czwartek, 26 sierpnia 2010

„Erynie” Marka Krajewskiego

Akcentem mocniejszym od tytułowych bogini zemsty wydał mi się wątek rodzinnej pamięci, podtrzymywanej przez wydarzenia kryminalne, w efekcie których jeden z członków rodziny zostaje „oderwany” od rodziny.
Styl Marka Krajewskiego jest rozpoznawalny. Po zarysowanej postaci detektywa, zazwyczaj abnegata, niekiedy brutalnego, samotnika i zawsze amatora alkoholu, łaciny i kobiecego ciała. Marek Krajewski celuje również we wprowadzeniach, które czytelnika intrygują pozornym brakiem związku z głównym wątkiem: autor dostarcza postaci i wydarzeń, które tworzą tło dla znaczących wydarzeń. Do cech prozy kryminalnej Marka Krajewskiego trzeba zaliczyć także scenerię miejską, głównie Wrocławia, a tym razem Lwowa, miast przedstawianych w okresie międzywojennym. Oryginalnego kolorytu prozie dodają erudycyjne wątki mitologiczne lub filologiczne.
Wydały mi się nużące i nieco sztuczne usiłowania autora by do każdego opisywanego obiektu dopisać choć jeden epitet. Bieg akcji może i jest bardziej malarski, pełny, lecz pozbawiony codziennej szybkości i towarzyszącemu jej pomijaniu detali, jak porównanie brzasku do różanopalcej jutrzenki, czy dodanie porównania z czym może się kojarzyć chrzęst gniecionego pod butem żwiru. Widzę w tym niepotrzebny popis, manierę, która sprawdza się w podawaniu topografii miejskiej, pisarskim rysowaniu tła architektonicznego, czy społecznego. Bardzo udane są opisy fizjonomii ludzkich, typów patologicznych, ujmujące opisy detali czy to stroju, czy pomieszczenia. Ciekawe są wstawki zachowań osób z półświatka, ich obyczaje. Marek Krajewski celuje w donoszeniu o zachowania z pogranicza ludzkiej perwersji, tak jak dużo miejsca poświęca na opisy ciała ludzkiego w różnych stanach, z niemal medyczną precyzją donosząc o zmianach kolorów, zapachu. Poziom szczegółowości kulminuje tutaj. 
Przez trzy czwarte „Erynie” są przewidywalne dla znawców prozy Marka Krajewskiego. Bez większego trudu można odgadnąć kolejne rozwiązania suspensów. Dopiero końcowy akt powieści zaskakuje. Autor podsuwa kolejną cechę głównego bohatera - podatność na ludzkie słabości takie jak strach i bezsilność. Tytułowe Erynie, boginie zemsty, stają się sojuszniczkami, strażniczkami rodzinnej pamięci. Zgodnie z zasadami konstrukcji powieści tutaj otrzymujemy wyjaśnienia absurdalnie wyglądających na początku faktów. Tutaj widać sens anachronicznego wobec biegu głównej akcji wprowadzenia. I pojawia się wątek terapeutyczny: pojednanie z postacią z przeszłości, staje się kluczem do zrozumienia samego siebie. Po to jest potrzebna retrospekcja.

czwartek, 19 sierpnia 2010

A tak się stało...

- Tak patrzę na pana, bo ja też biegałam. Ale już teraz nie - wypowiedziała nie zatrzymując się ani na chwilę kobieta. Włosy, ciemny blond, miała zawinięte i spięte z tyłu głowy. Nosiła długi wełniany rozpinany sweter. Szła raźno aleją, obok ławki, przy której rozciągałem się po porannej "porcji" biegu.
- Zapraszam do powrotu do biegania - wypaliłem nieprzygotowany. I trochę skrępowany tym czy mam prawo zawiesić stopę o poręcz ławki.
Uśmiechnęła się, chyba.
 - Ale to trzeba wstać o szóstej. Lenię się - dodała. Wie, co mówi, pomyślałem.
- Tak to najpoważniejszy problem - rzuciłem bez przekonania, gdy już odchodziła.