poniedziałek, 26 lutego 2007

Odwilż w Rospudzie


Taki afisz znalazłem na jednej z tablic ogłoszeń ILSu, w ubiegłą niedzielę.
Tego samego dnia w dolinie Rospudy doszło do konfrontacji mieszkańcow Augustowa trzymających krzyże, symbole śmiertelnych ofiar tirów, z ekologami. Broniący przyrody stanęli na wysokości zadania i nie dali się sprowokować -- podaje Gazeta Wyborcza i blog Adama Wajraka.
Działania władz są chaotyczne: pomysł referendum w sprawie budowy obwodnicy wśród mieszkańców Augustowa jest bezprzedmiotowy, bowiem jego moc sprawcza jest żadna, zwłaszcza wobec unijnego prawa. Jego rezultat jest łatwy do przewidzenia. Ponadto padł zarzut, że mająca zostać przeprowadzona w maju akcja będzie powiązana z kampanią do ponownych wyborów do podlaskiego sejmiku wojewódzkiego.
Wobec powyższego wydaje się, że trwa oczekiwanie na zdecydowaną reakcję Komisji Europejskiej. Jak podaje Polskie Radio misja polskiego ministra ochrony środowiska mająca na celu przedstawienie lokalnej racji stanu nie powiodła się. W najbliższym czasie należy spodziewać się kolejnych decyzji Komisji, co może jeszcze bardziej wpłynąć na antyunijne nastroje wśród mieszkańców Augustowa.
Jaki będzie kolejny etap konfrontacji obrońców przyrody z mieszkańcami, manipulowanymi przez lokalnych, radykalnych polityków? Obecność krzyży w niedzielnym happeningu wskazuje na chęć przypisania elementów religijnych do sporu. Oby nie było lokalnej krucjaty, bo niestety trudno oczekiwać innych metod prowadzenia sporu. Mieszkańcy są osamotnieni, manipulowani i niedoinformowani.

czwartek, 22 lutego 2007

Rospuda w zamrożeniu?

Lobby broniące przyrody w dolinie Rospudy rośnie. Prace drogowe, jakie miały rozpocząć się dzisiaj, wydają się być wprowadzane w letarg: geodeci nie mogli pracować tak jak powinni ze wględu na dość duże mrozy, prezydent Kaczyński wyraził sprzeciw wobec nagłego podjęcia prac, a przedsiębiorstwo mające podjąć prace drogowe ma niespodziewaną kontrolę. Czyżby to oczekiwanie ze strony władz polskich na rezultaty działań restrykcyjnych, nad których podjęciem pracuje Komisja Europejska? Samorząd lokalny nie może zrobić niczego poza blokadą miasta przed tirami.

środa, 21 lutego 2007

Rospuda



Dla Rospudy. I dla siebie samego. Myślcie nad obwodnicą, ponieważ mam wrażenie, że problem ochrony przyrody jest odsuwany w mediach na rzecz eskalowania antagonizmu polsko-unijnego. Spostrzeżenie po obejrzeniu pokazanych wypowiedzi mieszkańców Augustowa.
Drugim punktem sporu jest problem śmierci: dzieci pod kołami samochodów i przyrody niszczonej przez zmianę warunków ekologicznych (w dalszej perspektywie także ważnej dla człowieka). Bezpośrednimi stronami sporu są mieszkańcy miasteczka i ekologowie. Na drugim planie są władze: (1) bliżej władze miejskie Augustowa, które obwieściły gotowość blokady ruchu tirów, (2) nieco dalej polskie władze państwowe broniące inicjatywy komunikacyjnej i Komisja Europejska stawiająca na pierwszym miejscu znaczenie unikalnych zasobów przyrody.

poniedziałek, 19 lutego 2007

Gdzie są granice zawodu?


Gdzie już nie jestem nauczycielem? Za ogrodzeniem szkoły, czy wtedy gdy w zasięgu wzroku nie ma młodzieży? To pytanie o granice praw do wpływu na młodzież i prawa do używania terminu "autorytet", i wykorzystywania jako narzędzia władzy.
Albo opisując zagadnienie nieco mniej w barwach teorii konfliktu, jakie są zasady współżycia "nauczyciela" i "ucznia" w przestrzeni społecznej? Rywalizacja, obrona - a zatem wielokrotnie można je traktować w terminach tarcia dwóch ośrodków dążących do innych celów. Wyjątki są i potwierdzają praktyke.
Ale moje zagadnienie dotyczy granic. Czy nawet znakomity nauczyciel jest nim w każdej sytuacji i miejscu? A jego życie osobiste to także sfera "prezentacji wzorów" godnych naśladowania? Czy poza szkołą nauczyciel jest jeszcze przechodniem, pasażerem, klientem, petentem w chwili gdy widzi młodego człowieka? Czy musi w tym momencie włączyć się "czerwona lampka" i powinien nadzorować odpowiednie zachowanie dorastającego członka społeczności? A może może nie pamiętać o tym i pójść dalej zgodnie z jakimś innym planem?
A może to raczej pytanie dotyczące postawy w życiu społecznym, zaangażowania w nie, świadomy udział w demokratycznym współżyciu i kreowaniu pozytywnych zachowań, reagowaniu na przypadki nadużyć i przestępstw? Ale taka wartość wykracza poza model zachowania nauczyciela/wykładowcy. Bowiem nauczyciel to nie ten, który przekracza próg szkoły, gdzie wykłada wiedzę. Taki jak każdy człowiek uczy się ról społecznych. Tylko dlaczego każe się mu świecić przykładem! Co to jest bowiem przykład? Cokolwiek nim jest to media proponują ich więcej, one są ośrodkiem tworzącym i narzucającym postawy wobec świata! A zapracowany rodzic nie radzi bardzo często z latoroślą i wysyła ją do szkoły w nadziei, że tam pociecha nauczy się życia. I uczy się go lepiej lub gorzej, ale coraz częściej ośrodkem dystrybucji wiedzy nie jest nauczyciel/wykładowca. Ten jest bowiem przede wszystkim urzędnikiem, dystrybutorem wartości programowych i propaństwowych. Zaś pedagogiem w ścisłym tego słowa znaczeniu jest kolega, internet, telewizja. Czy tutaj należy stanąć do rywalizacji?
Czuję się osamotniony. A do samotnej wędrówki byłem przygotowywany przez moich nauczycieli.

niedziela, 18 lutego 2007

Co powiedzieliby na to psychologowie?


Po przeczytaniu tej książki nie mam ambiwalentnych uczuć. Mam za to poczucie, że Apple jest przedsiębiorstwem hiperfaustycznym, światem samym w sobie, tworem uwielbianym i przynoszącym cierpienia: dla masochistów i sadystów emocjonalnych - tak przedstawili je Simon & Young ("iCon", Emka, 2006).
Steve Jobs to ikona sprzeczności: upadający bóg, nienawidzony w relacjach międzyludzkich i uwielbiany w chwilach zwycięstw zawodowych za determinację i wizjonerstwo; nieprzewidywalny w działaniach i dlatego przyciągający jemu podobnych, nieustabilizowanych w nieustabilizowanym świecie. Niedaleko jabłko pada od jabłoni.
Uzdolniony w marketingu: dostrzegł jak bardzo liczy się opakowanie i łatwość obsługi produktu. Za trafiającą w gusta wielu estetykę i prostotę obsługi należy podziękować - ale czy tylko Steve'owi Jobsowi, czy całemu zespołowi.
Podziękowania wysłałbym mailem, nie chciałbym spotkania z nim, ani oglądania na żywo blasku jego sławy. Trochę współczuję mu, jako człowiekowi, sierocie.
Charyzma? Jeśli tak to w połączeniu ze strachem, ślepym posłuszeństwem. To cechy wymagane w środowisku rywalizującym o władzę i w mniejszej skali zysk finansowy. Ofertą jest zwycięstwo, drogą dążenie do celu nie licząc środków.
Wiadomo o dużo o nim jako ikonie medialnej. jako o człowieku mniej, choć nieporównanie więcej niż o innych, jemu podobnych. To dobrze?
Demoniczność ekscytuje, wywołuje romantyczne fantazmaty pożądania tego co nieznane, ukrywane przed innymi i samym
sobą. Czy taki był plan autorów książki? Model jaki ukazuje się oczom wyobraźni czytelnika odpowiada pewnej konstrukcji człowieka naznaczonego sieroctwem: brakiem miłości, powodującym nieumiejętność dawania, zamknięciem w sobie i wytworzeniem własnego świata, ranieniem ludzi i ucieczką przed przeszłością skutkującą powtarzaniem jej scenariuszy.
Czy prosty i skueczny komputer Apple'a już takim nie jest? Czy element "katharsis" zawarty w tej książce dodaje raczej blasku tej bieli? Czy też mamy do czynienia kolejnym działaniem marketingowym i pozostajemy poza kręgiem autentyczności, sami i bez poczucia bezpieczeństwa.

piątek, 16 lutego 2007

(Nie)podręcznikowa skuteczność (godna podziwu)


Dziś miałem okazję zobaczyć ostatni akord działania ucznia, aby zostać wyrzuconym ze szkoły. Dopiął, choć szkoła niewiele wymagała by pozostał. Życzenia ucznia trzeba spełniać, o tym w szkole też trzeba wiedzieć.

czwartek, 15 lutego 2007

Walentynowe ostatki/początki


Już drugi rok w tym dniu uczniowie przyłapywani są na piciu alkoholu w szkole. Czyżby to rodzaj męskiej inicjacji? Walory towarzystkie wspólnego picia alkoholu potwierdza praktyka, już chyba obyczaj. Inicjacja wiąże się tutaj ze złamaniem tabu miejsca: dorosłość mierzy się poddaniem egzaminowi, którego niezdanie obłożone jest infamią środowiskową, choć sam fakt poddania się takiemu egzaminowi jest już oceniany jako osiągnięcie w grupie inicjowanych.
Jeśli spojrzymy na konkretny przykład pomocnym wyjaśnieniem problemu może być podświadome dążenie ucznia do zakwalifikowania siebie do opresjonowanej grupy, wynikające z doświadczeń rodzinnych i braku umiejętności innego radzenia sobie z problemem alkoholowym w rodzinie. Paradoksalnie przypisanie siebie do grupy o cechach identyfikowanych powszechnie jako patologiczne daje poczucie bezpieczeństwa.
Zatem bezpiecznie w znaną dorosłość!

poniedziałek, 12 lutego 2007

Umierający Europejczycy - do potęgi drugiej


Pierwsza część tytułu postu jest tytułem książki Karla-Markusa Gaussa, której tłumaczenie opublikowało wydawnictwo Czarne. Drugi element jest moją prowokacją. Dotyczy ona tożsamości europejskiej, jej ostatnich diagnoz, raczej pesymistycznych, a zatem usprawiedliwiających bądź co bądź użycie tytułu książki Gaussa.
Umieranie jest diagnozą wynikającą z porównania z koncepcją tożsamości narodowej mieszkańców Stanów Zjednoczonych opartych na wartościach zawarych w konstytucji. Ich zwolennikiem może zostać każdy bez względu na takie cechy dystynktywne jak pochodzenie, język, religia, (pochwałę takiego systemu wygłosił w czasie wyborczej proklamacji Arnold Schwartzeneger mówiąc, że nie znając języka angielskiego, 20-letni Austriak osiągnął w USA wszystko, o czym wówczas marzył). Wspólna koncepcja europejska nie istnieje jeszcze. Poniosła pierwszą porażkę w głosowaniu nad eurokonstytucją. Innej nie ma, siłą Europy były bowiem tożsamości narodowe, a teraz promowane są etniczne, kulturowe ("małe ojczyzny"). Jaka jest racja ich bycia? Czy można w ogóle je zestawiać z modelem amerykańskim?
Jest ich wiele. Rada Europy dba o ich ochrone wdrażając mieszkańców małych społeczności do działania na rzecz nowych rynków. Agroturystyka dominuje. Wiele wspólnot dysponuje udokumentowanym dorobkiem, inne jak podlaska mniejszośc białoruso-ukraińska tworzy je, albo nie zna formy pisanej. Trudno mówić o jednolitej kulturze członków tej mniejszości. W opisie socjologicznym uchodzi raczej za zjawisko etniczne, kulturowe. Raczej transkulturowe, w trakcie migracji, w ciąglym ruchu, na pograniczu wielu tożsamości medialnych i czasowo przestrzennych - powiedziałbym bo ciągle się zmienia, w zależności od grupy wiekowej choćby. Dla nowej generacji społeczenstwa ponowoczesnego może być atrakcyjna identyfikacja ogólnoeuropejska na poziomie relacji międzykontynentalnych i druga, bliska, może lokalna, na pewno medialna. W ich wzajemnym uzupełnianiu się trzeba upatrywać przeyszłej koncepcji europejskiej. Kładę nacisk na słowo przyszłej, ważąc aktualne problemy.
Gauss opisuje małe wspólnoty: ich inną koncepcję czasu, życie na uboczu wydarzeń z pierwszych stron gazet. Jeśli porównać je do życia człowieka to ich żywot dobiega końca. Ich członkowie są tego świadomi. A zatem komponent lokalności, małej ojczyzny ma perspektywę? Czy jest jedynie tymczasowym ideałem działaczy społecznych? Wydaje się, że amerykańskie społeczeństwo jest równie rozdrobnione religijnie, etnicznie. Lecz nie są to wartości dominujące. Pojawia się sugestnia, że społeczeństwo amerykańskie i europejskie są ewolucyjnie podobne tylko na innym etapie zmian. Przeczy takiej tezie jednak świadomość przeszłości tak w jej konstruowanie, jak i wizja przeszłości. Dla obywateli USA jest krótsza, nie ma wymiaru ogólnopaństwowego. Dla Europejczyków jest wartością samą w sobie, ciągłość gwarantuje trwałość ich identyfikacji.
Umierający Euroepjczycy mogą zatem raczej umrzeć, jak bohaterowie książki Gaussa, niż poddać się dyktatowi innej idei? Gauss pokazuje, że tak. I taka może być jedna z ewnetualności, diagnoz.

niedziela, 11 lutego 2007

Spotkanie z rodzicami - dobrze, że jesteśmy?

Pogoda dopisała. -10 stopni wystarczyło, aby do szkoły dotarło pięciu rodziców z klasy Iszej T. A może to tylko dobre usprawidliwienie dla nieobecności? Wydaje się jednak, że można było się spodziewać większej liczby osób. Ale komunikacja na wsi nie funkcjonuje i trzeba korzystać z uprzejmości sąsiadów, którzy mają w tej samej szkole dzieci. Pogodowe usprawiedliwienie, gdyby nawet było rzeczywistym powodem, mnie nie dotyczyło. Jak pokazuje dwuletnia praktyka nie wiadomo o czym rozmawiać z ludźmi: rozdaję informacje z ocenami, proszę o wpłatę dobrowolnego datku na szkołę zwanego Komitetem Rodzicielskim (3 wpłaty uznaję za sukces, zapłaciło 66% obecnych) i pochwała jednego z uczniów. Jeszcze jedna kwestia, tym razem mniej przyjemna, pozostaje na tete-a-tete. Na pytanie czy uczniwie integrują się ze sobą odpowiadam częściowo wymijająco, że za mało czasu spędzili ze sobą, ale jest grupa, której zależy na nauce. Nic więcej.
Przedstawiam się na koniec. I mówię o jednym moim... marzeniu: chcę więcej zarabiać. Sytuacja, w jakiej padły słowa, wydała mi się potem dwuznaczna.
Mówię powoli, męczę się. Brak planu... czegokolwiek do przekazania. Dobrze, że jesteśmy. Nie czuję potrzeby bycia w takiej roli.

sobota, 10 lutego 2007

Ash o koncepcji Europy

Jak uważa autor kilka pojęć może opisać warunki w jakich kształtuje się pojęcie Europy. Pochylę się nad jednym, zajmującym mnie dzisiaj bliżej, a mianowicie wielokulturowości kontynentu.
Ash delektuje się zmianami w krajobrazie kulturowym Europy widzianej z punktu widzenia podróżującego pociągiem studenta. Rankiem mówimy po niemiecku, wieczorem słuchamy języka angielskiego, a przede wszystkim w różnych porach dnia obserwujemy różne obyczaje -- tak w upraszczający sposób można ująć jego obraz europejskiej wielokulturowości.
Ogląd zewnętrzny różnorodności i jej unikalność to dwa główne wnioski angielskiego publicysty, oxfordzkiego wykładowcy i specjalisty od historii Europy Środkowo-Wschodniej. Nie ma tutaj niczego zastanawiającego, niczego poza troską, jaką należy otoczyć tęczowo kolorowe enklawy kulturowości. Nawet bieda, niesprawiednliwość, ciche, lokalne wojenki i niepokonywalna odległość od centrów europejskiego dobrobytu nie pozostawiają rysy na cennym obrazie wielokulturowej Europy. A powinno?

Warto zwrócić uwagi na kilka konkurencyjnych opisów. Jeden zwraca uwagę na symulakrowy i towarowy charakter wielokulturowości. Obyczaje, potrawy, pieśni pojawiają się jako towar, na którym można przede wszystkim zarobić. Są wszędzie tam gdzie polityka, przestają istnieć, jeśli nie ma miejsca dla nich miejsca w mediach. Z resztą dbanie o interesy mniejszości do dobra inicjatywa w budowaniu politycznego statusu lokalnych karier politycznych dla wielu sprytnych działaczy politycznych. Przykładem jest reportaż Joanny umieszczony na portalu www.hajnówka.com.pl. Widać na dłoni jak wspólnoty nazywane mniejszościowymi są przdemiotem gry o władzę. A zatem czym one są właściwie? Jaka jest ich tożsamość?

Takie pytanie trzeba postawić Ashowi kontrując jego opis zauroczenia kulturową różnorodnością. Dla tożsamości Europy to znaczący problem do rozwiązana, jeśli stawiamy pytanie o to czym ona jest. Właśnie w konwencji poetyckiej artykułu Asha można rozważyć zagadnienie, lecz należy zastanowić się nad istotą kwestii czym jest tożsamość wspólnot mniejszościowych, zanim zachwycimy się ich bogactwem i uczynimy artgumentem w polemice z kimkolwiek.

Obróbka

Próbuję zmodyfkować wygląd strony. Trudno cokolwiek zmienić. Proces trwa długo. Ale winieta podoba mi się.

1szy raz

To dziś drugie podejście. Piszę, aby mieć jasność co do uczuć, które przeżywam patrząc na świat.
Bardzo ładny dzień w Suchowoli. Słońce, lekki mróz, około -10 stopni. Tylko nie ma gdzie pójść: chore ciało i chwilowa samotność, taka dorosła. Dlatego piszę.