czwartek, 12 lipca 2007

O komunikacji


Mała korekta. Dom, w którym prowadzimy prace wykonczeniowe, nie leży w Juchnowcu, lecz w miejscowości Lewickie.
Przed południem przybyła ekipa wiercąca studnie. Trzech nieogolonych łysoli w dresach i tatuażami. Prawdziwie zawodowo klęli, co drugie słowo to przekleństwo (Sławek czułby się pozornie jak ryba w wodzie). Jeden z nich wyglądał jakby go przed chwilą wypuściłi z więzienia: tatuaże, na łysej głowie blizny szczelina między zębami. Pozostali brzuchaci. Ich twarze pokazywały zacięcie i lekkie zmęczenie jakby byli na wiecznym kacu. Pokręcili się, zainstalowali sprzęt i … pojechali do sklepu. Po powrocie sprawdzili jego działanie i zajęli się niesprawnym samochodem. Kiedy odjeżdżaliśmy o 4tej już ich nie było. Mam nadzieję, że nie będę musiał ich oglądać.
Piotr jest początkującym przesiębiorcą. Jeszcze do niedawna pracował z bratem i z Bogdanem. Miał pecha i nikt nie chciał się u niego zatrudnić. Bogdan powiedział, że pewnego dnia był umówiony z ośmioma kandydatami i… żaden nie przyszedł. Piotr ma 24 lata i próbuje się dorobić montując własną ekipę. Dziś wpółpracownicy byli bardziej złośliwi wobec szefa. Nawet Bogdan omawiał jego postawę lekceważącym tonem.
Dawid ma 21 lat, w co nie można łatwo uwierzyć. Jest duży, barczysty i waży, jak wyznał, 100 kg. Stara się pracować jak najlepiej bo, jak powiedział, ma żonę i dziecko w drodze. Po jego zachowaniu na stanowisku pracy widać, że posiada doświadczenie. Po za tym jest ciekawski.
Kiedy Sławek zaczyna mówić - a trochę się ożywił - na mojej twarzy pojawia się grymas niesmaku. Jeszcze nie miał dłuższej wypowiedzi bez wulgaryzmów. Jeśli się komunikujemy to jednowyrazowo.
Dziś jednak pojawiły się nieporozumienia. Proste, w komunikacji. Wydaje mi się, że to główne źródło konfliktów. Niewiele osób potrafi w sposób prosty, używając uniwersalnie dostępnego słownictwa powiedzieć o co chodzi. Trzeba znać specjalny kod i wyobraźnię, aby móc przedstawić efakt zamierzonego działania. W związku z moim błędem w pomiarze usłyszałem lekceważące określenie - nauczycielu. Widać było, że obijanie płytą wewnętrznej, szczytowej części strychu męczy wszystkich nadzwyczajnie. Nawet Bogdan i Dawid w pewnym momencie przestali się rozumieć. Sławek wyszedł wcześniej.
Pracowałem w wacie, na samym szczycie domu. Bardzo duszno i kłująco. Jeszcze teraz mam zaczerwienioną skórę od mikrodrobin szklanych. Dopiero po południu szef dostarczył nam kombinezony. Do tamtej pory pracowałem jedynie w masce przeciwpyłowej. Zszedłem stamtąd cały spocony. Jutro ma być szpachlowanie.

Brak komentarzy: