czwartek, 28 kwietnia 2011

Co oznacza zysk sprawiedliwy?

Jacquesowi Le Goffowi chodziło o pokazanie pewnego status quo i zmiany, jaka zaszła w społeczeństwie Europy Zachodniej w XIII wieku. W opisie relacji Kościoła do kwestii zysku otrzymanego z pożyczenia pod zastaw można, zdaniem autora eseju, zobaczyć jak upowszechnił się nowy typ handlu, szerzej wymiany, której obiektem były dobra niematerialne, jak ewoluował stosunek władzy Kościoła do pojęcia sprawiedliwości i natury. Doskonałym obiektem badawczym okazał się zawód lichwiarza, i lichwa, czyli zysk uzyskiwany z nawiązki powstałej w zobowiązaniu i poprzez zwrot pożyczonych pieniędzy. Dodajmy, że chodzi nie o zysk w ogóle. Zysk sprawiedliwy, inaczej usprawiedliwiony, był akceptowany przez władze kościelne. Zakazem i potępieniem objęty został zysk nie mieszczący się w ramach ówczesnej sprawiedliwości. Chodzi zatem o to jakie było jego usprawiedliwienie.
W omówieniu stosunku Kościoła do lichwiarzy można odnaleźć rozważania o sprawiedliwości i o naturze tego co może być usprawiedliwieniem dla zysku. Pieniądze uzyskiwane z lichwy nie pracują, nie pracuje osoba, która je uzyskuje. „Sprzedaje się to czego nie ma” - pisze Tomasz z Akwinu [35]. Pieniądz jest bezpłodny, a skoro pojawia się zysk, jest on przeciwny naturze. „Lichwiarze grzeszą przeciw naturze chcąc rozmnażać pieniądze z pieniędzy, tak jak koń płodzi konia a muł muła” - pisze Tomasz Chobham w podręczniku dla spowiedników [50]. Na nieuczciwy zysk pracuje diabeł, i co za tym idzie, wszyscy ci, którzy są przeciwni idei chrześcijańskiej sprawiedliwości, np. Żydzi, którym Stary Testament zabraniał lichwy w obrębie własnej wspólnoty. Chrześcijanie, choćby z racji przewagi demograficznej, tego zakazu przestrzegać nie mogli. Lichwa staje się również grzechem.
Zysk powstający z pożyczenia pieniędzy wiąże się również z czasem. Sprzedaje się zatem czas - to jego równowartość w pieniądzu zwraca dłużnik. „Tak więc lichwiarz nie  sprzedaje swemu dłużnikowi nic, co by do niego należało, lecz tylko czas, który należy do Boga” - pisze Tomasz z Chobham [49]. Czasem jednak człowiek nie może handlować, nie może go nawet mierzyć dla siebie samego do XIV wieku, kiedy pojawią się pierwsze publiczne zegary. Do tego czasu jego miarą jest rytm modlitwy ogłaszany przez dzwony.  Można zatem powiedzieć, że pojawienie się zegarów jest rezultatem zmiany mentalnościowej, zmiany w definicji sprawiedliwości, a zatem i w usprawiedliwianiu, skutkującej zmianą stosunku do własności i do jej obrotu handlowego (choć trudno uznać który z czynników był pierwszy). 
Warto zwrócić uwagę, że w obrębie stosunku do obrotu dobrami niematerialnymi mieści się przekazywanie wiedzy, równie niematerialnej jak czas i przynoszącej niekiedy równie nienamacalnie dowody bogactwa. Ile może być warty czas spędzony w szkole, jak wysoko można wynagradzać nauczyciela „handlującego” nieuchwytnym - można by dodać uaktualniając temat. W średniowieczu podobny do lichwiarza los dzielili żonglerzy i prostytutki. Średniowieczni mistrzowie uniwersyteccy zostali uratowani dzięki usprawiedliwieniu, które mówi, że ich działanie (przekazywanie wiedzy) wymaga przygotowania, które jest pracą, a ta wymaga zapłaty - stipendium laboris [91].
Powszechność praktykowania lichwy ściśle powiązana z dynamicznym rozwojem gospodarki Europy Zachodniej w XII i XIII wieku doprowadziły do zmiany stosunku do lichwiarza. Stało się tak mimo potępienia, grzeszności, mimo jednoznacznych zakazów biblijnych. Jacques Le Goff podkreśla paradoksalność sytuacji, jaka wówczas miała miejsce: jeden z najbardziej i najdłużej potępianych zawodów jest jednym z najbardziej zasłużonych dla powstania kapitalistycznych zasad gospodarki [51]. Jednakże należy pamiętać, że tak jak lichwiarz jest jednym z przedstawicieli zawodu kupieckiego, tak lichwa jest tylko nieuprawnioną formą zysku. Mówi o tym Pismo Święte, potępia prawo kanoniczne, lecz zwróćmy w tym miejscu uwagę, że postanowienia czwartego soboru laterańskiego podkreślają potępienie dla tych form lichwy żydowskiej, które są „ciężkie i przesadne” [90] (trzeci sobór laterański z 1179 roku ogłasza ściganie tylko jawnych [sic!] lichwiarzy). Można zasugerować, że realia   prawne więcej mówią o praktyce od jednoznacznych zakazów. Mówią o tym przede wszystkim ewoluujące w treści przekazy exemplów, których pohańbieni bohaterzy najpierw umieszczani są dobrowolnie [sic!] w piekle, które później staje się jedynie alternatywą dla tych lichwiarzy, którzy nie oddadzą nieodpowiednio nabytych pieniądzy [99]. Sposobem na uniknięcie piekielnego losu było uczciwe zainwestowanie przez przekazanie na działalność „prawdziwie produkcyjną” [92]. Pojawienie się alternatywy - w postaci zwrotu lub usprawiedliwionej inwestycji - idzie w parze ze zmianami w religijności, w przestrzeni zaświatów, tj. z powstaniem czyśćca, przeznaczonego dla tych, których los po śmierci nie jest pewny. Tam trafia również chrześcijański lichwiarz. 
Jacques Le Goff łączy nierozerwalnie lichwiarza z pieniądzem, a ten z powstaniem kapitalizmu. „Chcę w tej książce pokazać, w jaki sposób przeszkoda ideologiczna może skrępować i opóźnić rozwój gospodarczy” - pisze autor [87]. Dodajmy za nim, że to nie jest książka wyłącznie o narodzinach kapitalizmu, lecz o ludziach, o losach pewnej grupy zawodowej, którą pogardzano, ale i z usług której korzystano skwapliwie, dzieląc z nią „pragnienie pieniądza” [86].

wtorek, 19 kwietnia 2011

„Złote żniwa” Jana Tomasza Grossa

Tematem kolejnej książki Jana Tomasza Grossa jest ocena postawy mieszkańców wsi polskiej wobec ratujących się od zagłady Żydów. Chęć oceny podyktowana jest odniesieniem się do szczególnego typu relacji jaka łączyła Polaków i Żydów rozpatrywanych razem w czasie II wojny światowej: punktem wyjścia jest stwierdzenie, że mieli wspólnego wroga - hitlerowskiego okupanta, oraz, że w tak powstałym układzie uratowanie Żydów ocalałych z Szoa, od pewnego momentu, zależało od postawy polskich sąsiadów. W opozycji Polak i Żyd contra hitlerowiec nie została zamknięta „norma”, jedynie wyobrażenie o tym, jaki jest punkt wyjścia do rozważań. 
Zadaniem autorów „Złotych żniw” było sformułowanie i udowodnienie tezy o jakości relacji Polaków i Żydów w jednym z kluczowych dla życia tych ostatnich momentów - gdy ocaleni od eksterminacji w obozie, od rozstrzelania, usiłowali ukryć się i przeżyć wśród ludzi, obok których żyli przed wojną. Intencją Jana Tomasza Grossa i Ireny Grudzińskiej Gross była polemika z dotychczasowym obrazem relacji: Żydów mordował margines społeczny, większość mieszkańców wsi była obojętna, a co odważniejsi pomagali. Teza autorów „Złotych żniw” brzmi jednoznacznie: w wojennym układzie swój-wróg, zgodnie ze świadectwami, Polaków (tak jak i innych nienazistów) należy umieścić po stronie wroga. I trzeba tak uczynić wówczas gdy próbuje się odpowiedzieć na pytanie co było normą w zachowaniu wobec Żydów w nieludzkim okresie. 
Jeden z głównych zarzutów, jakie sformułowano wobec treści książki Jana Tomasza Grossa i Ireny Grudzińskiej Gross, dotyczył formułowania wniosków. Generalizacje oparte o zbyt małą liczbę danych są nieprawdziwe - twierdzą krytycy. Normą jest, dodają, nieludzkie traktowanie wszystkich ofiar wojny. Wojna zawiesza prawa - szykanowani, wydawani, mordowani mogą być wszyscy - tak Żydzi i jak i Nieżydzi. 
Podkreśla się często, że dane statystyczne są trudne do ustalenia nie tylko ze względu na niezaawansowany stan badań nad problematyką relacji polsko-żydowskich w tzw. trzecim okresie Holokaustu. Kilkudziesięciotysięczna grupa żydowskich mieszkańców Polski, którzy ocaleli od zagłady w obozach, nie może mówić o tym co się z nimi działo. Mówią nieliczni. Mają prawo mówić sąsiedzi Żydów. Ale nie czynią tego. Mają prawo mówić ci, którzy z narażeniem życia ratowali Żydów. Mówi niewielu. Większość ukrywa ten epizod lub wręcz boi się o tym mówić z uwagi na nieprzychylne reakcje swoich sąsiadów. Ci co mówią przedstawiają skrajne opinie. Czy głos poszkodowanych jest głosem mniejszości? Nie może być gdy większość nie przeżyła - także większość z tych kilkudziesięciu tysięcy jacy wyrwali się spod zbrodniczej maszyny zagłady. Książka Grossów jest esejem, który jako jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy tekst badawczy, patrzy na ocalałych Żydów i próbuje odpowiedzieć dlaczego tak niewielu Żydów przeżyło po Holokauście (w czasie jego trzeciej fazy). Autorzy próbują odpowiedzieć na pytanie jaka była norma społeczna postępowania wobec Żydów ocalałych, nie mówiąc jakie było zachowanie powszechnie występujące (na różnicę zwraca uwagę Henryk Markiewicz „Gazeta Wyborcza, 16-17.04.2011).  
Mając na uwadze tę nieusuwalną niedogodność w bazie źródłowej autorzy „Złotych żniw” próbują poradzić i badać dokumenty tak jak inni antropologowie, ci którym brakuje źródeł, tzn. kiedy zajmują się - jak referuje tę kwestię Irena Grudzińska-Gross - świadectwami dotyczącymi spraw emocjonalnie nieobojętnych i trudnych w przekazie, jak wykluczenie, przestępstwa. Stosują metodę tzw. gęstego opisu (ang. thick description). Jak podaje Joanna Tokarska-Bakir, inna z uczestniczek marcowej prezentacji książki zorganizowanej przez wydawnictwo Znak, metoda thick description pozwala na pogłębienie analizy, na ponowne stworzenie kwestionariusza badawczego w odniesieniu do problemów, co do których odpowiedzi nie są satysfakcjonujące. A nie są satysfakcjonujące takie, które są stronnicze, oferujące jednostronny ogląd zagadnienia. Antropolożka przytacza dwa przykłady nowatorskiego spojrzenia na kwestię relacji mieszkańców polskiej wsi z żydowskimi uciekinierami: tam gdzie poszukuje się przyczyn deprawacji chłopów polskich (innych grup narodowych również, jak pisze o tym w swojej reakcji na treść książki Jerzy Sulżyk w białoruskim periodyku „Czasopis”) autorzy „Złotych żniw” proponują przyjąć opisywane zachowania za przykłady definiujące deprawację. Kolejne odwrócenie: nie jest istotne pytanie jak zwykli ludzie mogli dokonać morderstw na bezbronnych Żydach, tylko jak ci, którzy mordowali mogli zostać uznani za zwykłych ludzi, a nawet za szanowanych obywateli.  
Czy normatywne zachowanie wobec Żydów, które wykluczało ich przechowywanie i ochronę i wprowadzało szantaż, kradzież i morderstwo do norma ogólna obowiązująca w czasie każdej wojny, czy też norma szczególna, dotycząca jedynie relacji polsko-żydowskich? Marcin Zaremba uważa, że wnioskowania socjologiczne Jana Tomasza Grossa są nieprawomocne, ponieważ ich podstawa statystyczna nie uwzględnia szeregu czynników. 80% szmalcowników nieodnotowanych w statystykach policyjnych sprzed 1939 roku nie oznacza, że mamy do czynienia z reprezentacją społeczeństwa państwa polskiego, taki wynik nie uwzględnia bowiem wiedzy o wykrywalności przestępstw okresu międzywojennego, która zdaniem badacza była niska i nie przekraczała 30% ogólnej liczny przestępstw. 
Nie uwzględniając wielu zmiennych wpływających na zachowania ludzkie podczas wojny nie można zdefiniować zachowania znormalizowanego, a jeśli uznać za powszechny strach i wynikające z niego donosicielstwo, kradzieże, a nawet morderstwa to trudno jest, zdaniem Marcina Zaremby, wywnioskować, że dotyczyło ono tylko jednej grupy narodowej. Od stycznia do marca 1945 roku przez Warszawę przetoczyła się fala szabrownictwa, także polegającego na plądrowaniu grobów. Czy zajmowanie i przywłaszczanie mienia żydowskiego to nie część szerszego zjawiska, typowego dla okresów bezprawia? 
Zdaniem Jana Tomasza Grossa normą było nieakceptowanie ukrywania żydowskich uchodźców, lub ukrywanie ich połączone z szantażowaniem. Normy dowodzi prośba wszystkich [sic!] pomagających Żydom, aby ci ostatni nie ujawniali nazwisk Polaków z obawy przed spodziewanymi szykanami ze strony sąsiadów. 
Pytanie o normę nie jest tym samym co pytanie o powszechność - podkreśla literaturoznawca Henryk Markiewicz. Do sformułowania normy w relacjach polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej Grossów poprowadziły świadectwa opisujące praktyki wobec Żydów - zwraca uwagę Joanna Tokarska-Bakir. To książka ważna, lecz zawiera błędne wnioski socjologiczne - podsumowuje Marcin Zaremba. Historyk musi być aptekarzem i nie może wykluczyć z badań jakiejkolwiek kategorii źródeł - konkluduje Paweł Machcewicz. Wiedza o ukrywających się Żydach jest wiedzą powszechnie znaną, denuncjacje odbywają się publicznie - stwierdza Alina Skibińska, historyk badający relacje polsko-żydowskie. Jest potrzeba napisania syntezy relacji polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej, a „Złote żniwa” są, tak jak i inne prace, selektywne jeśli chodzi o punkt widzenia. One wypełniają lukę. Dzięki niej zdajemy sobie lepiej sprawę co znaczyło przechowywać Żydów. Normą było przechowywanie Żydów za pieniądze - podsumowuje Jan Tomasz Gross. 
Książka „Złote żniwa” jest dziełem historyka, który „nie ukrywa się” za „obiektywizmem” wyników - zwraca uwagę Irena Grudzińska Gross. Przyjmuje postawę zaangażowaną, „wychodzi przed dane faktograficzne”, przedstawia swoje racje i pozwala czytelnikowi na opowiedzenie się „za” lub „przeciw” opowiedzianej historii. Badania dążące do obiektywizacji utrudniają przyswajanie tematów związanych z trudnymi przeżyciami. Jan Tomasz Gross czyni tak by zwrócić uwagę na los kilkudziesięciu tysięcy osób (chodzi o tych, którzy zostali uśmierceni po ocaleniu z obozu lub zamordowani wcześniej w czasie pogromów z lata 1941 roku), z których garstka ocalałych pozostawiła świadectwa. 
Pamiętajmy, że z ok. 3 000 000 ludności żydowskiej przeżyło Szoa ok. 50 000. Dysponujemy ok. 7500 świadectwami zgromadzonymi w ŻIH oraz 10 000-20 000 relacjami ex post pozostającymi w Instytucie Yad-Vashem i innych ośrodkach. Dodajmy do tego dane z procesów tzw. „sierpniowych”, które przypadkowo zdają sprawę ze stosunku mieszkańców polskiej wsi do uciekających od Holokaustu Żydów. 

Milczącymi świadkami życia swoich właścicieli pozostają domy żydowskie, które mijamy przejeżdżając choćby przez podlaskie miasteczka.  

Pamięci zamordowanych kilkudziesięciu tysięcy Żydów - o których pozostało tak niewiele świadectw - książka ta jest poświęcona.  

środa, 13 kwietnia 2011

Jak sobie poradzić z duchowościami średniowiecza?

„Duchowość” to termin o złożonym, trudnym do zdefiniowania znaczeniu, w średniowieczu nie będący w użyciu. Spiritualitas zostało jednak wprowadzone do obiegu naukowego, choć z wieloma zastrzeżeniami. Uczynił to również Andre Vauchez, francuski historyk średniowiecza, w książce, która ukazała się na polskim rynku pod tytułem „Duchowość średniowiecza” (Marabut 1996; wyd. 2, 2004). 
Oprócz anachroniczności, związanej z późnym pojawieniem się terminu, „duchowości” towarzyszy pewien ekskluzywizm. Tylko umiejętność wejrzenia wgłąb siebie, zdefiniowania doświadczeń związanych z przeżywaniem relacji z Transcendencją i zapisania ich, a następnie przekazania innym w formie usystematyzowanej nauki czyni z duchowości pojęcie uchwytne. Podkreślając znaczenie duchowości mniszej w pierwszych wiekach średniowiecza Andre Vauchez zwraca uwagę i ostrzega przed ograniczaniem społecznego zasięgu doświadczenia, choć doświadczenie mnisze jest rozbudowane i pełne nigdzie indziej nie spotykanych niuansów. Historyk francuski kieruje uwagę na dwa aspekty średniowiecznej definicji duchowości - doctrina, czyli wykład normatywny kontaktu z Bogiem i disciplina, czyli zespół zachowań, które umożliwiają koncentrację na kontakcie z Transcendencją. Disciplina najlepiej jest określana przez regułę klasztorną. 
Definiując średniowieczną duchowość w 1975 roku (to rok ukazania się książki we Francji i okres żywych debat nad możliwościami określenia pobożności, religijności ludowej), Andre Vauchez poszerza społeczne granice duchowości, a właściwie nadaje ramy duchowości nie tylko doświadczeniom mistycznym, powstałym na bazie idei wyrzeczenia się świata (contemptus mundi), ile rejestrowanym w źródłach historycznych powtarzalnym działaniom podejmowanych przez innych niż mnisze warstwy społeczne. Poszerzając granice duchowego doświadczenia - podkreślmy „duchowego”, czyli obejmującego wszelkie działania, każdą refleksję na temat relacji z Transcendecją - mediewista francuski pamięta, że średniowieczną podstawą jest Pismo Święte, dające szerokie, choć ograniczane kanonem i groźbą herezji, możliwości konceptualizacji doświadczenia religijnego. Pismo Święte choć najważniejszy to z pewnością nie jedyny komponent duchowości.
Zadanie Andre Vauchez polega na przedstawieniu historycznego rozwoju w duchowości - wielu duchowości od VIII do XIII wieku. Zastanawiając się nad zmianami, którym podlegały one w średniowieczu francuski badacz poszukuje ich przyczyn w ewoluującym społeczeństwie: popularność idei ewangelicznego ubóstwa w duchowości chrześcijańskiej od końca XI wieku (cystersi, zakony żebracze) widzi jako rezultat rozwoju demograficznego i gospodarczego oraz idącej za tym możliwości utrzymania niewielkich grup społecznych przez ogół. Powstające w XIII wieku także świeckie społeczności dobrowolnego ubóstwa mogły funkcjonować dzięki solidnym podstawom ekonomicznym zachodnioeuropejskiego społeczeństwa. 
Książkę Andre Vauchez cechuje wysokiej jakości refleksja merytoryczna. Mimo upływu ponad 30 lat od momentu publikacji praca francuskiego historyka zasługuje na miano jednej z klasycznych syntez religijności zachodnioeuropejskiej ze względna na umiejętność przekazania głębi myśli związanej z duchowością i powiązania wykładu o religijności ze zmianami, jakim podlegało zachodnioeuropejskie społeczeństwo chrześcijańskie. 
Zamierzeniem autora było napisanie niewielkiej książki. W ostatnich słowach, mając na uwadze niedostatki swojej pracy, wyraża mediewista znaczącą myśl, znamionującą pokorę. Tak wyrażona skromność pasuje tylko do wielkiej klasy uczonych: Przyznając się do niewiedzy, chcę wyznać, że nie będę odczuwał z jej powodu żalu, o ile moja ignorancja zainspiruje badania w tej wymagającej dalszych poszukiwań dziedzinie. [156] Sądzę, że nawet gdyby autor miał rację co do swojej ignorancji to nie przyszło mu czekać długo na spełnienie swoich nadziei, choćby w kilkutomowej pracy zbiorowej "Histoire de France religieuse" (Seuil, 1988-1992), pod redakcją J. Le Goffa i C. Bremonda. Widać jednak, że zamiast "duchowości" karierę robi słowo "religijność", pojemniejsze, definiujące wszelkie praktyki związane z potrzebami duchowymi, być może nie tak chrystianocentryczne w wymowie.

Reklama "ducha Podlasia"