z walczącymi w I wojnie mocarstwami Austrii i Prus. W pierwszej części unika kwestii kontrowersyjnych, stawiając im czoło w drugiej dotyczącej okresu po przewrocie majowym. Omawia działalność partyjną związaną z publikacją gazety „Robotnik”, pozytywny program niepodległościowy, rozwijany samodzielnie w zaborze austriackim w formie organizacji strzeleckich. Autor zwraca uwagę na wyjątkową intuicję polityczną i wyrachowane działania polityczne dowódcy I Brygady Legionów w czasie działań wojennych I wojny światowej. Józef Piłsudski „rozgrywa kartę polską” tak, by władzy austriackie, a potem niemieckie wypowiedziały się w kwestii niepodległości Polski, a jednocześnie by ludność polska nie ponosiła kosztów konfliktu, a oddziały legionów nie angażowano w niepotrzebne działania wojenne. Włodzimierz Suleja podkreśla dalekowzroczność działań przyszłego marszałka, gdy ten dba o utrzymanie, a potem o rozwój sił zbrojnych, gwarantujących odbudowę państwa polskiego w jak najkorzystniejszym kształcie terytorialnym, stawiających opór działaniom wojsk państw sąsiednich. Trudno zaprzeczyć determinacji, zdecydowaniu i zaangażowaniu brygadiera w kwestie wojskowe. Wydaje się, że trudniej bronić decyzji już Marszałka z okresu po wojnie polsko-bolszewickiej. Autor odpiera zarzuty o to, jakoby Józef Piłsudski nie był autorem planu tzw. bitwy warszawskiej. 
O ile tutaj argumenty będące częścią całego wywodu nie budzą niepokoju, mogą bowiem odpowiadać założeniom polemiki z „czarną legendą”, i obiektywnej złożoności naukowej oceny, to więcej wątpliwości pojawia się gdy przychodzi odpowiadać na oceny związane z planowaniem przewrotu majowego i formułą późniejszych rządów autorytarnych, zwłaszcza z okresu po 1928 roku, gdy pogorszył się stan zdrowia Marszałka. Włodzimierz Suleja częściej odwołuje się argumentacji propagandowej, akcentując nie jej wartość, lecz powtarzając ją bez krytycznego rozbioru, poddając się, świadomie, jej niskiej wartości. 
Przewrót majowy to efekt dążenia Marszałka i jego legionowego środowiska do władzy i rezultat słabości sił politycznych II RP reprezentowanych przez ugrupowania polityczne w sejmie. Włodzimierz Suleja cytuje wypowiedź K. Świtalskiego, według którego Józef Piłsudski miał przejąć tekę ministra spraw wojskowych i wywierać wpływ polityczny na parlament w taki sposób „ograniczyć jego zbieranie się”[327]. Autor biografii podkreśla, że użycie siły militarnej było wykluczone w momencie klarowania się planu politycznego. Być może wojskowa elita liczyła na przekazanie władzy przełożonemu równoznaczne z podporządkowaniem się jego autorytetowi. Zmiana zapatrywań Marszałka na sytuację polityczną w kraju i użycie propagandowego argumentu o zagrożeniu zewnętrznym jest wydaje się być w oczach Włodzimierz Sulei dowodem na ewolucję planów Józefa Piłsudskiego w obliczu zmieniającej się sytuacji politycznej. Czynniki zewnętrzne miały doprowadzić mieszkańca Sulejówka do militarnego wariantu [sic!] rozwiązania kryzysu. Autor książki przeciwstawia się tezie o nieuchronności zamachu stanu istnieniem wariantów działania. Argumentację polemistów (A. Garlickiego i A. Czubińskiego)  osłabia wskazując, że argument ad personam: ich odwołanie się do rzekomego załamania psychicznego Marszałka, które miało podyktować mu działania - jest darmowy, wynikający z braku poważniejszych [333]. Wreszcie mamy do czynienia z wyglądającą na prowokacyjną ofertę W. Witosa, który zaproponował przejęcie władzy Piłsudskiemu dodając, że jego odmowa będzie oznaczała potwierdzenie braku realnego zaplecza politycznego. Ciąg argumentacji o wariantowości zamachu majowego uzupełnia opinia na temat chaosu poczynań wojsk podporządkowanych Piłsudskiemu w dniu 12 maja 1926 roku, niemożliwego w razie zaplanowanej akcji [339] oraz alternatywa - a właściwie jej brak - przed jaką miał stanąć Marszałek na Moście Poniatowskiego w czasie spotkania z prezydentem S. Wojciechowskim: kapitulacja albo walka, dla żołnierza podwładnego legionisty nie pozostawia wyboru - z pewnością dla autora książki [343]. 
„Polska odmiana autorytaryzmu”, niepodobna w zasięgu do innych ustrojów niedemokratycznych, to w opinii autora biografii sprawowanie kontroli wyłącznie nad sferą polityczną [359]. Można i wypada się spierać czy to nie wystarcza by sprawować władzę w sposób niezagrożony w państwie, którego obywateli cechuje niski poziom świadomości obywatelskiej. 
Nic nie usprawiedliwia działań Marszałka związanych z inicjatywą represjonowania opozycji politycznej w więzieniu brzeskim, ani z pojedynczych akcji, w wyniku których śmierć ponieśli pojedynczy opozycjoniści. Sprawa brzeska obciąża Marszałka - pisze Włodzimierz Suleja, dodając, że Piłsudski był tego świadomy [391]. Jego działania przedstawione zostały jako część realizowanego planu, będącego zarazem kontr-planem, którego deklarowanym celem było zapewnienie bezpieczeństwa krajowi, zagrożonego potencjalnymi skutkami deklaracji centrolewu, mówiącej, że „na każdą próbę terroru odpowiemy siłą fizyczną” [388]. Zestawienie finału działań opozycji i Józefa Piłsudskiego wypada na niekorzyść tego drugiego. 
Trudno zgodzić się z kolei na przemilczanie rynsztokowego języka wywiadów Józefa Piłsudskiego, przy pomocy którego miał walczyć z nieudolnością systemu parlamentarnego. Jego obecność była akceptowana, przyzwyczajono się do niego - uważa Włodzimierz Suleja [389]. Być może jest to ukryta wskazówka, że rubaszny dyskurs Marszałka nie tyle znajdował zrozumienie ile odzwierciedlał przesadnie emocjonalny stosunek do świata polityki, który grzeszył dodatkowo uproszczeniami. 
Autor zwraca uwagę na samotność Marszałka w ostatnim okresie życia, czym daje do zrozumienia, że w jego otoczeniu nie było nikogo kto mógłby oponować, proponować korekty, kierować uwagę na niesłuszność posunięć. W ten sposób sugeruje również niezmienną siłę autorytetu Józefa Piłsudskiego.
Biografia Marszałka autorstwa Andrzeja Garlickiego, jest opasłym, ponad 700-stronicowym tomem (wyd. 1, 1989; wydanie 4 zostało opublikowane na 1054 stronach, stąd zmiana w oznaczeniu wydań i stron), który powstał na początku lat 70., ale zanim został wydany po raz pierwszy w całości upłynęło niemal 20 lat zmagań autora z reżymową cenzurą. W tym czasie ukazały się prace odnoszące się do części biografii, opublikowane w odpowiedzi na zakaz wydawania całości ogłoszonego przez cenzurę komunistyczną.

Józef Piłsudski 1867-1935 uchodzi za krytyczną biografię Marszałka. 

W zestawieniu z pierwszą częścią książki budzi duże zdziwienie upraszczające jednostronne rozumowanie, tylko kategoriami klasowymi, autora wobec koncepcji polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego. Oto słowa Andrzeja Garlickiego: 
„Była to koncepcja anachroniczna [plan wschodni - JM], świadcząca o niezrozumieniu mechanizmów społecznych. Zrodziła się ona na początku XX wieku, pod wpływem gwałtownego  rozwoju świadomości narodowej w środkowej i wschodniej Europie, który przyniosły ostatnie dziesięciolecia XIX wieku. Te procesy wiązały się jednak ściśle - choć nie zawsze w sposób wyraźnie widoczny - z rozwojem świadomości klasowej mas...”(wyd. 1989: s. 235) 
Być może nietrafna, lecz nie dlatego, że ludność mieszkająca na terenach Białorusi i Ukrainy była świadoma wyższości świadomości klasowej nad narodową i walczyła o jej urzeczywistnienie, tym bardziej w ramach Kraju Rad. Trudno jest stworzyć wyważoną opinię na temat poziomu zaangażowania politycznego ludności tych terenów. Jej poziom wykształcenia był bardzo zróżnicowany, przeważnie bardzo niski. Trudno wyobrazić, aby w ówczesnej sytuacji politycznej mogło zaistnieć, trwale, suwerenne państwo białoruskie, czy ukraińskie. Tak, w pewnym sensie idea utworzenia państw buforowych między Polską a Rosją Radziecką byłą anachroniczna. Nie w takim jednak jak sugeruje stronniczo Andrzej Garlicki. 
 I dalej autor równie krytycznie o polityce państwa polskiego: 
„Polska zapłaciła wysoką cenę za politykę wschodnią Piłsudskiego. Nie tylko niepotrzebnie przelanej krwi i zniszczeniach wojennych. Zwiększyło się znacznie uzależnienie polityczne Polski od Ententy. Pozostawienie bez pomocy powstań na Śląsku odbiło się na dalszych losach tych ziem, tak jak zaangażowanie się Polski w sprawy wschodnie nie pozostało bez wpływu na wyniki plebiscytu na Warmii i Mazurach.” (wyd. 1989: s. 236).
W opisie działań wojennych z 1920 roku znakomicie widać jak Andrzej Garlicki unika wartościowania działań armii bolszewickiej. To wyraźnie niższej wartości interpretacyjnej fragment biografii. 


Charakterystyczne, że w porównaniu z Włodzimierzem Suleją, mniej eksponuje dowódcze działania Józefa Piłsudskiego, inaczej rozkłada akcenty w założonej krytyce. Podkreśla apodyktyczność w decyzjach, kłopoty komunikacyjne z administrującym państwem środowiskiem oficerskim, a jednocześnie zamykanie się w sobie rozwijające się wraz z upływem czasu, a owocujące nieprzewidywalnością opinii i decyzji [799]. Także zwraca uwagę na wyjątkowy, anachroniczny [1053] charakter rządów autorytarnych Józefa Piłsudskiego. Marszałek wycofuje się z bezpośredniego sprawowania władzy, ale celem swoich dążeń czyni zdyskredytowanie władzy parlamentu: decyduje o aresztowaniu i osadzeniu w więzieniu brzeskim opozycji Centrolewu we wrześniu 1930 roku [875], inspiruje paraliż działania sejmu przez zawieszenie jego obrad mocą decyzji prezydenta, czy bezkarnie stosuje język rynsztokowy, w którym dominują epitety związane z kałem, odbytem i prostytucją (np. „fajdanitis poslinis” - ciekawe jaką opinię wydałby psychoanalityk na taki dobór terminologii) [809-810]. 
Obraz obstrukcji działań instytucji parlamentarnych promieniuje na całe ugrupowanie  sanacyjne dając wrażenie słabości programowej: „obóz, który zdobył władzę, nie odczuwał potrzeby formułowania programu ideowego” - pisze Andrzej Garlicki [990]. Jednym z efektów bezideowości są sformułowania konstytucji uchwalonej w 1935 roku, w której obowiązkiem obywatela jest kierowanie się nieokreślonym „dobrem powszechnym” i „służba państwu”[989]. Andrzej Garlicki konkluduje, że takie sformułowanie stwarza władzy politycznej pole do nadużyć. Brak programu politycznego BBWR może sugerować skłonność do działań siłowych, zmusza do bezprawia, do aktów terrorystycznych [616]. Gdzie indziej autor biografii dowodzi jednak, że program polityczny BBWR ma wspólne korzenie z endeckim OWP: punktem odniesienia dla tego ostatniego jest „naród”, dla poprzedniego „państwo”[768]. Nie zmienia to jednak wrażenia politycznej słabości obozu sanacyjnego. 
Obydwaj biografowie jednogłośnie podkreślają, że Marszałek był mężem stanu, wizjonerem, który mimo niewątpliwie popełnianych błędów, zasługuje na wyjątkowy szacunek i miejsce w panteonie politycznym, który był „symbolem odrodzenia Polski”[1053]. Zwracają uwagę na nietypowy [778], ograniczony charakter rządów autorytarnych na tle europejskich dyktatur międzywojnia [826]. W porównaniu z rządami autorytarnymi na kontynencie Józef Piłsudski może jawić się jako niegroźny, mający swoje fobie i intuicje staruszek. Jaki ssiłą swojego autorytetu stworzył trwałą formułę rządów pułkowników, która zdawała egzamin w Europie ekspansywnych dyktatur, w społeczeństwie o niskiej kulturze obywatelskiej. 
Włodzimierz Suleja, Józef Piłsudski, 2 ed, Wrocław: Ossolineum, 2004.
Andrzej Garlicki, Józef Piłsudski 1967-1935, 4 ed., Warszawa: Znak, 2009.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Robespierre i Danton - biografie równoległe


Biografia francuskiego rewolucjonisty jest pierwszą z prac tego typu, jakie napisał Jan Baszkiewicz, zmarły w tym roku politolog, znawca historii ustrojów politycznych i historii Francji. Książka opublikowana w 1976 roku w wydawnictwie Ossolineum w serii biograficznej poprzedza Dantona (1978), Ludwika XVI (1983), Richelieu’go (1984) i Henryka IV (1995). Została napisana po pierwszym wydaniu Historii Francji (1974). 
Książka przedstawia pięć ostatnich lat życia Maksymiliana Robespierre’a (1789-1794).
Jest to praca z wyraźnie wypowiedzianą w końcowej części pracy tezą: autor broni postaci przed działaniem krzywdzącego wizerunku, jaki ukształtował się w pamięci potomnych [310, 311]: najlepiej uzmysławia jego działanie obecna w wielu podręcznikach szkolnych karykatura termidoriańska przedstawiająca Robespierre’a dokonującego egzekucji kata, po zgilotynowaniu całej Francji (np. szkoła średnia: WSiP, cz. 2, 2008, s. 221; Nowa Era, t. 2, cz. 1, 2008, s. 240). Intencję karykaturzysty odczytuje się posługując parafrazą innego cytatu, mówiącą, że obraz jest alegorią rewolucji zjadającej własne dzieci. 
Obraz eksponuje ideę śmiercionośnej radykalizacji rewolucji, i, wcale nie przy okazji, wskazuje winnego jej polityka. Czytelnik podręcznika nie wie kto jest autorem karykatury: jedynie w efekcie trudu analizy może dojść oceny stanu nastrojów społecznych i intencji autora obrazu. Z powodu popularności karykatury termidorian Robespierre stał się uosobieniem terroru rewolucji (o jej hipostazach pisze autor w Dantonie, 171-172 i innych publikacjach)? 
Z jednej strony, przedstawiając szczegółowe relacje z wydarzeń, w których brał udział bohater biografii w latach 1789-94, Jan Baszkiewicz przekonuje odbiorcę do myśli o Robespierze jako o wpływowym polityku, ale tylko jednym spośród wielu trybunów (Danton, Saint-Just, Desmoulins, Marat, Brissot, Hebert, i innych), jacy byli odpowiedzialni za działania polityczne, także te w Komitecie Ocalenia Publicznego, instytucji nadzorującej pracę ministerstw w latach 1793-94. Ukazuje zatem Robespierre’a jako tryb złożonej maszyny politycznej, w ramach działania której odpowiedzialnością za tzw. terror i jego skutki nie może być obarczona jedna osoba. Pokazuje rewolucję jako proces wymykający się spod kontroli jego uczestników eskalowanie napięcia politycznego, do jakiego doszło na skutek zmiennej, trudnej do przewidzenia gry sojuszy ugrupowań parlamentarnych, w efekcie których stawiani byli przed sądem i skazywani bez prawa do obrony kolejno hebertyści, dantoniści i w końcu robespieryści. 
Biograf zwraca uwagę na mroczne hasła typu - istnieje tylko podział na dwie partie - dobrych i złych [294], które pociągają za sobą strach przed opozycją, lęk przed przegraną. 
Z drugiej strony Jan Baszkiewicz tworzy obraz Robespierre’a niezłomnego samotnika, incorruptible, wiecznego opozycjonisty [214]. Podstawą głoszonych idei politycznych były poglądy Jeana Jacquesa Rousseau. Mówi o suwerennej władzy ludu, jako o jedynej „dobrej” władzy rewolucyjnej (władzy opartej na „umowie społecznej), o konieczności edukacji sankiulotów mającej umożliwić im bezpośredni udział we władzy. 
„Robespierre chciał zapewnić sukces humanistycznemu i demokratycznemu przesłaniu rewolucji” - pisze Jan Baszkiewicz [310]. 
Autor zwraca uwagę na ostatnie działania Robespierre’a i podkreśla - co brzmi jak usprawiedliwienie - być może podminowaną depresją bezradność, przeczucie nadchodzącej śmierci, czym może sugerować świadomość śmierci „za sprawę”. Buduje „tragizm postaci”[310]. Postaci Robespierre’a nadaje cechy profety.  
...
Literacki obraz Robespierre’a powstaje w opozycji do postaci Dantona, któremu Jan Baszkiewicz poświęcił następną książkę, wydaną dwa lata później (Danton, PIW, 1978). Przeciwstawność postaci wynika z pozytywnej legendy, jaka wiąże się z Dantonem, powstałej w okresie III Republiki. Ponadto porównywanie rewolucyjnych trybunów było klasycznym tematem wypowiedzi:  „Porównywanie go [Robespierre’a - JM] z Dantonem jest od dawna gratką dramaturgów, powieściopisarzy i historyków” [ryc. 22] - pisze Jan Baszkiewicz i dodaje gdzie indziej, że o ile Danton doczekał się nobilitacji w postaci nazwy ulicy w Paryżu, innym rewolucjonistom nie było to dane [55]. A w szczególności nieprzekupnemu i bardziej ideowemu Robespierre’owi. 
Stosunek Jana Baszkiewicza do Dantona jest ambiwalentny - zmienia się im bliżej do jego śmierci, ściętego gilotyną w kwietniu 1794 roku. Wymowne jest zestawianie dwóch form nazwiska głównego bohatera - d’Anton versus Danton [53]. Autor eksponuje w ten sposób podwójną tożsamość postaci, jaka klaruje się z lektury licznych źródeł. Stara się w ten sposób przedstawić swoją pracę jako polemiczną do innych prac, bardziej jednoznacznych w ocenie. Tworząc obraz korzysta z porównania, jakiego użył Machiavelli, pisząc, że władca musi być jednocześnie i lisem i lwem [153]. Jej aforystyczne podsumowanie można znaleźć w zdaniu wypowiedzianym przez René Levasseur de la Sarthe, który miał rzec o Dantonie: „Kochaliśmy go wszyscy jako trybuna, nie mogliśmy go szanować jako człowieka”[73]. Rzecz dotyczy nie tylko udowodnionej przez badaczy korupcji, chodzi także o niejednoznaczne poglądy trybuna. Georges Danton jest reprezentantem „kordelierskiej burżuazji”[53], jest zwolennikiem monarchii konstytucyjnej, status quo (po uchwaleniu konstytucji we wrześniu 1791 roku), robespierrowskiej „pół-wolności”[115], zdaniem Condorceta jest manipulatorem i agitatorem ludu jako minister (sierpień-październik 1793) [142]. Wobec incorruptible cieniem się kładzie sprawa korupcji. Danton sam uważa niedwuznacznie, że należy „spożywać owoce naszej szczęśliwej rewolucji”[66] oraz, że „rewolucja to bitwa, w bitwie bierze się łupy na nieprzyjacielu”[89]. Jan Baszkiewicz przedstawia dowody na przekupienie Dantona [79,83]. Nawet tutaj autor biografii dodaje: „Danton nie był najbardziej zachłannym rewolucjonistą”[89], a „wokół niego skupiali się pourris”[89], chodzi o dokonujących malwersacji finansowych na wielką skalę i bez skrupułów jego współpracowników Fabre’a d’Eglantine’a, ... Jan Baszkiewicz raczej pyta czy korupcja Dantona wpłynęła na jego polityczną postawę i polityczne działania [90]. Odpowiedź można znaleźć w następującym cytacie: „Takim l’homme de l’audace, człowiekiem odwagi, będzie w krytycznym momencie, w sierpniu 1792, sprzedajny, demagogiczny Danton. Zuchwały, wielki Danton.”[125]
Ocena działań Dantona jest już inna, choć Jan Baszkiewicz działa według podobnego schematu: wydaje wyważony sąd źródłowy i dodaje do niego wątpliwość tak, by pokazać subiektywną ocenę opinii źródłowej. Pisze, że Danton jest „maszynistą” rewolucji, nie wiadomo jednak w jakiej mierze [142]. Gdzie indziej dodaje przecząc cytowanym wyżej [125] słowom, że Danton wcale nie był mózgiem rewolucji 10 sierpnia 1792 roku [139]. Już bez osłabiającego kontrargumentu biograf pisze, że Danton ocalił dzieło rewolucji [183] i stanowczo wypowiada swój „brak zgody na nieprzychylną, niepogłębioną charakterystykę Dantona”[195]. 
Wobec historycznego sądu mówiącego, że biografię Dantona można rozpatrywać tylko w opozycji do biografii Robespierre’a Jan Baszkiewicz zwraca uwagę na wspólne obu rewolucjonistom poglądy, jakie kierowały nimi w okresie silnego napięcia politycznego drugiej połowy 1793 roku. Od pewnego momentu polski biograf nie usiłuje stanąć ponad obiektem opisu. Wydaje się bowiem, że podziwia tego, jak sam pisze cytując słowa innych, „mocno ujadającego doga”, za to, że nigdy nie zapisywał swoich mów [20]. Broni go za to, że był jednym z talentów wyzwolonych przez rewolucję. Opisując ostatnie chwile życia Dantona stawia pytanie retoryczne: „czy można na serio mieć pretensje, że w swoim przemówieniu [ostatnim obronnym w czasie procesu - JM] drwił sobie niekiedy i z prawdy”[340]. Działania rewolucyjnego rządu, który dokonał zatrzymania, osądzenia i wydania wyroku śmierci Jan Baszkiewicz uważa, że „można zrozumieć, trudno usprawiedliwić. Nawet refleksją, że gdyby rząd miał takie dowody korupcji Dantona, jakie są dziś znane, to proces przedstawiałby się inaczej”[344]. 
Obserwatorowi życia politycznego i społecznego drugiej połowy lat 70. XX wieku nie mógł umknąć nadchodzący kolejny kryzys gospodarczy i polityczny państwa komunistycznego. Czy Robespierrem (1976) i Dantonem (1978) Jan Baszkiewicz nie zabiera głosu w sprawach bieżących? Pomińmy dążenie do naukowego obiektywizmu wydawane w ostrożnych sądach o bohaterach. Robespierre i Danton, obydwaj są ludźmi XVIII-wiecznej rewolucji, obydwaj jej ofiarami. W postaci Robespierre’a jest więcej idealizmu, russoistowskiej wiary w suwerenność i dobro władzy ludu. U obrazie Dantona talentu działania, umiejętności porywania ludzi dla idei, ale także pragmatyzmu i umiarkowania. Obydwaj są wizjonerami, nie tylko kasandrycznymi. Danton ocalił dzieło Rewolucji - pisze Jan Baszkiewicz [183], śmierć Robespierre’a zamyka heroiczny okres rewolucji - wypowiada autor w biografii nieprzekupnego [308] dodając następnie, że Robespierre chciał zapewnić sukces humanistycznemu i demokratycznemu przesłaniu rewolucji [310]. Poświęcenie i śmierć w imię rewolucji demokratycznej i humanistycznej wypowiadana w drugiej połowie lat 70. brzmi dwuznacznie. Otwiera drzwi do myślenia o radykalizmie zachowań politycznych jako o wzorze: tak dla reżymu komunistycznego, jak i opozycji. Być może w większym stopniu opozycji, bardziej zdeterminowanej przez niesprawiedliwość społeczną. Być może dwuznaczność (tak jak i pojawiające się cytaty z dzieł Engelsa i Marksa) pozwoliła ocalić prace w ich obecnym kształcie, kontrastującym z uzupełniającymi paletę obrazu wypowiedziami Jana Prokopa (Jacek Kowalski, Anna i Mirosław Loba, Jan Prokop, Dzieje kultury francuskiej, Warszawa: PWN, 2005, ss. 371-387), który w syntezie kultury Hexagonu uczynił postać Robespierre’a wszechwładnym dyktatorem, fascynatem monopolu idei „woli powszechnej”, emanacją której miała być władza wąskiej reprezentacji, wreszcie organizatorem terroru, na którym wzorowali się radzieccy dyktatorzy komunistyczni. Jan Baszkiewicz powiedziałby zapewne, że Jan Prokop nieprzychylnie „spłaszczył” postać nieprzekupnego. 
Jan Baszkiewicz, Robespierre, Wrocław: Ossolineum, 1976, ss. 312. 
Jan Baszkiewicz, Danton, Warszawa, PIW, 1978, ss. 347. 


wtorek, 2 sierpnia 2011

Richelieu - człowiek XVII-wiecznego państwa

„ I tylko jeśli przejdziemy obojętnie obok cierpień, nędzy, desperacji i głodu tych prostych ludzi - stać nas będzie na beznamiętny podziw dla politycznej wirtuozerii pana kardynała” [410] - pisze w ostatnich zdaniach biografii Armanda Jeana du Plessis de Richelieu Jan Baszkiewicz sugerując w ten sposób krytyczną ocenę opisywanej postaci. Autor dzieli tym samym czytelników na chłodnych zwolenników makiawelicznej, podbudowanej racją stanu [201-202] skuteczności politycznej i na zaangażowanych emocjonalnie polityków dbających o dobro ogółu. Można sądzić, że jest to zabieg sztuczny, anachroniczny, nietrafny. O podobne lekceważenie kategorii opisu wręcz trudno posądzać autora. Trudno sobie wyobrazić polityka, władcę XVII-wiecznej Europy czyniącego dobro swoich poddanych priorytetem własnej polityki. Służba poddanym urasta do powszechnie znanego hasła propagandowego dopiero pod rządami Fryderyka II, króla XVIII-wiecznych Prus. 
Cytowane cierpienia, nędza, desperacja i głód odnoszą się raczej do współczesnej autorowi książki wrażliwości na los człowieka, podbudowanej jego niezbywalnymi prawami. Tutaj również bez trudu odnajdziemy różnicę między sferą deklaratywną a doświadczeniem, co każe nam traktować dbałość o dobro obywateli/poddanych nie jako zadanie władzy politycznej, a jako prawo obywatela. 
Cierpienia, nędza, desperacja i głód należy uważać raczej za efekt pewnych braków w pojmowaniu racji stanu przez kardynała Richelieugo, nie jego indywidualny brak wrażliwości, o której wiemy niewiele - tyle, że prawdopodobnie bał się tłumu: był bowiem świadkiem masakry przez paryski plebs jednego z polityków. Należy zwrócić uwagę, że powyższy zestaw epitetów wiąże się być może z argumentacją krytyków polityki kardynała, w której w latach 30. XVII wieku znaczące miejsce znajdują wydatki na cele wojenne, rujnujące gospodarkę, także demograficznie. Richelieu był świadomy współzależności tak rujnującej poddanych polityki zagranicznej, jak i propagandowego znaczenia populizmu, z którego korzystali jego przeciwnicy polityczni. Prawdopodobnie był skłonny większą wagę zwracać uwagę na populistyczny cel sformułowań, związany z zaangażowaniem w opanowanie walk „kabał” [sic!] o wpływy na dworze Ludwika XIII, niż w przekonanie w niezwykle złożony mechanizm funkcjonowania państwa. Był przede wszystkim politykiem z rzadką intuicją, dzięki której wiedział, że grupą społeczną, z którą należy się liczyć są dzierżawcy podatków i dziedziczący dzięki prawu paulette urzędnicy administracji królewskiej. 
Etatyzm Richelieu powiązany jest gradacją celów. Dobro poddanych jest podporządkowane wyobrażonej przez kardynała idei państwa i monarchii. Realizacji wizji silnej monarchii, kraju z którego władcą liczą się wszyscy w Europie (cesarz i papież), podporządkował inne kwestie - ekonomiczną i religijną kraju, też osobistą, choć nie rodzinną. Był skuteczny także w obronie swojej pozycji na dworze. Umacniał swoją pozycję także dzięki rozbudowie więzi powinowactwa. Członków rodziny obdarowywał niekiedy synekurami, zasadniczo dbał, by w ważnych instytucjach posiadać swoich zwolenników. Posądzany o manipulowanie królem miał powiedzieć finezyjnie o swojej pozycji, że nawet jeśli stawia kroki przed Ludwikiem XIII (nawiązanie do jednej z zasad etykiety dworskiej), to tylko po to, by swojemu władcy oświetlić drogę. O skrytej osobowości kardynała i na temat jego sukcesów politycznych krążyły legendy - krzywdzące lub bałwochwalcze, zawsze mitologizujące.
Mimo rozlicznych wahań, związanych z lekturą tekstów przedstawiających różne perspektywy opisu polityki Richelieugo przez jego współczesnych, Jan Baszkiewicz podkreślał skuteczność polityki kardynała. Można zasugerować myśl, że miarą sukcesów Richelieu był sukces monarchii - l’etat, c’est moi.  A zatem przedkładał interes monarchii nad interes osobisty (choć u kresu życia był bogatym właścicielem pałacu w Richelieu [ryc.27] i Palais-Cardinal, znanym dzisiaj jako Palais Royal [ryc. 24]), a interes służby państwu wiązał się w samodzielnością polityczną. A może widział siebie jako człowieka-instytucję, bez sfery prywatnej, do której nie mamy wglądu źródłowego? Taką konstrukcją łatwo nieświadomie „zobiektywizować” biografię kardynała, wkładając ją do szuflady innych ludzi-instytucji, np. Robespierre’a. Należy pamiętać o różnicach wizji demokratycznej instytucjonalności XX-wiecznej i tej sprzed trzech stuleci. Sukces tej ostatniej był wprost proporcjonalny do talentu jednostki nią kierującej, miał zatem podtekst absolutystyczny. 

Jan Baszkiewicz, Richelieu, Biografie sławnych ludzi, Warszawa: PIW, 1984, ss. 410.

czwartek, 21 lipca 2011

Z władzą przez epoki

Kiedy Barbara Skarga pisała esej o autorytecie, uczyniła zeń pierwszą siłę, która na poziomie relacji obywatelskich buduje zaufanie niezbędne do posłuszeństwa wobec osoby/osób, które będą sprawowały władzę. Filozofka stanęła w ten sposób w opozycji do koncepcji władzy Hannah Arent, dla której władza z definicji zawiera element przemocy.
W ujęciu Tomasza Hobbesa, którego definicję wybrał Jan Baszkiewicz za wiodącą, źródłem posłuszeństwa są trzy niewykluczające się nawzajem motywy: Siły, Autorytetu i Władzy [5].
Jana Baszkiewicza interesuje władz polityczna. Nie ma tam miejsca na władzę rodzicielską, na władzę wynikającą z innych relacji życia społecznego, np. z systemu klientalnego, przewag ekonomicznych bądź symbolicznych. 
Kręgosłupem narracji jest oś chronologiczna. Punktem wyjścia jest rok 1000, co wydaje się do pewnego stopnia wyborem arbitralnym, uzasadnianym koncepcją serii „Zrozumieć Europę”, gdzie granice kontynentu europejskiego mieszczą się w dzisiejszych ramach geograficznych. Ramy geograficzne nie odpowiadają granicom ideologicznym, co jest zrozumiałe tak ze względu na rozmiary pracy jak i ze względu na upraszczający efekt schematyzacji rozważań o władzy, która sprowadza refleksję do trzech, czterech ośrodków myśli i władzy zarazem. Poszczególne typy władzy politycznej, opisywane w perspektywie czasowej, opisywane są na podstawie doświadczeń życia politycznego Francji, Anglii, później Stanów Zjednoczonych, a w niektórych okresach Zjednoczonych Prowincji Niderlandów, Hiszpanii, Austro-Węgier, I Rzeczypospolitej, Wenecji. 
Intencją autora było pokazanie, że w każdej z omawianych epok, definiowanej podręcznikowo przez dominujący ustrój polityczny, funkcjonuje kilka rozwiązań ustrojowych, jak w epoce nowożytnej kojarzonej z absolutyzmem, lub przynajmniej dwa modele tego samego typu ustroju, kiedy Jan Baszkiewicz omawia demokratyzowanie władzy w Europie Zachodniej w XIX wieku na przykładzie Francji i Wielkiej Brytanii. 
Na uwagę zasługuje wychodzące poza podręczniki szkolne zniuansowanie sytuacji ustrojowej w XIX wieku. Posunięciem porządkującym wiedzę jest wprowadzenie pojęcia ustroju autorytarnego dla rozwiązań politycznych państwa Napoleona Bonapartego i jego bratanka Napoleona III, prowadzące w pierwszym przypadku do restauracji z zachowaniem konstytucji i kodeksu cywilnego, w drugim do ogłoszenia Francji republiką. 
W wywodach autora Władzy, a niech to będzie problem podwójnej legitymizacji absolutyzmu, zwraca uwagę dążenie do ukazania różnych źródeł sankcji politycznej udzielanej władzy politycznej. Jan Baszkiewicz tworzy schemat ustrojowy i podkreśla różnorodność pobudek kierujących jego twórcami, zwolennikami. Zwolennikami absolutyzmu byli szwedzcy mieszczanie, dla których oznaczało to pozbawienie praw dotąd faworyzowanej szlachty. Absolutyzm to nie tylko w praktyce nieograniczone prawo monarchy do stanowienia prawa (ograniczone prawem natury, któremu podlegają przecież śmiertelni władcy), ale to skutecznie rozpowszechniana propaganda sukcesu militarnego i budowanie poczucia siły aż do państwowej megalomanii - wszystkie wielce kosztowne i zatem napędzające machinę fiskalną, która zapewnia realizację ekspansjonistycznych planów. Państwo absolutne jest tym co osiąga, nie tylko tym co jest [72]. Nie tylko w analizie liberalnego i demokratycznego systemu władzy widać troskę autora o opisanie społecznych mechanizmów tworzenia władzy (zwracają uwagę zagadnienia powstawania samorządu i federacyjnej koncepcji państwa). Wszystkie charakterystyki są opatrzone  zastrzeżeniami o długotrwałości procesu i różnych jego realizacjach, w różnych częściach kontynentu, jak to widać choćby na przykładzie równoległego funkcjonowania systemu postabsolutnego i autorytarnego w XIX-wiecznej Europie. W efekcie otrzymujemy obraz mozaiki ustrojowej, ustrojowej Europy „różnych prędkości”.
Bardzo klarowne wyjaśnienie otrzymują XX-wieczne autorytaryzmy i totalitaryzmy, a oryginalny, bo wizjonerski, wkład autora stanowią refleksje dotyczące przyszłości ustrojów demokratycznych. Pisana pod koniec XX wieku książka nastroiła Jana Baszkiewicza do stworzenia krytycznej wizji. Autor dostrzega erozję relacji obywateli z władzą polityczną wywołaną przez osiągnięcie pozornego dobrobytu przez zachodnioeuropejskie państwa socjalne. Władzę postrzega jako towar, o który się walczy i który po zdobyciu należy utrzymać za wszelką cenę. Skutkiem takiego uprzedmiotowienia władzy jest manipulacja obywatelami, bezsilność i frustracja tych ostatnich pogłębiana jeszcze zmieniającymi się stosunkami demograficznymi i kulturowymi na skutek licznej imigracji do Europy [169-170]. Brakuje codziennego praktykowania cnót demokratycznych [170]. Choć podobną ocenę autor aplikuje dla całego kontynentu, jego ostateczna konkluzja jest bardziej powściągliwa niż poprzedzająca ją krytyczna ocena. Szkoda, że wywód kończy się sugestią, że nie zawiera konstruktywnej propozycji poza implicytną oceną zwolenników rzekomej omnipotencji jednej z dróg rozwoju jedności europejskiej. „...demokracja europejska [...] staje w obliczu przemian. Nie ma na nie prostych recept; wyobrażenia, że redukcja suwerennej władzy państw narodowych w systemie europejskiej jedności niesie rozwiązanie wszystkich dylematów demokratycznego rządzenia, są bardzo uproszczone”. [171] 

Zanim nadeszła ciemność

Fot. JM. Uczłowieczanie monumentu.

Fot. JM. Tramwajowe tory nad Dunajem.

Fot. JM. 

Fot. JM. Uczłowieczanie monumentu. 

Fot. JM. Pocztówka, a fee;)

Fot. JM. 

Fot. JM. Impresja

czwartek, 7 lipca 2011

Z "Francją w Europie" Jana Baszkiewicza

Roli Francji w Europie nie trzeba uzasadniać - stwierdza autor, politolog i wybitny znawca historii tego kraju. Na pewno trzeba ją przedstawić i określić, co czyni Jan Baszkiewicz w czterech rozdziałach książki wydanej w wydawnictwie Ossolineum, w serii  - Zrozumieć Europę. Definiuje temat w rysie historycznym państwa, wychodzi poza granice Hexagonu śledząc losy Francuzów na obczyźnie i obcokrajowców we Francji, objaśniając wkład Francuzów w organizację życia instytucjonalnego na kontynencie.
W państwie definiowanym jako geograficzna przestrzeń znaczące dla Jana Baszkiewicza były ewoluujące koncepcje granicy wschodniej, jedynej, która mogła być kształtowana. Patrymonialnej Merowingów, Karolingów i Kapetyngów ze stopniowo rosnącą domeną królewską. Galijskiej powstałej w XVI wieku i odwołującej się do epoki galijsko-rzymskiej, opracowanej niewątpliwie na rzecz ekspansjonistycznych planów monarchii. Powstałej w XVII wieku, epoki największej  siły Francji, koncepcji językowej i XVIII-wiecznej koncepcji dobrowolnej przynależności. By w XIX wieku uznać za kluczową sentencję Ernesta Renana - naród jest naszym codziennym plebiscytem [14-15] - wygaszającą spory graniczne, ale i czynią kwestię przynależności osobistym wyborem, który w epoce „skracania i przekształcania granic” wydaje się być szczególnie istotny. 
 Równoprawność, hegemonializm, koncert europejski, równowaga sił, integracja - to polityczno-prawne słowa klucze dla autora książki [21], którymi definiuje rolę Francji w Europie. Dają jasny obraz polityki państwowej. Równoprawność tłumaczy rywalizację monarchii kapetyńskiej z niemieckim cesarstwem dynastii Stauffów, potem austriackich Habsburgów; hegemonializmem objaśnia Jan Baszkiewicz dążenie monarchii absolutnej do dominacji w Europie, polityczne podstawy której stworzył kardynał Richelieu taktyką „małych kroków”; koncert europejski, to z kolei wycofanie się z dominacji na rzecz sprawowania monarszego status quo w XVIII wieku; równowagą sił politologowi do określenia porządku politycznego okresu restauracji, po 1815 roku; wreszcie w integracji odnajdujemy francuskie pomysły organizacji politycznej i gospodarczej kontynentu europejskiego powstałe pod koniec lat 40. XX wieku.  
W przedstawionym przez Jana Baszkiewicza „koncercie pojęć” otwierających koncepcje polityczne Hexagonu przynajmniej dwa momenty wywołują dysonans, bowiem przedstawiają jak ze słabej przegranej pozycji międzynarodowej jaką miała Francja po upadku Napoleona w 1815 roku i w czasie II wojny światowej zdołała doprowadzić do wzięcia udziału w rokowaniach zwycięskich Prus, Rosji i Austrii oraz aliantów i w efekcie współtworzyć nowy ład międzynarodowy. Jan Baszkiewicz zwraca uwagę na powyższe niekonsekwencje, nie wyjaśnia ich jednak, choć w pierwszym przypadku restauracja Burbonów francuskich może stanowić wyjaśnienie, choć nie wystarczające. W swojej Historii Francji pisze Jan Baszkiewicz o dążeniu de Gaulle’a do uczynienia Hexagonu mediatorem między USA i ZSRR oraz akceptacji Wielkiej Brytanii dla uczestnictwa Francji w strefach okupacyjnych jako wyniku obaw Anglosasów przed wycofaniem się USA i pozostawieniem ich samych wobec ekspansywnego wówczas Związku Radzieckiego [wyd. z 2009, s. 594].
Reformacja, oświecenie i rewolucja nie utrwaliły w pamięci społecznej obrazu Francuza podróżnika i imigranta. Może jedynie XVIII i XIX-wieczne kolonizacje, zwłaszcza indochińskie i afrykańskie mocno zaakcentowały obecność Francuzów i ich „brzemienia białego człowieka”. Ten aspekt migracji wykracza jednak poza zakres tematyczny książki. Znajomość Francji wynikała raczej z podróżowania do niej, choć Jan Baszkiewicz podkreśla rolę francuskich guwernerów i guwernantek i wynosi ich ponad wpływy związane z obecnością wybitnych postaci.
Francja uchodziła za to jako kraj przychylny dla imigrantów. Studenci, kupcy, potem uczeni i ekonomiści - szczególnie ci ostatni mieli przyczynić się do rozwoju kraju nad Sekwaną. W tym kontekście zwraca autor uwagę na przekazywane piórem liberalnych pisarzy opinie o XIX-wiecznych polskich imigrantach. W Kuzynce Bietce Honoré Balzaka paryski mieszczanin sarka na polskiego uchodźcę, którego „knowania dla odzyskania ojczyzny narażają bezpieczeństwo handlu i spokój”, i przy okazji daje potoczną definicję kraju nad Wisłą mówiąc, że azylanci swoje działania podporządkowują dla „jakiejś ojczyzny, która ponoć składa się z bagnisk, ohydnych Żydów, kozaków oraz chłopów, odmiany dzikich bydląt mylnie zaliczanych do rodzaju ludzkiego”[87-88]. Kilkadziesiąt lat później w czasie rewolucji paryskiej roku 1871 obraz się nie zmienia, a może obraz polskiego imigranta urasta do bardziej demonicznych rozmiarów. W wyobraźni Aleksandra Dumas syna, a może i nie tylko jego, Polacy stają się wszechobecnymi rewolucjonistami. Tak bowiem można rozumieć stwierdzenie pisarza, że Paryż „wpadł w ręce Polaków ze wszystkich krajów”[89]. 
Przedstawiana chronologicznie emigracja do Francji nie tworzy jednolitego prądu i nie można w jej opisie posłużyć się jednym zdaniem, bez uniknięcia spłaszczenia obrazu. Jan Baszkiewicz zwraca często uwagę na jej czasowy charakter i określa władzę francuską jako przychylną dla nich dodając dla kontrastu informacje o nieufności wobec nich z okresu rewolucji czy deportacje Żydów z kolaboracyjnego państwa Vichy. Pisze także o XIX i XX-wiecznej imigracji zarobkowej, dla której impulsami były rozwój ekonomiczny kraju w II połowie XIX wieku, straty demograficzne w wyniku I wojny światowej i wreszcie specyficzna koncepcja narodu francuskiego, którego członkiem mógł zostać każdy kto dokonał takiego wyboru i potrafił zaakceptować, przyjąć i kultywować po megalomańsku francuskość jako wyjątkową i lepszą część cywilizacji europejskiej. 
Francuska konstytucyjność, suwerenność, wolność-równość-braterstwo oraz prawa człowieka są kolejnymi słowami-kluczami książki Jana Baszkiewicza. Warto powtórzyć za autorem, że francuska koncepcja konstytucji jest późniejsza i opozycyjna wobec amerykańskiej. Fundamentem tej pierwszej jest dążenie nie tyle do ustalenia relacji między władzą polityczną a obywatelami ile stworzenie nowego modelu społeczeństwa. Dlatego dobrze wpisuje się w nią idea umowy społecznej. Projekt organizacji działania państwa i społeczeństwa obejmuje również prawa człowieka. W ujęciu francuskim, należy podkreślić za warszawskim politologiem, odmienny sposób traktowania człowieka. We francuskiej antropologii politycznej człowiek jest z natury dobry (nie ma złych ludów, są jedynie źle rządzone - powiadał Jean Jacques Rousseau) i jako taki może tworzyć w sprzyjających, tj. demokratycznych, warunkach emanującą dobrą naturą władzę. Tej władzy należy ufać. Władzę niedemokratyczną lud ma prawo obalić. Inaczej jest w koncepcji amerykańskiej, które opiera się na koncepcji człowieka jako na kompozycji dobrych i złych jakości. Stąd wynika ograniczone zaufanie do tworzonej władzy politycznej, a rezultatem tego jest stwierdzenie, że prawa człowieka służą ochronie przed jej nadużyciami [98-99]. 
Równie istotna jest koncepcja suwerenności - najpierw w postaci niezależności władzy monarszej, potem narodowej. W suwerenności podkreśla Jan Baszkiewicz zmienny stosunek do formy sprawowania władzy przez naród - bezpośredniej lub reprezentacyjnej. Mimo znajomości antycznego modelu demokracji bezpośredniej i prawa narodu do obalenia władzy jej nieprzestrzegającej suwerenność narodu ewoluowała w kierunku powinności i obowiązków obywatela, który do bycia częścią suwerennego narodu miał aspirować, a nie otrzymywać od narodzin. Taki wyraz mają konstytucje 1795 roku i kolejne XIX-wieczne, które lepiej odpowiadały interesom liberalnych bourgeois niż istniejącej podskórnie koncepcji narodu jako grupy wszystkich dorosłych obywateli. Ważnym elementem francuskich konstytucji było podkreślanie znaczenia drugiej generacji praw człowieka - praw do edukacji, do pracy, do godnego życia. 
Jan Baszkiewicz uzasadnia konieczność dyktatury rewolucyjnej, nie potępia jej skutków zdając czytelnikowi sprawę z niezbędności centralizacji terroru i jej czasowości (porównuje tutaj ją do rzymskiej dyktatury) wobec chaosu i bezprawia. Nie potępiając nie zakłada jej „płaszcza Noego” [sic!], jest świadomy jej krwawych represji. Przedstawia uzasadnienia, np. Robespierre’a, który definiuje ją jako budulec pod niezbędny fundament republiki; zwraca uwagę na wiele narzędzi represji i ucisku rewolucjoniści powielają. W podsumowaniu Jan Baszkiewicz podkreśla moc mitotwórczą wiedzy o rewolucjach francuskich - w odniesieniu do rewolucji tak 1789 jak i 1871 roku. 
W jednym cytacie możemy odkryć stosunek autora książki do Napoleona Bonapartego i Kodeksu Cywilnego. Na wyspie św. Heleny miał cesarz Francji powiedzieć: Moja prawdziwa sława nie wynika z wygranej w czterdziestu bitwach, Waterloo zatrze wspomnienie tylu zwycięstw. Tym czego nic nie wymaże, co przetrwa na wieki, jest mój Kodeks cywilny. [127]
Pod piórem Jana Baszkiewicza fraza - la lumière du monde, brzmi niejednoznacznie. Niekiedy należałoby umieścić ją w cudzysłowie, jako emblemat francuskiej megalomanii. Poza bladym lecz własnym światłem dorobku Oświecenia, w którym najwięcej zasług przypisuje mrówczej pracy petits maitres oraz wyjątkowej zdolności do łączenia w praktyce zdobyczy intelektualnych - np. monteskiuszowski podział władzy z russoistowską koncepcją ludowych źródeł władzy - autor nie przypisuje Francji znamion oryginalnej wielkości cywilizacyjnej. Wyjątkiem jest wzmianka o belle époque w malarstwie.  Duża powściągliwość w pochwałach każe mu jednak korygować chłód ocen miarą, którą należy oceniać dokonania Francuzów. 
W sferze religijnej pozycja Francji odznaczała się dużą samodzielnością polityczną. Mogła ją uzyskać dzięki skutecznej grze dyplomatycznej wobec papiestwa - wspierając je w konflikcie z cesarstwem, a potem stawiając zdecydowane żądania w kwestii nominacji biskupich i w efekcie realnej zależności hierarchii kościelnej od Rzymu. Jednostronna sankcja pragmatyczna (1348) ogłaszająca wyższość soboru nad papieżem i rozgrywanie kwestii niezależności politycznej Kościoła francuskiego (tzw. Kościół gallikański) na przestrzeni kilkuset lat doprowadziły do realnego usamodzielnienia hierarchii kościelnej daleko przed postulatami rewolucji. Od 1789 do 1905 roku Kościół francuski funkcjonuje w ramach organizacji państwowej. Jak uważa Claude Langlois w sferze religijności francuskiej doszło do potrójnej laicyzacji - państwa, społeczeństwa i samego katolicyzmu [179-183]. Państwa, kiedy sankcją władzy politycznej został naród (już Napoleon Bonaparte w czasie koronacji nie odwołał się do siły wyższej jako źródła władzy) a stosunek do religii przestał wpływać na zakres praw politycznych obywatela. Społeczeństwa, przez wprowadzenie instytucji ślubu cywilnego i stopniowe pozbawienie wpływu Kościoła na system edukacji i opieki społecznej. Samego Kościoła, przez zwiększenie wpływu świeckich na wybór duchownych, zgodnie z ideą „to my jesteśmy Kościołem” oraz zeświecczenie przestrzeni publicznej poprzez nacjonalizację majątków kościelnych i czasowe przekształcanie przestrzeni sakralnej w przestrzeń muzealną. 
„Francja w Europie” spełnia wysokie kryteria książki popularyzującej wiedzę. Jest bardzo ciekawą syntezą, a jej autor wnosi wysokiej jakości szatę słowną i trafnie wprowadzające do tematu lub pointujące cytaty. 

środa, 15 czerwca 2011

Nowy aspekt Podlasia

Hale płyt wiórowych w pobliżu Orli - z premierem w tle

O pozagospodarczych aspektach wizyty premiera, o jego dyskursie też można powiedzieć kilka słów. Może w innym miejscu.
Inwestycja może lekko wpłynąć i podnieść, nie tylko na czas pracy, zaludnienie okolicy. Będzie tam pracowało kilkaset osób.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Spojrzenia na miasto średniowieczne

Książka „Życie miasta średniowiecznego” jest dowodem, tak jak i zaliczająca się do tej samej kategorii „Złota jesień polskiego średniowiecza”, że Henryka Samsonowicza należy umieścić w gronie znakomitych historyków takich jak Marian Małowist, Antoni Mączak, Jerzy Topolski, Bronisław Geremek, Aleksander Gieysztor, Janusz Tazbir. Łączył ich punkt wyjścia: w swoich zainteresowaniach wychodzili poza historię Polski, proponowali rozumienie dziejów kraju w kontekście procesów zachodzących na kontynencie i podejmowali badania nad zjawiskami ogólnoeuropejskimi i podejmowali trud pisania ujęć syntetycznych problemów życia społecznego, politycznego, kulturowego. Dla części z nich znaczącym etapem w karierze badacza była historia gospodarcza - mam na myśli trzej pierwszych wymienionych w powyższym zestawieniu. Do tego grona należy zaliczyć również Henryka Samsonowicza.

Spojrzenie na dzieje miasta średniowiecznego, pomyślane w ujęciu syntetycznym z przeznaczeniem dla nieprzygotowanego odbiorcy, nie byłoby możliwe bez analizy podstaw prawnych i gospodarczych prowadzonych przez warszawskiego badacza w studiach szczegółowych. „Życie miasta średniowiecznego” wysuwa na pierwszy plan aspekt prawny i gospodarczy. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że Henryk Samsonowicz postrzega funkcjonowanie miasta średniowiecznego przez pryzmat gospodarki. Stało się tak nie tylko z powodu upodobania autora do historii gospodarczej, lecz także w wyniku charakteru zbioru zachowanych dokumentów. Skąd czerpać wiadomości o funkcjonowaniu zbiorowości, jeśli nie z zachowanych danych, a tych najwięcej dotyczy działań gospodarczych. Z podanym pryncypium wiąże się definicja miasta: U genezy miast średniowiecznych - pisze autor - leży społeczny podział pracy [17, także 73]. I dalej podsumowuje: ...miasto jest funkcją rozwoju kraju [17]. Trudno nie zgodzić się z badaczem, że w konsekwencji o istnieniu miasta decyduje rozwój ekonomiczny. To, jak wiele miast przestawało nimi być, lub było tylko z nazwy, na przestrzeni wieków - dowodzi prawdziwości tezy.
Zapewne koncepcja i stan zachowania źródeł nałożyły ograniczenia ilościowe informacji i tematyczne. Stąd wgląd w życie miejskie dokonywany jest za pośrednictwem typów działań podejmowanych przez mieszczan, które szczęśliwie zostały zarejestrowane w dokumentach historycznych. 
Wygląd i ewolucja miasta, mieszkańcy, praca, budownictwo, poziom życia, czas, życie rodzinne, polityka i nawet kultura umysłowa mieszczan (to poszczególne rozdziały książki) - wszystkie kwestie są częścią mechanizmu życia miejskiego; w każdej z nich zostały uwypuklone dane gospodarcze; są one odpowiedzią na pierwsze zdanie książki, które sformułowane jako pytanie brzmi - czym jest miasto [5]. 
Książka składa się z uogólnień i wniosków. Wnioski Henryka Samsonowicza, referowane za stanem badań (na koniec lat 60, ponieważ wówczas miało miejsce pierwsze wydanie książki). Autor czerpie z danych dotyczących terytorium Polski, Śląska, a także Niemiec, Włoch i Francji, gdy poszukuje źródeł pewnych prawidłowości lub ich braku oraz początków zjawisk.
Wygląd miasta średniowiecznego zmienił się w XIII wieku, kiedy wprowadzono lokacje na prawie niemieckim. Przedtem to warowna i strzeżona siedziba monarsza, książęca lub możnowładcza z rozbudowywanym podgrodziem, gdzie mieszkały i pracowały liczne grupy zawodowe i centralnie położonym ośrodkiem religijnym. Potem to konstrukcja wyznaczona wychodzącymi pod kątem prostym z każdego rogu  prostokątnego rynku ulic, której jądrem jest plac targowy, gdzie z czasem pojawiły się i kościół parafialny i ratusz, siedziba rady miejskiej. Miasta powstawały najczęściej na trasie szlaków handlowych, jeśli były to starsze siedziby w ich lokacji uwzględniano warunki obronne ze względu na siedzibę możnowładcy. W epoce nowych lokacji powstawały niekiedy nowe struktury obok starych, co można śledzić także w toponomastyce. 
Charakterystyka zawodowa mieszkańców miasta zależy od rozmiaru metropolii. Im większe miasto tym różnorodniejszy skład jego mieszkańców. Podział na patrycjuszy, pospólstwo i plebs ma swoje uzasadnienie nie jest jednak wystarczający. Na mieszkańca możliwe jest spojrzenie przez pryzmat jego przynależności do grupy zawodowej - co za tym idzie do cechowej i osiąganych przez niego zysków lub strat, czy tradycyjnie przez stosunek i udział we władzy gminy. Osobną i ważną grupą są ubodzy i ludzie marginesu liczni w miastach, tym liczniejsi im jego mieszkańcy są bogatsi. Inny wreszcie punkt widzenia oferuje ocena przynależności językowej mieszkańców. Wiadomo, że język niemiecki był językiem rzemieślniczej i cechowej grupy mieszczan. Wiadomo, że na ulicach można było słyszeć mówiących językiem jidysz i język staropolski. Przynależność narodowa mieszkańców nie stanowiła o obliczu miasta. Więcej ważyła identyfikacja religijna, czy może najwięcej polityczno-ekonomiczna, o czym świadczy np. bunt mieszczan krakowskich wobec księcia Władysława Łokietka. 
Zboże, futra i woły wprowadziły mieszkańców Polski na rynki europejskie w XV wieku. Do tego czasu handel miał zasadniczo zasięg lokalny - to rolnicy stanowili największą grupę kupiecką. Na mniejszą skalę funkcjonował handel międzynarodowy, związany głównie ze szlakami przewozu towarów, jak choćby węgierskiej miedzi nad Morze Bałtyckie. 
Wymiana lokalna była jednak bardziej znacząca dla mieszkańców Polski i więcej nam mówi o ich profilu zawodowym. Organizacja zawodowa rzemieślników to cechy, lecz ich członkowie stanowią jedynie część, której funkcjonowanie jest relatywnie lepiej znane niż pozostałej części tej samej grupy zawodowej. Wiedzę o średniowiecznych zawodach i obszarach, w ramach których podejmowano pracę dostarczają w sposób nieregularny różne dokumenty: rachunki, dokumenty przywilejów, dane sądowe niekoniecznie o gospodarczym pochodzeniu. O znaczącej roli wymiany handlowej świadczą lokacje miejskie z placami targowymi, dokumenty przywilejów jarmarcznych. Osobną kategorię dochodów były wszelkiego typu podatki. Henryk Samsonowicz jeszcze raz podkreśla, że im większy ośrodek miejski tym większa liczba zawodów i większa specjalizacja zawodowa mieszkańców.
Tylko w rynku można było spotkać murowane domy, zwane nie bez powodu kamienicami. Reszta to nietrwałe bo ulegające łatwo ogniowi zabudowania drewniane. Rozkład pomieszczeń w mieszkaniu jest wiele mówiący o kulturze materialnej i zwyczajach jego mieszkańców. Skąpych informacji dostarcza raczej ikonografia niż wyniki badań archeologicznych. Wiadomo jednak powszechnie, że dopiero w XV wieku budownictwo murowane objęło większy zasięg w mieście. Nie tylko kościoły ale i ratusze zaczęły konkurować o miano najbardziej znacznej budowli miejskiej - stwierdza badacz w konkluzji.
Po raz kolejny ciekawy dla powstanie miast jest sposób organizacji przestrzeni miejskiej. R. Michałowski i J. Banaszkiewicz mieli dowodzić wpływu instytucji kościelnych na rozwiązania urbanistyczne przed tak ważnym okresem, jakim była lokacja na prawie niemieckim. Centrum miejskie wyznaczało także hierarchię ważności mieszkańców. Nazewnictwo ulic podpowiada z kolei o organizacji przestrzeni zgodnie z zawodami, ale i o więziach struktury miejskiej z wsią - jak uważa autor przytaczając przykład ul. Łąkowej.
Określenie poziomu życia mieszczan jest niezwykle trudne - stwierdza Henryk Samsonowicz. Brak bowiem regularnych danych o dochodach poszczególnych grup społecznych. Takiemu badaniu mogą być poddani jedynie niektórzy przedstawiciele patrycjatu. Poziom życia mierzy badacz przez określenie płacy realnej, czyli płaca wyrażona w kosztach wyżywienia [110]. Jak trudne to zadanie świadczą regionalne różnice w cenach produktów żywnościowych i różnice w obyczajach żywieniowych. Ponadto należy wziąć pod uwagę wahania cen na różne produkty i usługi. To jeden z najtrudniejszych do określenia wskaźników, lecz dowiadujemy się przy okazji - tutaj większą liczbą źródeł dysponują badacze zachodnioeuropejscy - o stopie życiowej Europejczyka, i za pośrednictwem takich danych możemy ostrożnie wnioskować o poziomie życia mieszkańca Korony. Autor podaje, że poziom życia patrycjatu można mierzyć możliwościami nabywczymi [115]. O tym jak duże różnice w stopie życiowej istniały w średniowicznym Gdański świadczą nasępujące dane przytoczone przez badacza: najemnik w ciągu roku mógł kupić okołu 300 korców żyta, kupiec dalekomorski od 100 tyś. do 120 tyś., a przedstawiciele władz miejskich dysponowali majątkiem, za który można było kupić 7-12 ha ziemi ornej. Za to kramarze i średniozamożni rzemieślnicy od kilkudziesięciu do kilkuset ha [116]. Otrzymany obraz nie jest jasny, lecz wynika to ze szczątkowych danych jakimi dysponuje badacz tej problematyki.
Z przedstawionych zestawień wynika, że mieszczanin średniowieczny pracował dłużej niż współczesny nam pracownik. Inna była wydajność pracy, wyższa dzisiaj, inne tempo - w średniowieczu bardziej regularne, ale i oczekiwania i nastawienie do pracy. Od pewnego momentu czas nabrał wartości, co wzmocniło wynalazczość, by przyspieszyć czas pokonywania odległości.
Średniowieczna rodzina  jest formą przedsiębiorstwa, w którym małżeństwa zawierane są by podnieść siłę ekonomiczną i prestiż - świadczą o tym kariery i upadki rodzin bankierów i mniejszej rangi urzędników (które źródła szczęśliwie dla badaczy rejestrują). Rodzina miejska zmniejszyła liczbę używanych terminów pokrewieństwa w porównaniu do rodziny wiejskiej (40 na wsi zredukowanych do 15 w mieście) [146]. Zdaniem Henryka Samsonowicza taka zmiana wynika z odmiennego charakteru gospodarczego rodziny wiejskiej i miejskiej. Na wsi spadkobiercą była osoba spokrewniona, w mieście często wspólnik, tj. spadkobierca gospodarczy. Rodzinę miejską badacz nazywa „rodziną gospodarczą” w przeciwieństwie do wiejskiej, tzw. „rodziny naturalnej” [147].
Wreszcie miasto stanowi ważną siłę polityczną w średniowieczu, z którą muszą liczyć się władcy, a której znaczenia w układzie sił nie zawsze doceniają badacze. TO siła ekonomiczna i polityczna. Wzrost znaczenia miast polskich pozwolił w połowie XV wieku Kazimierzowi Jagiellończykowi na poprowadzenie tzw. wojny 13-letniej z Zakonem Krzyżackim. W apogeum siły politycznej nie doszło do wytworzenia się reprezentacji stanowej miast. Wręcz przeciwnie. Henryk Samsonowicz podkreśla rywalizację miast między sobą tak w sferze ekonomii, jak i polityki, które nie pozwoliły na stworzenie spójnej polityki stanowej, a w efekcie doprowadziły do uzależnienia od szlachty. 
Kultura umysłowa mieszczaństwa jest użytkowa. Odnosi się do działalności zawodowej - rzemieślniczej, kupieckiej. Lub jest nieuchwytna, gdy rozpatrujemy najniższe grupy społeczne - jak choćby najniżej stojący w hierarchii prawnej plebs. Do zmiany dochodzi w XV wieku. Zmianę rejestrują badacze w działalności bractw, w ich fundacjach. Zasięg kultury książki jest trudny do oceny. Mieszczanie są uchwytni przede wszystkim  przez pryzmat działalności gospodarczej.
I taka jest synteza Henryka Samsonowicza - miasto i jego mieszkańcy są od powstania poprzez rozwój idei miasta nierozerwalnie połączeni. Źródła gospodarcze dostarczają najwięcej informacji. Dobrobyt mieszczan był równoznaczny z wzrostem znaczenia miasta. W Europie Zachodniej ich autonomia była jednak szersza. Niewykorzystana szansa, czy mankamenty lektury materiałów źródłowych? A przecież status Gdańska to historia transnarodowego emporium, z którym musiały się liczyć walczące od Dominium Maris Baltici państwa.