poniedziałek, 31 stycznia 2011

Oznaka dobrobytu

- Proszę pozdrowić małżonkę - kontynuowała pożegnanie sądząc po głosie, starsza pasażerka z sąsiedniego przedziału.
- Nie omieszkam - odezwał się miły męski głos. - Dziękujemy za wizytę. Życzę udanej podróży - kończył bardzo spokojnie i ciepło. Jakoś miło i bezpiecznie zrobiło mi się.
Chwilę później rozpoznałem  mężczyznę po głosie. Stał naprzeciw okna wagonu. Wysoki, szpakowaty i uśmiechnięty. Około czterdziestki. Miał na sobie szerokie spodnie z kolorze zgniła zieleń i brązowe buty. Próbował zapiąć krótką zimową kurtkę i jednocześnie utrzymywał kontakt wzrokowy z pasażerką.
Z naprzeciwka nadeszło dwóch, ubranych w jaskrawo zielone kamizelki funkcjonariuszy Służby Ochrony Kolei. Jeden z nich prowadził wilczura. Kiedy znajdowali się w odległości 2-3 metrów mężczyzna zmienił obiekt zainteresowania. Z uśmiechem od ucha do ucha zagadnął:
- A co u nas też szykuje się przewrót? - dziarsko rozpoczął. Tym pytaniem chyba nieco zbił z tropu SOKistów. Nie dał im jednak dojść do głosu.
- Oj przydałaby się i u nas zmiana rządów. Może nowy rząd byłby lepszy - perorował. Funkcjonariusze nie weszli w rozmowę. Z resztą po ostatnim zdaniu, mężczyzna błyskawicznie uporał się  z zamkiem kurtki, jeszcze raz pomachał żwawo pani zza szyby i,  zadowolony z własnych dokonań, pomknął peronem.

środa, 19 stycznia 2011

"Sztukmistrz z Lublina" Izaaka Bashevisa Singera

Niezwykle obrazowe, bliskie realizmowi, komponowanie dialogów i sekwencji wydarzeń sprawia, że opowiadanie czyta się znakomicie. Mamy do czynienia z autorem, który dba o detale (tłumacz również w pewnej mierze). 
Singer podejmuje problem moralny. Problem wyboru, szerzej stosunku do własnej tradycji człowieka żyjącego w społeczeństwie wielokulturowym, do tradycji definiowanej przez pochodzenie, przynależność do grupy religijnej i narodowej mniejszościowej. 
Można odnieść wrażenie, że Jaszka Mazur, tytułowy sztukmistrz z Lublina, to postać, która posłużyła autorowi do przekazania własnych przemyśleń i opisania wspomnień związanych z lubelską prowincją i Warszawą. Stąd zapewne dbałość o detale, pieczołowicie, pożądliwie przywoływane z pamięci. Konstruując rolę Jaszki Mazura, prowincjonalnego kuglarza, Singer sugeruje, że tacy jak on - emigranci żyjący pamięcią o spędzonej za oceanem młodości - nie mogą oderwać się, oderwać się i zapomnieć przeszłość, a następnie odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Żyją w murach własnej wyobraźni, takich jak te rzeczywiste zbudowane już rabinowi Jakubowi na podwórzu gospodarstwa jego żony Estery.
Jaszka Mazur nie próbował wydawałoby się uciec daleko, tylko do stolicy, no może w planach krążyła słoneczna Italia w towarzystwie Emilii. Ostatecznie to jednak w Warszawie rozgrywa się moment przełomowy życia lubelskiego Żyda. Singer uczynił z Jaszki postać modelową, by pokazać jak Bóg, jak tradycja religijna, kształtują dorosłe życie w taki sposób, że tworzą granicę, za którą mimo prób nie sposób się wydostać. Los Jaszki, początkowo żydowskiego lekkoducha i kobieciarza, sympatycznego materialisty i postępowca, deisty i krnąbrnego krytyka tradycji, który w rezultacie zostaje żydowskim pustelnikiem, można interpretować jako przykład i efekt dobroczynnej boskiej ingerencji. Obecność Boga unaocznia się w miarę upływu czasu. Wydaje się bowiem, że Bóg postanowił zadrwić z Jaszki i zmienić jego los w ciągu jednego dnia, w rezultacie kilku przypadkowych wydarzeń. 
Czy dla piszącego opowiadanie w latach 50 XX wieku Singera nie istnieje wielokulturowe społeczeństwo? Ależ i owszem. Otrzymujemy ciekawy opis żydowsko-polskiej Warszawy i żydowskiej prowincji. Jednak można sądzić, że w Sztukmistrzu z Lublina społeczeństwo go nie interesuje, zaciekawia go jednostka jakoś uwikłana w wielotradycyjne układy. Wielokulturowość Jaszki przegrywa z mocą żydowskiej tradycji. I jest to porażka ratująca bohatera.  Jednakże poza tragicznie zmarłą akrobatką Martą, inne kobiety sztukmistrza z Lublina, radzą sobie w różnorodnym świecie, w tym samym, w którym Bóg „przemówił” do sumienia Żyda każąc mu ograniczyć poznanie świata do czterech ścian pustelni, by nie ulegać więcej pokusom. 
Dlaczego warto przeczytać Sztukmistrza z Lublina? Dla realistycznych dialogów i kunsztownie szczegółowych opisów. Także dla wyjątkowej perspektywy, z jakiej oglądamy XIX-wieczne realia, z punktu widzenia Żyda. Dla mnie było warto także dlatego, że... do tej pory tak często występującej nazwy miejscowości Piaski (lubelskie) nie widziałem w żadnym utworze.
PS. W sobotę w Teremiskach gra Sztukmistrza z Lublina teatr NN.