niedziela, 28 marca 2010

Przychodzi pamięć do czytelnika

Dlaczego dobrze się czyta dowcipy? Albo inaczej - dlaczego niektórzy potrafią żarty opowiadać i pamiętają niezliczoną ilość faktów? Mówi się, że nie każdy może opowiadać żarty. Autor należy do tej grupy.

Żart należy do tekstów mówionych w tym znaczeniu, że po pierwsze opowiada się go oraz, po drugie, to co jest opowiadane jest rozmową. Ważne wydają się techniki zapamiętywania, czyli, używając arystotelesowskiego modelu opisującego zapamiętywanie, sposoby redukowania całości do wyobrażeń. Zatem żart może być takim zredukowanym wyobrażeniem pewnej całości, idei. To takie współczesne exemplum, zawierające łatwe do przywołania hasło, obraz, dźwięk, to taka, używając innego porównania, zakładka odsyłająca do obszerniejszej, bardziej złożonej treści.

Można zatem przyjąć, że autorzy książki „Przychodzi Platon do doktora. Filozofia w żartach” (Media Rodzina, 2009) Thomas Cathcart i Daniel Klein postanowili wykorzystać ten mechanizm pamiętania, by powiedzieć o rzeczach trudnych w sposób umożliwiający zapamiętanie i, zgodnie z komunikacyjną teorią kultury, dający możliwość komunikowania, czyli tworzenia kultury.

Czy żarty mają uniwersalną moc pamięciotwórczą? Można zaryzykować obydwie tezy - tak i nie. Trudno bowiem znaleźć uniwersalne sensy, które będą przywoływać lub odsyłać do idei bardziej złożonych. Przecież pamięć kształtuje się indywidualnie. Z drugiej strony może jednak istnieją techniki tworzenia wyobrażeń, które ze względu, np. na zasadę kontrastowania obiektów, spełniają zadanie u sporej liczby odbiorców. Wydaje się, że istnieją, bowiem taką pierwotną matrycą mogą być litery alfabetu i kryjąca się za nimi zasada porządkowania według ustalonego układu. A przecież każdy poznaje jakieś litery w pewnym etapie rozwoju społecznego. O etapach uczenia się więcej powiedzieliby psychologowie kognitywiści, w rodzaju Jeana Piageta.
Przyjmijmy jednak, mając przez cały czas na uwadze warunkujący rozwój pamięci rozwój umysłu (mózgu, intelektu), że edukacja, jakiej dziecko, a potem dorosły są poddawani ma wymiar społeczny, czyli odnosi się do znanych szerszej grupie wartości, pojęć, czy po prostu obiektów (tzw. elementów znaczących). Wszystko po to, aby móc rozumieć żarty (przepraszam za reductio ad absurdum). Czy jest ich wiele można sprawdzić opowiadając przypadkowej grupie osób dowcip i czekając na reakcję słuchaczy. Uwaga: jej członkowie mogą roześmiać się tylko dlatego, że tak wypada. A zatem ważna jest też zasada kontekstu, a nie jedynie uniwersalne odniesienie.

Autorzy książki - absolwenci filozofii z Harvardu - i polski tłumacz musieli zatem zmierzyć się z problemem uczynienia żartów zrozumiałymi dla jak największej liczby odbiorców. Może nawet trudniejsze zadanie czekało polskiego tłumacza. To on musiał dokonać przejścia od amerykańskiego źródła znaczeń do polskiego odpowiednika. Już bowiem tytuł tego wymagał. W angielskiej wersji mamy „Plato and a Platypus walk into a Bar... Understanding Philosophy through Jokes” (patrz: site Web). W polskiej wersji tłumacz zmodyfikował matrycę „przychodzi baba do lekarza...”. Udało się? Nie całkiem. Były trudniejsze zadania jak wtedy, kiedy Cathcart & Klein zdecydowali się na opowiedzenie "Polish Joke". Ale tłumaczenie idealne nie jest tłumaczeniem.

Cechą szczególną żartów wykorzystanych przez Cathcarta & Kleina jest ich ukierunkowanie na ilustrowanie idei. Jest to priorytet, na równi z doborem żartów o uniwersalnym potencjale rozśmieszania. Mamy zatem dowcipy wskazujące działanie reguły reductio ad absurdum, pokazujące mechanizm logiki indukcyjnej, cechy metafizyki itd., słowem układ jak w tradycyjnym podręczniku. Opierając się na spisie treści powiedzielibyśmy, że książka jest mocno zredukowanym tematycznie szkolnym podręcznikiem filozofii. A jednak tak nie jest. Jeśli chcemy wyjaśnić powiedzmy zasadę syntetycznych sądów apriorycznych Kanta warto rozpocząć wywód od stosownego żartu. Jeśli okaże się śmieszny dla odbiorcy, pełen sukces. Można dokonać rozkładu tej krótkiej narracji i pokazać elementy szczególnie znaczące dla celu wywodu - bez cytowania zagadnienia. Zostawmy je na koniec. W najgorszym razie dowcip zostanie zapamiętany bez filozoficznej pointy, lecz wierzę, że są duże szanse, aby tak się nie stało. Jeśli zaś dowcip okaże się nieśmieszny - to częste, jak wynika z mojego czytania dowcipów w klasie, w której dominują dowcipy z gatunku rubasznych - zostaje podana materia wyobrażeniowa (konkretna sytuacja), do wyobrażenia i zachowania przez odbiorcę. A zatem też nieźle.

Warto zastrzec, że po lekturze książki nie będziemy pamiętać wszystkich pojęć, do których prowadzą zaproponowane przez autorów żarty. Zasadniczo dlatego, że przywoływanie pamięci ma charakter ustny, a czytanie linearny i graficzny. Autorzy zdawali sprawę z różnic w komunikacji pisemnej i oralnej. Dlatego oralizują. Próbą uczynienia jak najbliższego komunikacji oralnej przekazu są wstępy i zakończenia poszczególnych rozdziałów książki w postaci dialogów między Dimitri (może chodzi o Dymitra?) i Tasso. Przyznajmy, że są one równie zabawne i pouczające jak następujące potem żarty.

A co z tymi, którzy nie potrafią opowiadać żartów i nie pamiętają niezliczonej ilości faktów? Może nie spotkali na swojej drodze swoich żartów?! Może zatem warto sięgnąć po książkę Cathcarta & Kleina?


poniedziałek, 15 marca 2010

Zrozumieć społeczeństwo obywatelskie - lektura


Jan Baszkiewicz i Stefan Meller napisali bardzo wartościową książkę.

Jak wcześniej zaznaczyłem, warto by było zastanowić się nad odpowiedzią na pytanie czy konieczne były miliony ofiar, jakie pociągnęła za sobą rewolucja francuska? Pytanie to zamierzałem postawić autorom „Rewolucji francuskiej 1789-1794. Społeczeństwa obywatelskiego”.

Pisząc tę książkę przed 1983 rokiem polscy badacze mieli już za sobą obserwacje sierpnia 1980 i refleksje nad nim, przed nimi były dalsze losy polskiego ruchu syndykalistycznego, a ich bieżącym doświadczeniem były internowania działaczy opozycyjnych, pogłębiający się kryzys gospodarczy państwa komunistycznego. W książce nie ma bezpośredniej odpowiedzi na postawione przeze mnie pytanie, choć perspektywa krwawej rozprawy - jak pokazała to jesień 1989 roku w Rumunii oraz znany wszystkim czerwiec 1956 w Poznaniu - musiała być brana pod uwagę przez wizjonerów, ekspertów stawiających pytanie co dalej z osiągnięciami Solidarności z 1980 roku.
Choć nie udzielili odpowiedzi bezpośredniej, można zasugerować, że Jan Baszkiewicz i Stefan Meller zabrali głos w sprawie efektów polskiego Sierpnia. Można zatem przypuszczać, że obawa utraty jego dokonań w pewnej mierze dopełniła wybór tematu książki (Jan Baszkiewicz kontynuował podjęte tutaj badania. Kilka lat później ukazały się: „Francuzi 1789-1794: studium świadomości rewolucyjnej (1989); „Nowy człowiek, nowy naród, nowy świat” (1993).

Śledzimy narodziny francuskiego społeczeństwa obywatelskiego: powstawania i ewolucji instytucji konstytucyjnych, później republikańskich, ruchów partyjnych w postaci klubów. Obiektem analizy jest również armia, jej odmiany. Badacze obserwują kształtowanie się opinii publicznej. Aby ją zrozumieć autorzy pochylają się nad zmianami w gospodarce, koncentrują uwagę na polityce wobec posiadaczy i wobec biednych, by uchwycić kwestie własności. Badają opinie nie tylko paryskich mieszczan i przedstawicieli wolnych zawodów, elity tzw. tiers état. Opinie prowincji również zostają odnotowane i zestawione jeśli zachodzi potrzeba.
Trzeba pamiętać, że panorama poglądów politycznych od rojalistów, żyrondystów, sankiulotów i jakobinów odzwierciedlała w znaczniej mierze opinie społeczne. Arcyciekawe są obserwacje fluktuacji popularności, szukanie wpływu wzrostu i opadania emocji w wystąpieniach retorów i mentorów rewolucji Dantona, Desmoulinsa, Marata, Robespierre’a.

Zrozumienie mocy sprawczej rewolucji każe pamiętać o sferze mentalności. Używając terminu opinia publiczna trzeba pamiętać o przewrocie, jaki dokonał się w terminologii. Stefan Meller zwraca uwagę na jakości związane z nowym opisem rzeczywistości. Nowe słowa, jak choćby „naród”, znaczenie podawania informacji a zatem i prasy, a także takich kanałów informacji i kształtowania opinii jakimi były pieśni, teatr. Wreszcie kalendarz, nowy wymiar wierzeń (nowe kulty świeckie) i nowe pojmowanie roli rodziny - wszystko to składa się na nową jakość, na obywatela, który jest równy wobec prawa, ale sam musi zmagać się z mnogością zachodzących zmian, lękiem i obawami.
Autorzy nie wahają się pokazać szczegółów „bólu narodzin” społeczeństwa obywatelskiego. Koncentrując się na okresie 1789-1794 ani słowem nie wspominają, że wraz z końcem dyktatury jakobinów nie mamy do czynienia z końcem przemian. Stefan Meller bez wahania przywołuje wydarzenia o 80 lat późniejsze - Komunę Paryską i stanowienie III Republiki, by pokazać proces. Nie waha się przywołać ech literatury popularnej, tzw. powieści w odcinkach, powstającej kilkadziesiąt lat po wydarzeniach by pokazać efekty mitologizowania rewolucji.

Opisując tworzenie nowych jakości w polityce i relacji między władzą polityczną a społeczeństwem Jan Baszkiewicz odwołuje się do konkretnych danych. Możemy zatem obserwować jak wiele decyzji podyktowanych było partykularyzmami, małością charakterów przywódców, jak wiele ofiar rewolucji było przykładem głupoty, nieudolności, czy przekupstwa sprawców. Korupcja, biurokracja, kumoterstwo - nieodparcie nasuwają skojarzenia z częstą charakterystyką relacji między władzą a społeczeństwem w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku w Polsce. Wypada dorzucić banał, że prasa, teatr były nie tylko narzędziem propagandy władzy politycznej, ale też kontroli społeczeństwa nad działaniami rządzących. Wiedzieli o tym polscy autorzy filmu dokumentalnego „Władcy marionetek” (TVN), opisującego kłamstwa współczesnej władzy politycznej na różnych szczeblach i w różnych kontekstach.
Ale możemy również obserwować działania rozpolitykowanych działaczy, a w nich konsekwencję, nieustępliwość, wierność idei obywatela i narodu, śledzić poświęcenie szeregowych Francuzów w momencie, gdy poczuli odpowiedzialność za losy kraju, jak choćby w bitwie pod Valmy, kluczowej dla zmagań z agresorem pruskim i austriackim.
To prawda, że niekiedy trudno odpowiedzieć czego było więcej poświęcenia dla idei czy wyrachowania - obydwie postawy dają się udokumentować w tekście książki, ale obydwie można złożyć na ołtarzu ofiar budowy społeczeństwa obywatelskiego. Wygasanie fermentu zmian po upadku jakobinów na pewno dowodzi, że sinusoida zaangażowania w budowanie nowej politycznej rzeczywistości osiągnęła wartości dolnej części wykresu. Trwanie Dyrektoriatu przez pięć lat, dyktatura Napoleona Bonapartego wreszcie restauracja monarchii z perspektywy czasu pokazują pewną dziejową konieczność w rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, dyktowaną przyznajmy także przez otoczenie międzynarodowe tworzącego się trwałego sojuszu Prus, Austrii, Rosji powstałego na bazie politycznego prymatu idei równowagi sił. Podnosząc znaczenie pięciu lat (1789-1794) należy pamiętać o recepcji idei rewolucji przez Napoleona, o ciągłym rozwoju publicystyki politycznej, a za nimi podnoszenia świadomości politycznej obywateli Francji. To proces zapoczątkowany rewolucją 1789 roku, której długość trwania w świadomości Francuzów badał François Furet, a której koniec obwieścił gdzieś na początku XX wieku.

Mam, być może mylną, intuicję, że 500-stronicowa praca jest ponad siły statystycznego polskiego ucznia szkoły średniej. Jeśli przez przypadek mam rację wypada żałować, bowiem oprócz bogatej warstwy faktograficznej, wyważonych opinii potencjalny czytelnik straci również niezwykle wartościową lekcję pisanego języka polskiego. Nie ma w nim kolokwializmów, jest precyzja terminologiczna, nie ma popisywania się elokwencją, jest rzeczowa analiza, nie ma spłaszczania wywodów, jest dążenie do uchwycenia wyjątkowości działań, stąd ciekawe neologizmy i użycia rzadkich terminów fachowych. Wydaje się, że każde niemal zdanie niesie głęboki sens. Dodajmy, że można wyraźnie odróżnić style pracy obydwu badaczy. Jan Baszkiewicz troszczy się o detale, dba o prezentację poglądów uczestników zdarzeń, prezentuje wyrafinowaną analizę skoncentrowaną przedstawianiu złożoności zmian społecznych. Jego analizy są nie tylko znakomicie udokumentowane, również celnie spointowane. Stefan Meller z kolei dysponuje bardziej swobodnym stylem pisarskim. Koncentruje się na wyszukiwaniu zjawisk ważnych z punktu widzenia dokonujących się zmian społecznych, stosuje na przemian przybliżenia i oddalenia perspektywy badawczej by lepiej ukazać czytelnikowi ich istotę. Jego podejście można było uznać jeszcze kilkanaście lat temu za nowatorskie. Na pewno w wielu kręgach historyków praktyków za takie może uchodzić jeszcze dzisiaj.
Znakomita lektura.


niedziela, 7 marca 2010

Ajaj!

Takie jaja tylko w Oświęcimiu. Mnie się podoba!


Kasety z pogrzebu?

Ciekawe czy wypożyczalnia kaset dobrze prosperuje? Może dysponuje niszową ofertą?
Warto pojechać do Hajnówki i sprawdzić.


Rarytas

Zdjęcie nie wymaga komentarza.
Znajdowało się ono na dworcu PKS w Białymstoku. Dodam, że kilka dni później napis zmieniono, na mniej przyciągający uwagę.


Kup sobie tanio wizerunek Żyda

W ofercie białostockiego supermarketu, na półce z artykułami papierniczymi.
Do tej pory przedstawienie Żyda z takim "atrybutem" widziałem tylko na Rynku Kościuszki, u sprzedających obrazy miejscowych malarzy.
To oni wyjaśnili mi sens tego przedstawienia. Obraz Żyda z monetą przynosi szczęście właścicielowi domu, w którym się znajduje. Trzeba jedynie pamiętać o tym, by wizerunku nie umieszczać na ścianie przeciwległej do wejścia/wyjścia. W przeciwnym razie "pieniądz wyjdzie".
Wydaje się, że nie jest to obyczaj typowy dla Podlasia. O długiej tradycji stereotypowego wizerunku Żyda pisze Joanna Tokarska-Bakir w "Legendach krwi. Antropologia przesądu" (W.A.B., 2008).
Czy supermarkety w innych regionach Polski też rywalizują z miejscowymi artystami o rynek symboliczny?


Po co istnieją historycy?

Wypowiedź zasłyszana w czasie konferencji poświęconej omówieniu nowej edycji "Kazań Świętokrzyskich". Historyk podsumowujący wywód kilku językoznawców, pewny siebie, mówi z przeznaczoną dla publiczności ironią:

Biedni historycy przekładają na rzeczywistość wnioski językoznawców!

Na sali przeważali chyba jednak językoznawcy, ponieważ natychmiast rozległ się głośny śmiech.