poniedziałek, 28 grudnia 2009

Kazimierz Wielki - biografia (nie)możliwa

Na s. 142 Jerzy Wyrozumski pisze: "W biografii monarchy istnieje zawsze niebezpieczeństwo zapisywania na jego konto całego dorobku podporządkowanych mu organów władzy państwowej lub, co więcej, nawet dorobku gospodarczego i kulturalnego szerokich rzesz społeczeństwa. Nie jedno opracowanie dziejów księcia czy króla jest w gruncie rzeczy monografią jego epoki, w której panował. Imię panującego jest wtedy niejako pretekstem, hasłem wywoławczym czy wręcz symbolem pewnej sumy cywilizacyjnych dokonań."

Jaka biografia postaci średniowiecznej jest możliwa? Wypada podzielić refleksje Jerzego Wyrozumskiego, choć nie do końca. Biografia Kazimierza Wielkiego to opis sfer życia, na które wpływ miał władca, a do których wgląd daje nam lektura źródeł. Biografia, która ma społeczne znaczenie, uczy czytelników o publicznej roli wyjątkowej jednostki, czyli króla, i nie zagląda do alkowy, wtedy kiedy jednostka nie wpuszczała do niej osób postronnych, ma niewątpliwie dużą wartość poznawczą. Freudowskie analizy znaczenia sfery id w oparciu o źródła są rzadko możliwe, tym rzadziej jeśli to jest postać z odległej czasowo epoki, tym mniej jeśli o niej piszą inni, nie wypowiada się ona sama.


Jakiego Kazimierza Wielkiego stworzył Jerzy Wyrozumski po lekturze źródeł? Jest nim Kazimierz-polityk, realizujący politykę zagraniczną wobec innych rodów królewskich i cesarskich - Zygmunta i Karola IV Luksemburskiego, Karola Roberta i Ludwika Andegaweńskich, Ludwika Wittelsbacha. Kazimierzowi Wielkiemu każe się wyłonić zza swoich decyzji. Decyzji politycznych, dobrych w ostatecznym rozrachunku, bo przyczyniających się do rozwoju państwa. Decyzji podejmowanych również wobec Rusi, wobec Zakonu Krzyżackiego.

Autor stworzył portret władcy również przez pryzmat efektów działalności gospodarczej, widzianej na tle zmian w gospodarkach europejskich. Ponadto krakowski historyk dopatruje się ręki jednostki w polityce podatkowej, w inicjatywie założenia akademii krakowskiej, wreszcie w pozornie bardziej osobistych zabiegach o przedłużenie ciągłości władzy dynastycznej.

W książce opartej o dane przekazów źródłowych nie ma zainteresowania ponad miarę domysłami Długosza, który najszerzej, lecz z perspektywy 100 lat, opisywał dokonania władcy. Dlatego konstrukcji pracy Jerzego Wyrozumskiego nie należy rozumieć jako efektu wyważenia analizy danych o konsekwencji działań - których władca Polski był jednym, za to szczególnym, inspiratorem - a próbą stworzenia portretu, który próbuje sprostać wymogom biografistyki, skoncentrowanej na podaniu portretu psychologicznego jednostki. Jerzy Wyrozumski przyznaje na początku rozważań, że nie wiemy nawet jak wyglądał władca.


Szczupłość informacji źródłowych wymusiła oparcie portretu władcy na realizacji jego wizji politycznych i gospodarczych, ale nie stała się ona pokusą do stworzenia obrazu Kazimierza w opiniach innych, zdecydowanie późniejszych przekazów. Propozycja opisania „legendy” Kazimierza Wielkiego nie znalazła tutaj zainteresowania Jerzego Wyrozumskiego.


W sposób niepopularny o popularnych protokołach


Powołujący się na Protokoły... uważali, że mają do czynienia z dziełem autentycznym zawierającym ujawnioną wiedzą tajemną, przedstawiającą spisek grożący światu ze strony Żydów.

Zdaniem Janusza Tazbira przekonanie o autentyczności Protokołów... jest podstawą ich powodzenia. Mając to na uwadze autor przedmowy postawił sobie zadanie przedstawienia dowodów na fałszywość Protokółów... Dezawuuje je poprzez wskazanie inspiracji literackich, identyfikację środowisk odpowiedzialnych za ich zredagowanie, wreszcie pokazuje jak były eksploatowane do celów politycznych.

Wśród poczytnych prac wykorzystujących spiskową teorię dziejów Janusz Tazbir wymienia Rady tajemne... Hieronima Zaborowskiego (1607), polskiego eks-jezuity, który napisał paszkwil na swoich przełożonych, odpowiedzialnych za jego usunięcie z zakonu; Mémoires pour servir à l’histoire du jacobinisme (1797-98), ojca Barruella objaśniającego fenomen jakobinizmu w rewolucji francuskiej spiskiem templariuszy-wolnomularzy; powieść Biarriz (1868) Hermanna Godesche, która wprowadziła do obiegu motyw tajnego spotkania Żydów na praskim cmentarzu; oraz dialog między Machiavellim a Monteskiuszem pamflet Maurice’a Joly’ego. Był on istotnym źródłem, fragmentami wręcz niewolniczo kopiowanym w kompilacji powstałej z inspiracji przebywających we Francji przedstawicieli carskiej ochrany - utworu nazwanego Protokołami Mędrców Syjonu.


Przedmowa do wydanych Protokołów... ukazała się dwa lata wcześniej (w 1992 roku) od Sześciu przechadzek po lesie fikcji (wydanie angielskie 1994, polskie: Znak, 2007, wyd. 2) Umberto Eco. Kilka lat wcześniej włoski badacz literatury napisał znakomitą powieść Wahadło Foucaulta (PIW, 1988), w której obnażył mechanizmy teorii spiskowych tworząc historię grupy bibliofilów zaangażowanych w przedsięwzięcie inspirowane przez grupę wpływowych osób przekonanych o istnieniu trwającego od wieków spisku, którego celem jest panowanie nad światem. W jednej z sześciu tytułowych przechadzek włoski semiolog przedstawił schemat inspiracji i zmian literackich motywu spisku templariuszy-masonów-Żydów. Schemat w części pokrywa się z wywodem Janusza Tazbira różniąc się w punkcie wyjścia, jaki obydwaj uczeni sobie obrali. W porównaniu do polskiego autora wstępu Umberto Eco odpowiada na pytanie dlaczego fikcja literacka jest bardziej atrakcyjna od wyników naukowych badań.

Wstęp do Protokołów... jest niezbędną lekturą.


czwartek, 24 grudnia 2009

Jadę i obserwuję...

Nowa praktyka odśnieżania. Od dwóch dni obserwuję jeżdżące po lokalnych drogach Hajnowszczyzny samochody z pługami. Poruszają się bardzo szybko. Jedyny ich ślad pracy to koleiny w powoli topiącym się śniegu.
Po co to wszystko? Kolejny brak rozsądku i wydane bez potrzeby pieniądze? Może samochody sypią sól? Przecież tego nie widać, ale jak dowieść? Efektów nie widać. W dokumentacji będzie wszystko w porządku. Badacze nie będą mieli wglądu w praktykę dnia codziennego.

niedziela, 20 grudnia 2009

Świat przez pryzmat akt urzędu bezpieczeństwa - Urząd Bezpieczeństwa w Bielsku Podlaskim (1944-56)


Książki wydane przez pracowników IPN nie cieszą się sławą. Warto przedstawić taką tezę jaką pierwszą, pamiętając o zwolennikach drugiej mówiącej, że praca wykonywana przez pracowników tej instytucji przyczynia się do poznania ważnych kwestii historii współczesnej. Przyznajemy, że praca badawcza, której celem jest udostępnienie wiedzy o nieznanych sferach życia, sama w sobie nie jest kwestionowana, lecz jedynie sposób badania i dobór tematów. Dwa aspekty bardzo ważne. W nich bowiem bardzo dobrze możemy obserwować, że badanie spraw ludzi, którzy jeszcze żyją i kwestii mogących być obiektem zainteresowania konkurujących ze sobą partii politycznych ze względu na aktualność (element retoryki propagandowej), może być bardzo łatwo wykorzystane do wywarcia wpływu i osiągnięcia konkretnych korzyści. Poza tym należy dodać, że historycy pracujący na aktach urzędu bezpieczeństwa są narażeni przynajmniej na dwa niebezpieczeństwa. Pierwsze wiąże się z wstępującymi niekiedy brakami warsztatowymi młodych historyków. Nie dysponując odpowiednim doświadczeniem badawczym, znacznie łatwiej ulegają chęci dokonania pseudo-rewelacyjnego odkrycia, i co się z tym wiąże, mogą tworzyć tezy, które oparte na niepełnym i trudnym w interpretacji materiale źródłowym, pokażą w krzywym zwierciadle osoby, grupę społeczną lub omawiany temat. Po drugie, równie ważne, specyfika akt IPNu - gromadzących efekty działania służb bezpieczeństwa i odtajnione akta innych instytucji, pozostałych po czasach PRLu (1939-1985 - ramy czasowe, w jakich powstały gromadzone dokumenty) - pozwala na ferowanie wyroków, czyli wejście w kompetencje prokuratora i sędziego, których obecności współczesny paradygmat zawodu historyka nie dopuszcza (zdając sobie sprawę z obiektywizmu jako postulatu). Obydwa zagrożenia odnoszą się również do, powiedzielibyśmy uproszczając, pewnego stanu świadomości zawodowej badaczy: zakłada on osłabienie krytycyzmu badawczego wobec danych zawartych w aktach służb bezpieczeństwa, które może być konsekwencją postawy politycznej i światopoglądowej, mówiącej, że uprawnione jest dokonywanie rewindykacji historii w imię sprawiedliwości społecznej, i w imię zadośćuczynienia ofierze totalitarnego ustroju komunistycznego, jakim było społeczeństwo polskie.


Praca Tomasza Danileckiego i Marcina Zwolskiego, pracowników białostockiego IPN, powstała na bazie archiwaliów dotyczących działalności Urzędu Bezpieczeństwa w Bielsku Podlaskim w latach 1944-56. Autorzy korzystają również z wybranych źródeł podziemia niepodległościowego, wspomnień świadków. Jej tematem jest przedstawienie efektów działań instytucji represyjnej wobec przeciwników politycznych. Otrzymujemy zatem udokumentowaną narrację o przeprowadzonych akcjach, o członkach załogi bielskiego oddziału, o zakresie działalności. Badacze IPN pokusili się o odniesienie się do opinii społecznych, wypowiadających się wobec obydwu walczących stron. Należy przyznać, że udostępnione materiały źródłowe są cenne. Wnioski wychodzące poza sformułowany w tytule temat jednak muszą być obarczone pewnym błędem, bowiem są oparte o źródła, które nie mogą być traktowane jako jedyne i najlepsze do poznania postaw ludzi. Mając to na uwadze autorzy mogliby swoje konstatacje uczynić bardziej wyważonymi.

Posłużę się tutaj jednym przykładem. W autorskiej partii końcowej i rekomendacji prof. Jana Kofmana przewija się zdanie, które mówi, że Białorusini stanowili większość szeregowych pracowników Urzędu Bezpieczeństwa w Bielsku Podlaskim. Zdanie jest prawdziwe. Mamy na to dowód w postaci listy i krótkich biogramów osób zaangażowanych. Takie zdanie nie można jednak pozostawić bez komentarza i zastrzeżeń opartych o analizę tematu. Nasze zastrzeżenia chcielibyśmy przedstawić jako dowód, który uzasadni tezę, że historyk badając temat trudny, ponieważ odnoszący się do skomplikowanych relacji narodowo-etnicznych, nie może formułować ogólnych twierdzeń nie badając kwestii głębiej.

Po pierwsze pisząc Białorusini autorzy powinni zastanowić się skąd ten termin pochodzi, do kogo się odnosi i czy jest akceptowany przez grupę odniesienia. Należało koniecznie odpowiedzieć na pytanie jak liczna jest to grupa, jaki są jej cechy, tj. struktura zawodowa, płci, wieku, mobilność, wyznanie, status materialny. Ważne mogłyby być opinie o niej i jej o grupach sąsiadujących. Po drugie, dopiero teraz można by poddać analizie owych „wybrańców”, grupę ponad 80 osób, pracujących w urzędzie bezpieczeństwa w różnych okresach. Tutaj również kwestionariusz badawczy musi być bardziej szczegółowy. Trzeba zidentyfikować badanych. Należy wziąć pod uwagę ich status rodzinny, wiek, wykształcenie (na tle innych członków grupy), długość czasu pracy (średnio ponad rok), ocena bagażu doświadczeń (przeważnie działacze tzw. białoruskich organizacji opozycyjnych), sposobu rekrutacji (np. grupa 7 osób z okolic Długiego Brodu), wreszcie dokonać interpretacji przyczyn zwolnienia (alkohol, niesubordynacja, w kilku przypadkach zabójstwa) i dalszej kariery (kilku pracowało do 1956 na tzw. ziemiach odzyskanych). Analizując akta bezpieczeństwa należy pamiętać, że mogły być one fabrykowane przez przełożonych.

Dopiero wówczas przytoczone zdanie może nabrać znaczenia, nie będzie pustym uogólnieniem, narażonym na zarzut bycia jednak sądem stereotypowym wobec grupy, a co za tym idzie także anachronizmem, jeśli nie odzwierciedleniem fobii.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Jak nie upaść wraz z upadającym ustrojem?


Historia ostatnich lat istnienia absolutnej monarchii francuskiej jest pozornie łatwa do napisania. Cóż bowiem może być prostsze niż opisanie dziejów upadku, znalezienie dowodów na nieuchronny koniec pewnego etapu dziejów. Wiedza o tym co się stało w latach 90. XVIII wieku może łatwo determinować interpretacje historii. I to nie tylko współczesnych nam badaczy, lecz i świadków piszących o nieodległej im przeszłości.
Czy można wyjść poza zaklęty krąg narzucających się wniosków? Czy może jeszcze zainteresować kogokolwiek odpowiedź na pytanie jak upadał ustrój francuskiej monarchii francuskiej? Pisząc biografię Ludwika XVI Jan Basziewicz stanął przed trudnym zadaniem. Podstawą jego pracy badawczej są liczne relacje świadków epoki, niewątpliwie w większości krytyczne wobec głównego tematu. Czytamy opinie dworzan, uchodzących za liberałów księży - wśród nich wybijają się w narracji sądy ksiądza Veriego, niemal wspołgrające z opiniami autora książki - oraz osób bezpośrednio obserwujących i notujących życie Ludwika XVI. Do tego dochodzą informacje o działaniach politycznych rządu. Niewiele jest świadectw prasowych, niewiele opinii przychylnych monarsze.
Władza wykonawcza, na czele której stoi Ludwik, stanowi ważną oś opowiadania. Obserwacja zmian na stanowiesku ministra finansów - od uchodzącego za lierała Turgota przez propagującego oświecony monarchizm finansistę Neckera, a w międzyczasie licznych bezbarwnych statystów - przedstawia kolejno tracone szanse na uratowanie ustroju. Tym mocniej daje czytelnikowi poczucie, że nadchodzący koniec rządów Ludwika XVI był najlepszym rozwiązaniem z możliwych. Do tego poglądu dopisuje się dochodzi charakterystyka postaci francuskiego władcy i jego otoczenia: dworzanie - po pierwsze, zbyt liczni, po drugie, skoncentrowani na eksploatowaniu finansowym stanowisk, które wykupili od potrzebującego pieniędzy władcy próbującego zaspokoić potrzeby kosztownej polityki, po trzecie wreszcie nie dostrzegający zmian ustrojowych zachodzących w sąsiednich monarchiach. Z antypatią patrzący na osiągnięcia organizacyjne angielskiej monarchii konstytucyjnej (z którą Francja osiąga iście pyrrusowe zwycięstwo na początku lat 80.), nie dostrzegający działania monarchów oświeconych Austrii i Prus.
Opisując środowiska opiniotwórcze autor chyba świadomie pomija świadectwa przedstawicieli wolnych zawodów. Czy jednak ich głos był słyszany w Wersalu, przez władcę zamkniętego w pałacu i obserwującego świat z dachu przez lunetę ?
Ludwik XVI uchodzi bowiem za człowieka zajmującego miejsce nie przeznaczone dla niego. Nieśmiały i co za tym idzie małomówny, wrażliwy na punkcie nieomylności władzy monarszej, mało zainteresowany obowiązkami władcy, a poprzez to niepotrafiący otoczyć się doradcami, którzy potrafiliby wyprowadzić kraj z kryzysu. W końcu opowieści nie bez odrobiny sarkazmu Jan Baszkiewicz pisze: „Wolno współczuć losowi tego przeciętnego człowieka, dobrego ojca rodziny, władcy pozbawionego demonicznych wad i wybitnych zalet. Prawa sukcesji dynastycznej odebrały mu szanse powodzenia na miarę jego możliwości. Mógł być przecie bardzo dobrym kartografem, zegarmistrzem, albo ślusarzem.” (s. 276) Czy zatem nie stało się dobrze, że monarchia upadła po raz pierwszy?
Warto się jednak zastanowić nad ceną jaką poniosło społeczeństwo francuskie w kilku następnych latach? Zwłaszcza z perspektywy polskiej wydaje się narzucać pytanie: czy nie można było mniej krwawo? Zapytamy się o to Jana Baszkiewicza i Stefana Mellera, autorów analizy zatytułowanej Rewolucja francuska 1789-1794. Społeczeństwo obywatelskie (Warszawa, 1983), wydanej w czasch kiedy pytanie o cenę polskiego społeczeństwa obywatelskiego nie było pozbawione obawy o rozlew krwi.

niedziela, 6 grudnia 2009

Wiarygodnie o Kozakach


Ciekawą pozycję w kanonie lektur historycznych o europejskim wschodzie stanowi Na dalekiej Ukrainie. Dzieje Kozaczyzny do 1648 roku Władysława A. Serczyka, wydana po raz pierwszy w 1984 roku przez Wydawnictwo Literackie. W intencji autora książka została pomyślana jako pierwsza część historii Kozaków. Stąd data graniczna wyznaczona znaczącym wydarzeniem, jakim było powstanie Kozaków pod przywództwem Bohdana Chmielnickiego.

Zadanie, jakie postawił sobie autor, obejmuje przedstawienie wszystkich sfer życia Kozaków. Zadanie to było trudne, przede wszystkim zważywszy na charakter podmiotu. Kozacy nie produkowali bowiem świadectw historycznych, które dają się umiejscowić precyzyjnie w czasie i przestrzeni. Dumki zawierają warstwę faktograficzną, lecz ze względu na sposób prezentacji w formie śpiewanej podlegały zmianom ich elementy. Trudno jest zatem ocenić wiarygodność ich przekazu, zwłaszcza że dopiero w XIX wieku etnologowie utrwalili pierwsze pieśni. Mając na uwadze niewielką ilość danych materialnych, one również nie oparły się czasowi ze względu na przewagę elementów drewnianych, badania nad kulturą Kozaków opierają się na źródłach zewnętrznych. Najwięcej informacji Władysław A. Serczyk zawdzięcza relacji francuskiego oficera i kartografa Wilhelma Beauplana, wydanej w 1651 roku i posła habsburskiego Eryka Lassoty, którzy zostawili najbardziej szczegółowe opisy Ukrainy, począwszy od wiedzy na temat geografii skończywszy na obyczajach i ciekawostkach. Działania polityczne są uchwytne za to w aktach dyplomatycznych. Warszawa pierwszej połowy XVII wieku często była odwiedzana przez posłów kozackich w związku ze stale ponawianą sprawą rejestru Kozaków. Ponadto wypada odnotować opinie o Kozakach pojawiające się za każdym razem gdy ich oddziały pustoszyły dobra. Władysław A. Serczyk rekonstruuje dzięki nim trasy przemarszów Kozaków.

Trzeba powiedzieć, że autor Na dalekiej Ukrainie... ufa przekazom dumek widząc w nich przede wszystkim świadectwo przechowujące trwałe wartości kultury, szczególnie mentalności Kozaków. Dzięki takiemu układowi otrzymujemy barwny obraz wschodniej Ukrainy i jej mieszkańców. Opis środowiska geograficznego i kultury materialnej, opis menu, fryzur, higieny, strojów - które zawsze odzwierciedlały mody obszarów ostatnio rabowanych, wreszcie prawa siczowego i władzy atamanów. Opisowi kultury towarzyszą dzieje polityczne znaczone nazwiskami atamanów, miejscami wypraw łupieskich, poselstw i powstań wymierzonych w przeciwników ograniczających cele życiowe Kozaków, także polskiego władcy i hetmanów chcących podporządkować politycznie niesfornych mieszkańców Naddnieprza.