niedziela, 25 marca 2007

Wizyta w "liceum białoruskim" w Hajnówce

Wizyta w liceum białoruskim w Hajnówce. Umówiłem się telefonicznie z Panią Jolantą Grygoruk, metodykiem nauczania języka białoruskiego w szkołach powiatów hajnowskiego i bielskiego.
Mimo że spóźniłem się na spotkanie Pani Joanna czekała na mnie. Uśmiechnięta i żywa kobieta. Przedstawiła się jako pracownik kilku instytucji. Pięciu szefów - to dobrze, czy źle zapytałem.
Nauczania przedmiotów niejęzykowych nie ma w szkołach z białoruskim językiem nauczania. Najbardziej mniej interesujące nauczanie historii odbywa się w języku polskim. Jest za to specjalnie opracowany program nauczania historii dla szkół średnich autorstwa Eugeniusza Jańczuka. Skromne opracowanie, przynajmniej w porównaniu z programem do edukacji regionalnej. Na inne, ważniejsze oceny trzeba poczekać.
Czy jest możliwe nauczanie dwujęzyczne w hajnowskim liceum z białoruskim językiem nauczania? Jan Misiejuk, który przysłuchiwał się naszej rozmowie, powiedział, że obecne pokolenie młodzieży już nie mówi w dialekcie, nawet w domu. A język nauczany jest językiem obcym. Pani Joanna stwierdziła, że sytuacja jest bardziej złożona. Jej zdaniem środowiska mniejszościowe z południa Podlasia (będące tam raczej większością) są mało aktywne, choć mają duże możliwości i wydawałoby się akceptację społeczną. Lepiej sobie radzi kilkadziesiąt rodzin inteligenckich z Białegostoku, świadomych swojej białoruskiej tożsamości. Skutecznie działają na rzecz edukacji swoich pociech. Nawet jeśli nie identyfikują się z narodowością białoruską to uczestniczą w warsztatach tanecznych, pokazach, uczą się języka. A zatem?
Niejednolity stosunek do języka białoruskiego wyraża złożoność tożsamości kulturowej młodzieży i pokolenia ich rodziców, którzy studiowali w latach 80 i 90. Pani Joanna zwróciła uwagę, że można mówić o dwukulturowości mieszkańców południa Podlasia. Pod koniec spotkania przyznałem, że od tożsamości białoruskiej lepiej pasuje określenie tożsamości pogranicza czy tożsamości wielokulturowej. Jej definicję należy ciągle definiować, każde pokolenia zrobi to na swój użytek.
Taki nazwany stan może odnosić się także do działalności politycznej. Ciągle dominuje tu postać Jana Syczewskiego. Szeregowi działacze bardzo różnie go oceniają. Pani Joanna podkreśliła słabość innych kandydatów do odgrywania roli lidera politycznego. Inne organizacje, choć istnieją, są efemeryczne. Syczewski ma uosabiać siłę i zdecydowanie, czyli to czego potrzeba, aby reprezentować grupę na forum publicznym. Tu nie wytrzymałem. Nieodparcie nasunęło mi się porównanie autorytetu Syczewskego i niesamodzielności jego młodego otoczenia do Łukaszenki i ślepego zaufania, jakim obdarza go większość społeczeństwa Białorusi. Pani Joanna przełknęła to porównanie bez komentarza. Coś chyba jednak jest na rzeczy skoro Syczewski jest w zarządzie dwóch organizacji mniejszości białoruskiej. Wierzę, że taką koncepcję współżycia społecznego spotka zasłużone niepowodzenie. Instytucje wspólnoty europejskiej dostrzegają złożoność tworzenia tożsamości kulturowych w Europie, a młode pokolenia, także to z południa Podlasia, okaże votum nieufności anachronicznej koncepcji.
Jakie są aktualne perspektywy dla nauczania języka mniejszości i ewentualnie przedmiotów niejęzykowych? Mając na uwadze niezbędność współpracy obydwu państw (tak jak to jest w przypadku Francji i Niemiec), dziś nie ma podstaw do optymizmu. Od trzech lat absolwenci liceum nie wyjeżdżają na studia do Białorusi. Jednynie lokalni politycy w ramach projektu euroregionu Białowieża próbują działać także na rzecz edukacji. Ponadto ocena atrakcyjności propozycji strony białoruskiej jest niska, zatem motywacja pragmatycznie podchodzącej do życia młodzieży i ich rodziców kieruje się na inne obszary wiedzy. Są też wątpliwości innej natury. Postawiłem znak zapytania: z zasobów jakiego drugiego języka należy korzystać - dialektu czy literackiego języka białoruskiego -- w nauczaniu przedmiotów niejęzykowych? Wydaje się, że wyjście jest jedno, ale czy dobrze odzwierciedli ono tożsamość kulturową wspólnoty językowej tego terytorium? Raczej nie. A jak wygląda ocena kontaktów sąsiedzkich polsko-białoruskich?
Pani Joanna zwróciła uwagę, że okazja na dobrą współpracę dwustronną minęła wraz z nastaniem prezydentury Łukaszenki. Efekt nowej sytuacji politycznej to nie tylko izolacja polityczna Białorusi, ale także pogorszenie relacji społecznych. Widać, że brakuje akceptacji dla idei demokratycznych na Białorusi, a nieufność do nich wzmacnia jeszcze łukaszenkowska propaganda. Kontakt jest naznaczony nieufnością, posądzaniem o chęć zagarnięcia do swojej strefy wpływów. Zdaniem Pani Joanny widać to także w codziennych kontakach. Pojawiła się obiegowa opinia, że Polacy mieszają się do nieswoich spraw. Odniosłem wrażenie, że wielu inteligentów podziela ten pogląd.
Po spotkaniu pozostaje więcej pytań niż odpowiedzi. Aby móc przedstawić pełniejszy obraz stanu aktualnego należy jeszcze dokonać oceny programu nauczania i zapoznać się z przepisami prawnymi regulującymi tą kwestię. Prawo z pewnoścą wyznacza pewne ramy relacji w edukacji. Może tam są źródła niektórych ograniczeń?

czwartek, 22 marca 2007

Alternatywą Europa pragmatyczna?


Jan-Werner Muller, politolog z Princeton University, podsumowuje koncepcje jedności europejskiej. (GW, 22 marca 2007)
Wyodrębnia i krytykuje trzy modele: (1) federacyjny, promujący suwerenność narodów w łonie Unii mającej być w takiej wizji gwarantem bezpieczeństwa tak wewnętrznego jak i zewnętrznego; (2) ponadnarodowy, wielokulturowy, gdzie różnorodność kulturowa miałaby być siłą wspólnoty (autor zarzuca promotorom takiej koncepcji sprzeczne dążenia: mimo wsparcia dla idei, jest ona krytykowana przez poszczególne państwa na ich własnych terytoriach); (3) nazwałbym go centralistycznym, bowiem eksponuje znaczenie władzy technokratów z Brukseli, którzy mieliby pełnić rolę ekspertów, doradców, kontrolerów, z tym że najważniejsze kwestie, jak polityka socjalna i edukacja, byłyby zarządzanie lokalnie. Która z nich jest najbliźsza realizacji?
Zdaniem Mullera wszystkie one są obecne w diagnozach politycznych, ale właśnie dlatego brakuje zgody i woli pojednania. Brak większości dla realizacji któregokolwiek projektu każe myśleć o czwartej alternatywie. Zdaniem amerykańskiego politologa byłaby nią pragmatyczna wizja "wspólnoty narodów". A zatem?
To co się za nią kryje jest dla autora bardzo oczywiste. Nie wyjaśnia tego pozostawiając pole do domysłów nieco mniej zorientowanym. Pomocna jest tu obrazowa wskazówka mówiąca, że dla stworzenia wspólnoty nie jest konieczne tworzenie kolejnych wizji, bowiem "rower Unii nie musi jechać, aby ona musiała istnieć". Taka "jazda" przekłada się na pustosłowie. Jedynie wizja nie potrzebująca marketingowego wsparcia ma szansę, aby wejść w życie. A zatem Europejczycy już ją mają? Może taką jak ta przedstawiona przez Sebastiana Munstera w "Cosmographii" z 1543 roku?

Wiosna, wiosna hejże ty!


Tzw. Pierwszy Dzień Wiosny ze swoimi karnwałowymi tradycjami przeszedł już chyba do historii. Tylko część suchowolskich uczniów czci ten dzień, głównie ci uchodzący w szkole za słabych, którym "nic już nie pomoże". Ale jak to robią?
Z okien szkoły nie można tego zobaczyć. Podobno spacerują i piją alkohol ukratkiem. Inni w ogóle nie wyjeżdźają z domu, sądząc, że przynamniej w taki sposób można będzie legalnie usprawiedliwić swoją nieobecność. I tyle? Pozostało jedynie niepisane prawo nieprzychodzenia do szkoły. Ale ono także jest podważane.
Część nauczycieli ostentacyjnie skrupulatnie wypełnia swoje obowiązki i równo z dzwonkiem wychodzi do klasy. Inni, a ja wśród nich, mają nadzieję, że uczniowie podejmą jednobrzmiącą decyzję i albo przyjdą, albo całą klasą nie stawią się do szkoły. Bo przecież brak uczniów sprawia, że nauczyciele też mają swoje wagary, choć oficjalnie są odpowiedzialni za nich (na terenie szkoły). Taki rozłam w postawach jest widoczny, lecz pozostaje nieoficjalny. Dyrekcja szkoły też podtrzymuje go i nie zabiera głosu w sprawie: przyjdą, a zatem okażą szacunek szkole, jeśli nie - no tak, można było się tego spodziewać. Pełna anarchia.
Wnioski? I uczniowie i nauczyciele nie są zainteresowani integracją. Obowiązki albo ich pozbycie się, choć na dzień - to dwie postawy: legalizmu i leseferyzmu. Wszystko tego dnia jest w zawieszeniu, kolejny dzień przynosi ulgę: znów można wypełniać swoje obowiązki, czyli przychodzić do szkoły. Victor Turner pisał o liminalności w odniesieniu do rytów przejścia, kiedy stary porządek już upadł, ale nowy jeszcze nie nastał. Ale jaki porządek ma nastać? Cieszy mnie tylko perspektywa wiosennej pogody.

poniedziałek, 19 marca 2007

Wielojęzyczność?!


Zacytuję słowa, które pokazują nowy wymiar w nauce o człowieku:
"Etre bilingue, c'est plus qu'une aisance linguistique que l'on acquiert par la pratique; c'est une carte d'accès privilégié à un monde sans frontières, aux secrets d'une nation, dont la langue n'est que la clé d'entrée"
(Yasmina Katharina,23 ans, trilingue allemand- français- anglais)
To na dobry początek pisania pracy magisterskiej. W mojej głowie pozostaje jednak przekonanie (hipoteza Sapira & Whorfa), że w każdym języku świat jest inny. Trudno jest opisywać wielojęzyczność jako klucz od zamka do drzwi różnych światów, gdyż taki opis zakłada wyjście poza język, którym służy w danym momencie do opisywania świata i, jako byt niezależny od nich, poruszanie się między nimi. To ciągłe przekraczanie granic, ciągłe napotykanie obcego. Ale czymże jest podróżowanie, choćby między Suchowolą, Białymstokiem, Warszawą, Piaskami?

piątek, 16 marca 2007

Tylko lepsza obsługa


Poszukiwania materiałów do pracy magisterskiej w warszawskim Biurze Informacji Rady Europy zakończyły się bardzo mizernymi rezultatami. Ledwie ogólnikowe inforamcje o zakończonych w 1999 roku projektach nauczania dwujęzycznego. Nic co by mogło dotyczyć programów nauczania historii na pograniczu francusko-niemieckim. Pozostaje lektura opracowań polityki językowej, tudzież artykułów A. Raascha.
Bardzo miła obsługa, w porównaniu do tej z białostockiego kuratorium.
Niemniej rezultat niemal podobny.

wtorek, 13 marca 2007

Szkolna Trójka - odwiedki


W szkole, gdzie prowadzę zajęcia, istnieje ciekawy zwyczaj. Uczennicę, która urodzi dziecko, odwiedza delegacja złożona z wychowawcy, pedagoga szkolnego i przedstawiciela klasy. Bardzo miłe okazanie akceptacji dla nowej sytuacji!

poniedziałek, 12 marca 2007

Z zainteresowaniem i zdziwieniem


Jedna z powstających co rok książek utalentowanej belgijskiej pisarki. Znalazła się w moich rękach ... ponieważ została wybrana na lekturę z leksyki na zajęcia na ZSM ILS. W języku polskim tytuł jej brzmi "Z pokorą i uniżeniem" (1999).
To książka autobiograficzna, ponieważ jak można się dowiedzieć z jej biogramu, powstała po powrocie z nieudanej wyprawy do Tokyo, gdzie autorka pracowała. Nie natychmiast jednak. bowiem w 1992 roku debiutowała opowiadaniem "Higiena mordercy".
Pierwszym utworem Nothomb, po jaki sięgnąłem, był "Krasomówca" ("Les Catilinaires"). Też przy okazji zajęć uniwersyteckich.
Narracja koncentruje się na zdawaniu sprawozdania z rocznego stażu w japońskiej korporacji. Relacje miedzy stażystką a jej zwierzchnikami są naznaczone niemożliwymi do zredukowania w kontakcie różnicami kulturowymi. Bardzo jaskrawo widać napięcie między hierarchią wartości Europejczyków i Japończyków. Inwencja, zainteresowanie, samodzielność są przeciwstawiane bezwzględnemu posłuszenstwu zwierzchnikowi. Różnice dobrze widać na przykładzie podejścia do samobójstwa. W kulturze Kraju Kwitnącej Wiśni jest aktem odwagi i wyrazem troski o godność rodu. Można być dumnym z członka rodziny, który odważył się na taki akt. Nie oznacza to oczywiście, że jest to sposób na uhonorowanie rodu, lecz jedna z dróg, gdy inne zawiodły, a nadwyręźony został jego autorytet. Nie mamy jednak w opowiadaniu do czynienia z absolutnym niezrozumieniem kultury.
Obraz relacji japońsko-zachodnioeuropejskich w przedsiębiorstwie nie jest zdecydowanie kontrastujący. Są bowiem pracownicy korporacji, którzy rozumieją i współczują głównej bohaterce, coraz bardziej poniżanej przez zwierzchników. Wśród nich jest także dyrektor główny korporacji. On i inni nie podważają jednak decyzji jej bezpośrednich zwierzchników, a to zgodnie z zasadą, że wasal mojego wasala nie jest moim wasalem.
Warto także odnotować, że dominującą optyką jest punkt widzenia głównej bohaterki, rozumiejącej w znacznym stopniu specyfikę kulturową Japonii i nie odrzucającej surowego, poniżającego traktowania.
Final opowiadania jest jednoznaczny. Po wyjeździe, Amelie otrzymuje od swojej głównej antagonistki list z gratulacjami, w związku z sukcesem wydawniczym książki. Jak pisze Nothomb mamy do czynienia z akceptacją jej japońskości, a zatem i z okazaniem symbolicznej przewagi kultury europejskiej.

niedziela, 11 marca 2007

Tazbira podręcznik historii Europy


Jak napisać podręcznik historii dla uczniów szkół europejskich? Janusz Tazbir zabrał głos w tej kwestii ("Gazeta Wyborcza", 10-11.03.2007).
Po pierwsze należy nie zabierać się za historię polityczną. To ona dzieli Europejczyków na zwycięzców i zwyciężonych, zwłaszcza między sąsiadami. Ale czy jej wpływ na życie społeczne jest możliwy do wyeliminowania? Jej brak wydaje się w tym momencie istotny, po prostu niemożliwy do ominięcia. Chyba że zredefiniujemy czym jest historia polityczna.
Z perspektywy historycznej możemy uznać siebie za prekursorów pisania historii Europy. W 1515 roku ukazał się bowiem w Polsce pierwszy znany podręcznik zawierający jej nazwę w tytule. Lecz uczucie triumfu nie jest pełne, ponieważ zachodnioeuropejskie opracowania nie zawierają takich samych danych datując początki eurodziejopisarstwa na koniec XVI wieku. Już tutaj widać różnice pamięci wspolnotowych dwóch geograficznych części kontynentu.
Współczesne, nieliczne próby syntez europejskich są przez nas uznawne za niekompletne, bowiem ich autorzy zaledwie zauważają istnienie tzw. Europy Środkowo-Wschodniej i poświęcają jej najwyżej kilka stron z kilku setek. Za to opracowanie historii tak zdefiniowanego regionu, jakie ukazało się niedawno pod redakcją Jerzego Kłoczowskeigo w Lublinie, jest z definicji niepełne.
Jaka zatem historia europejska jest możliwa? Historia kultury, w której zostaną uwzględnione także ważne wzory z historii Polski. A według Tazbira są one nastepujące:
- oddolne ruchy podtrzymujące państwowość -- potop szwedzki i samodzielne organizowanie się społeczeństwa szlacheckiego w walce przeciwko Szwedom, w oparciu o sejmiki lokalne; powstania przeciw zaborcom; [ale już nie wojna z zaborcami w okresie ostatnich zaborów nie wywołała podobnych ruchów społecznych, a jeśli takie były, ich działania zakończyły się fiaskiem - pokazuje to słabość koncepcji]
- świadomość europejska
- idea pokoju ogólnoeuropejskiego i koncepcja “Republique des Lettres”
Tazbir proponuje zbudować podręcznik historii, którego założeniem będzie pokazanie jak należy tworzyć więzi społeczne na najniższym poziomie relacji. Jednakże pamięć europejska, jak pokazuje historyczny przykład potopu szwedzkiego, jest pamięcią kształtowaną w celu zapewnieniu trwałości istnienia poszczególnych organizmów państwowych. Trzeba zatem pamiętać, że tutaj punktem odniesienia nie może być idea państwa stanowego, czy narodowego, lecz idea wartości zapisanych we... wspólnej konstytucji. A zatem może najpierw ona potem podręcznik?

czwartek, 8 marca 2007

"Moja szkoła"

Ciekawy wywiad w "Polityce" z Januszem Czapińskim, psychologiem społecznym, profesorem UW.
Diagnoza postaw młodzieży uczącej się w polskich szkołach przeprowadzona na podstawie badań "Szkoła bez przemocy" zleconych przez Polskapresse i Media Regionalne i wpsarciu Fundacji Grupy Telekomunikacja Polska jest pesymistyczna w dwóch wymiarach: oceny dokonań obecnego ministra edukacji narodowej i długofalowych efektów polskiego modelu edukacji.
Program "Zero tolerancji" doprowadził do eskalacji problemów szkolnych. Działania na rzecz wzmocnienia dyscypliny w szkole miały ujemne rezultaty dwojakiego rodzaju: (1) uczniowie poczuli się grupą represjonowaną, co pokazują statystyki, i w konsekwencji doprowadziło to do wzrostu wskaźników niesubordynacji w szkole. W wyniku akcji medialnej ministerstwa rodzice otrzymali z kolei komunikat, że (2) władze oświatowe i nauczyciele rozprawią się z patologiami szkolnymi samodzielnie. W związku z tym zostaje odnotowany spadek zainteresowania rodziców sprawami dzieci w szkole.
Choć w wielu aspektach polska młodzież na tle europejskim pokazuje siebie w zdawałoby się korzystnym świetle, to należy zdaniem Czapińskiego zwrócić uwagę na praktyczne efekty edukacji. Badania pokazują, że o ile mamy dobrze wyskształconych 14-latków, to wiedza wynoszona ze szkoły średniej nie ma przełożenia na życie zawodowe. Okazuje się, że młodzi 20-letni są w większośći niezaradni i pesymistycznie nastawieni do przyszłości. Ich rówieśnicy z krajów OECD potrafią wykorzystać nabytą wiedzę (choć ta jest nieco mniejsza - przynajmniej tak wynika z porównania gimnazjalistów) znacznie lepiej. Wniosek Czapińskiego jest następujący: polski system nauczania nie przygotowuje do działania; buduje wspólnotę narodową tak jak powstają wspólnoty wyobrażone, na zasadzie odniesień do podobnych symboli, często związanych z tradycyjnie uprawianą historią (np. patriotyzm). Nie ma edukacji ukierunkowanej na działanie w społeczeństwie i na tworzenie więzi przez aktywny dialog społeczny.
Jak jest w "mojej szkole"?
Boryka się z trudnościami finansowymi. Uczeń jest na wagę złota odkąd szkoła dostaje dotacje od ilości uczniów. Uczniowi można dużo. Aby opuścić mury szkoły przed ukończeniem przewidzianej edukacji trzeba być nie lada fajtłapą. Egzaminy komisyjne są żenującym spektaklem: jeśli uczeń cokolwiek powie na temat już ma prawo do pozostania, do najbliźszego egzaminu klasyfikacyjnego. Granicą przekroczenie, której grozi niezdanie, wyznacza uporczywe milczenie zainteresowanego ucznia.
Morale do nauki jest niskie, a w perspektywie encyklopedycznego kształcenia w poszczególnych dziedzinach wiedzy budzi u co bardziej świadomych uczniów dodatkowy sprzeciw. Dlaczego nie ma warsztatów przygotowujących bezpośrednio do matury w drugim półroczu klasy trzeciej liceum? Coraz bardziej widoczny staje się konflikt priorytetów nauczania: czy uczymy tego co uznaje się potocznie "culture generale", czy też należy ucznia wdrożyć do rozwiązywania konkretnych problemów, nie do przyswojenia wiedzy, która może się ewentualnie przydać? Na encyklopedyczną wiedzę większość jest nieprzemakalna. Jej treść musi się odnosić do znanej im serialowej rzeczywistości, inaczej, jak pokazują efekty prac klasowych, staje się przed problemem jak postawić pozytywną ocenę. Z kolei na praktyczną wiedzę nie ma miejsca, ani, mówię częściowo o sobie, dobrze dobranych kompetencji.
W Suchowoli na pierwszym planie jest problem, który pokazuje jak nieadekwatny do potrzeb społecznych model nauczania przyczynia się do utrwalenia niskiej samooceny tak ucznia jak i placówki oświatowej. Jak bowiem zmotywować, sądzę, że powyżej 50% młodzieży, do nauki? By myślała, szczególnie ta uznawana powszechnie za słabszą, gorszą, że ukończenie szkoły ze średnią powyżej 3,5 pozwoli ubiegać się o korzystną pracę. Niestety na prowincji eduacja nie jest gwarantem czegokolwiek, poza lokalną famą "grzeczny chłopak, dziewczyna". Brak obycia dodatkowo pęta młodych ludzi i wiąże ich przyszłość w ciągle za mało obiecującej lokalnej społeczności, a jeśli już daje możliwość wyjazdu to do cięzkiej fizycznej pracy w Niemczech, Belgii i Stanach Zjednaczonych. Część młodych kobiet wcześnie wychodzi za mąż i pracuje w sklepie za grosze. Część absolwentów, znajduje miejsce przy budce z piwem, inni długo nie mogą znaleźć jakiejkolwiek pracy.
Kontrola tzw. "trójki" pokazała, że widocznym problemem szkoły jest palenie papierosów w toaletach. Inne patologie są rzadsze, a pojedyńcze przypadki często nie widzą światła dziennego. Mottem może być powiedzenie: "Tisze jediesz, dalsze budiesz". Nie wiadomo tylko dokąd zajedziesz! A młodzi są uwrażliwieni na brak perspektyw najbardziej spośród wszystkich grup wiekowych.
Choć patologie wśród suchowolskiej młodzież nie są tak widoczne - zgodnie z resztą z potocznym mniemaniem, że wiejskie szkoły są "spokojniejsze" - to wniosek Czapinskiego dotyczący perspektyw edukacji potwierdza tutaj swoją moc. Brak umiejętności radzenia sobie w życiu tutaj dotyczy największej grupy młodzieży. I reformy Giertycha tak jak wszędzie niewiele zmienią, choć może najmniej zaszkodzą. Ale nie wypada się z tego w żadnym wypadku cieszyć.

O przemocy psychicznej wobec kobiet


Rozmów o tym problemie ciągle mało. To najlepszy prezent dla wielu z nich. Przygotowała go redakcja Programu I Polskiego Radia. W pełni popieram!

8gumarca

- Jaką gumę pan chce? Może być waniliowa? - pyta uprzejmie sprzedawczyni.
- To one jeszcze mają smaki? - odpowiada zażenowany starszy, siwy i od dawna nieogolony pan.
- No, no. - dodaje spod nosa niezadowolony, że jeszcze mu się każe wybierać.
- Jak chcesz możesz wybrać. - pada obok w kierunku kobiety, zapewne żony jednego z klientów.
- Też coś. Gumę wybierać. Wolałabym coś innego. - odpowiada nieco zawiedziona. Wokół rozlega się śmiech męźczyzn.
Ósmego marca w sklepie w Suchowoli.

Synekuratorium?

Rozmowa z Panią zajmującą się sprawami edukacji mniejszości w białostockim kuratorium: wszystkie informacje są na stronie internetowej, nauczanie historii to realizacja podstawy programowej, za co odpowiedzialny jest dyrektor szkoły. Kuratorium nie posiada żadnych materiałów, zajęcia z historii i geografii kraju mniejszości, z tego co Jej było wiadomo, nie odbywają się.
Po co ta Pani pracuje w tym miejscu? Nie usłyszałem niczego co byłoby specjalistyczną wiedzą na ten temat. A zatem takowa nie istnieje? Mam wrażenie, że działania edukacyjne związane z mniejszościami są oparte o nieistniejące ustalenia. Lub nikt o nich nic nie wie.
A może ta pani zajmuje się uaktualnianiem strony internetowej? Może są takie sprawy, o których zwykły śmiertelnik nie ma pojęcia. A może to tylko funkcja tytularna?
Wreszcie Giertych dał fizyczne zajęcie pracownikom tej instytucji: wczoraj usłyszałem o "pracy w terenie", zatem praca wre, bo w głosie rozmówczyni pojawiło się zniecierpliwienie. A może powininem był zacząć rozmowę do złożenia życzeń z okazji Dnia Kobiet?
Niepotrzebnie usprawiedliwiam. Pustka informacyjna.
Wniosek: poszukiwania materiałów do pracy magisterskiej nie mają ciekawych perspektyw.

środa, 7 marca 2007

Myśląc, że...


Jakiś czas temu postanowiłem przeczytać tę książkę uwiedziony zapewnieniem, że dobrze upowszechnia wiedzę na temat badań nad świadomością (badań kognitywnych). Zaprawdy robi to w niezwykły sposób. Owa niezwykłość jest ambiwalentna.
Lodge pozostaje przy głównych tematach jego powieści: życiu akademickim, prezentacji nowych metod badania literatury i życiu erotycznym jego bohaterów.
W "Myśląc" mamy nowe elementy naukowe przyrządzone w sosie akademicko-romansowym. Wprowadza je autor poprzez debatę:z jednej strony mamy badacza świadomości, z drugiej specjalistkę od literatury i powieściopisarkę. W kwestii merytorycznej należy odnotować kilka eksperymentów. Najwięcej miejsca zajmuje eksperyment zapisu strumienia świadomości przekazany w formie rejestracji magnetofonowej mowy głównego bohatera. Drugim jest opis eksperymentu, którego celem było zbadanie czy człowiek rodzi się z pewnymi ideami świata fizycznego czy też je nabywa w kontakcie ze środowiskiem. Przykładem była fikcyjna historia kobiety (Mary Chromatyczki), którą od urodzenia utrzymywano w separacji od kolorów, by w pewnym momencie jej życia pokazać czerwoną różę i określić reakcję na po raz pierwszy widziany kolor. Inny eksperyment został sformułowany jako pytanie "Jak być nietoperzem?". Wprowadza ono do rozważań na temat świadomości. Pozytywna odpowiedź na nie jest niemożliwa, tak jak niemożliwe jest, aby człowiek mógł obserwować świat z punktu widzenia tego ssaka. W konsekwencji uzasadnione jest twierdzenie, że poznanie świadomości także jest niemożliwe. Kolejny przykład został nazwany "dylematem więźnia" i opisuje życie człowieka jako pasmo wyborów między współpracą a zdradą. Według tej teorii najlepszym sposobem na (prze)życie jest strategia "wet za wet". Wreszcie można przeczytać o tzw. "chińskim pokoju" Searle'a. Mamy tutaj do czynienia z osobą, odbierającą pytania w języku, którego nie rozumie. Odpowiada mimo to na nie używając podręcznika z podstawowymi zasadami logiki rządzącymi tym językiem. Pada pytanie, czy odpowiedzi tej osoby są świadome. Searle uważa, że jej odpowiedzi są nieświadome. I nie można w związku z tym tweirdząco odpowiedzieć na podstawowe pytanie: jest niemożliwe, aby człowiek mógł zbudować sztuczną inteligencję.
Eksperymenty zostały opisane na podstawie malowideł, jakie powstały na ścianach budynku instytutu kognitywistyki.
...
Cynicznie/machoistycznie rzecz ujmując, kwestię relacji erotycznych w "Myśląc" najlepiej przedstawiają słowa żony Ralpha Messengera, Carrie: "W każdej sytuacji, w której męźczyźni mają władzę, a kobiety młodość i urodę dochodzi do wymiany handlowej. Męźczyźni wykorzystują władzę, żeby dostać sex, a kobiety swój wygląd, żeby dostać awans albo dobry stopień, albo żeby po prostu się zabawić." (s.208)
Interpretacja tego fragmentu może być różna. Od przekonania, że taka jest brutalna rzeczywistość, a towarem jest nie tylko przyjemność cielesna, kultura ale i władza. Przez wizję, że ludzi pociągają działania, które wywołują dreszczyk emocji, mogące pokazać gdzie są różne granice - bo czymże może być fakt, znany mi od niedawna, że na jednym z uniwersytetów dozorca przyłapał parę uprawiającą seks na uczelnianym stole. Wreszcie można spojrzeć na powyższy cytat i zobaczyć w nim wyraz tendencyjnego określenia ról społecznych płci. Uznając realność takich sytuacji trzeba jednak dodać, że coraz więcej kobiet znalazłoby się po stronie poszukujących młodych i ładnych męźczyzn. Ocena Lodge'a ma swój mocny punkt w doświadczeniu uniwersyteckim autora (niekoniecznie w takiej formie, jaką opisuje w "Myśląc").

poniedziałek, 5 marca 2007

Francusko-niemieckie sprawy pamięci historycznej - perspektywa edukacji


Maison de la Région : prezentacja francusko niemieckiego podręcznika historii przez Gilles de Robien, ministra edukacji i szkolnictwa wyższego Francji (po lewej) i Petera Müllera, ministra przestawiciela rządu niemieckiego do spraw wspołpracy francusko-niemieckiej (z prawej).

To inicjatywa parlamentu młodieżowego z 2003 roku. Do prezentacji podręcznika doszło niedawno (parz: zdjęcie). Czasowo podręcznik obejmuje dzieje po 1945 roku.
W wygłoszonym 13 lipca 2006 roku wystąpieniu Gilles de Robien zaznaczył, że podręcznik jest częścią ogólnego projektu historii europejskiej, nie jest zatem wyłącznie podręcznikiem historii Francji i Niemiec. Jest to projekt odzwierciedlający myśl stworzenia historii porónawczej Europy, jaką zaproponował swego czasu Marc Bloch. A jednocześnie to dzieło autorskie, której intencją było pokazanie jak krzyżyją się spojrzenia na przeszłość po obu stronach Renu. Nie jest to zatem inicjatywa dążąca do zatarcia kwestii kontrowersyjnych. Świadczą o tym poniższe krytyki, jakie znalazłem na polskich stronach internetowych.
Problemem było znalezienie kompromisu między siedemnastoma programami nauczania historii (1 francuski i 16 niemieckich), dopasowaniu wspólnych metod nauczania i ustaleniu wspólnych wymagań egzaminacyjnych.
Nie udało się uzyskać porozumienia w kwestii wspolnego określenia stosunku do USA i jego roli w powojennej Europie oraz statusu państw demokracji ludowej. Autorów francuskich bardziej interesował problem dekolnizacji, niemieckich zburzenie berlińskiego muru. Za wspólną płaszczyznę uznaje się stanowisko laickiej lewicy. W związku z tym widać pominięcie wpływu idei komunistycznych na inteligencję francuską i zestawienie razem Chomeiniego i Jana Pawła II w rozdziale zatytułowanym "powrót religii" w II połowie XX wieku. Krytykowane jest również nadanie mniejszej wagi skutkom działalności Stalina i Mao, trudno jest wyjaśnić na podstawie treści podręcznika czym jest "Archipelag Gułag" Sołżenicyna.
Podręcznik wejdzie do użytku we wrześniu.
Minister Spraw Zagranicznychi Niemiec Frank-Walter Steinmeier zaproponował rozpoczęcie prac nad podręcznikiem historii dla Polski i Niemiec. Jego stworzeniem mieliby się zająć specjaliści z Europejskiego Uniwersytetu Viadrina z Frankfurtu nad Odrą.
Informacje zebrałem na podstawie: "Rzeczpospolitej", "Wprost", onet.pl, korba.pl, education.gouv.fr

Mad ame


Zamierzałem ją przeczytac od pewnego czasu. No i jest na koncie.
Bardzo szybko mi się to udało, a to przez pewne pokrewieństwo, którego przestrzeń można chyba uznać za najlepsze miejsce pamięci, podające się mitologizacji. Te tematy to przeszłość (okres szkolny), miłość, często do jednej z nauczycielek, wreszcie język francuski i szachy.
Okazało się, że trudno jest czytać powieść jako narrację mitologiczną. Kunsztowny, obrazowy język polski i stojące w opozycji przerysowane postacie głównych bohaterów to narzucający się temat sprzeciwu wobec autorskiego pomysłu. Mit jednak wymaga takiej koncepcji, w której realizm blednie w blasku niezwykłych umiejętności bohatera.
Konteksty literacko-filozoficzne, znane czytelnikom twórczości dojrzałego Libery, były mi przeważnie niedostępne po pierwszej lekturze. Wyraźnie został określony stosunek autora do okresu peerelu: dla Libery to czas twórczego utajenia, ukrywania się, straty czasu na uwłaczającą ludzkiej godności walkę z systemem. Przedstawiciele władzy to bezmyślni funkcjonariusze i zawistne beztalencia.
Poddałem się narracji mitu, choć nie zgadzam się z koniecznością jego nieświadomego odtwarzania. Nie mam déjà vu moich szkolnych miłości. Ale przede wszystkim nie mam potrzeby mitologizowania jej - a może nikt nie pyta o nią, nie ma zatem mitu "ante portas". A może jest to dana niektórym skłonność, mogąca być uznana za objaw "szaleństwa duszy"?
Lektura "Madame" wywarła pozytywne skutki. Mimo że mam ambiwalentny stosunek do języka francuskiego przez pewien czas nabrałem do niego szacunku; może nie tyle jednak do niego samego, ile do wittgensteinowskiego stwierdzenia, że bogactwo języka przekłada się na bogactwo świata, jaki doświadczamy. Pozytywne odczucia dotyczą także z pisania jako takiego i lektury dobrze skonstruowanego tekstu. Rytmu zdań nie dostrzegam tak jak nie potrafię opisać dlaczego podoba mi się słuchanie muzyki klasycznej. Może zdania nie były zbyt długie i odbiór bogatej treści uławiały trafnie umieszczane kropki? Tak widać rytm tekstu?
Z respektywy kilku dni doświadczenie lektury zachodzi mgłą zapomnienia. Czy tu pojawia się potrzeba mitu, Mad ame?

czwartek, 1 marca 2007

Szkolimy się, szok!




Wczoraj wziąłem udział w prezentacji podręcznika do historii zorganizowanym przez przedstwicieli wydawnictwa WSiP. Nauczycieli zaproszono do 4-gwiazdkowego "Hotelu Branicki". Refleksje....... nie bardzo wiem na czym byłem.
Głównym tematem spotkania była jednak multimedialna prezentacja ekspozycji Muzeum Powstania Warszawskiego oraz warsztaty związane z problemem stosowania pojęcia patriotyzmu na lekcjach historii.
Pierwszą część uważam za nieprzygotowaną: prowadzona zbyt swobodnie narracja zawierała wiele dygresji mających zabawić widzów w dusznej jednak sali konferencyjnej hotelu. Dygresje zabawne były jednak tylko dla prowadzącego doktora nauk historycznych. Pokątny chichot wśród męskeij części audytorium wywołało niezręczne połączenie "Cielecka wcielała się". Autor skupił się na technologicznych udogodnieniach i atrakcjach wystawy. Zwrócił uwagę na znaczenie działania Lecha Kaczyńskiego, którego determinacja doprowadziła do powstania tej niezwykłej placówki. Podał na końcu dane statystyczne świadczące o popularności muzeum wśród zwiedzających. Zamiast powiedzieć jak zamówić lekcję pokazową organizowaną przez pracowników muzeum, prowadzacy skończył stwierdzeniem, że już w październiku nie ma miejsc w całorocznym planie edukacyjnym. Jasnym przykładem nieprzygotowania do prezentacji było stwierdzenie: "przygotowałem cztery sceniariusze lekcji, ale ponieważ Państwo śpieszą się pokażę jedynie dwa".
Tego samego stwierdzenia użyła prowadząca warsztaty mówiąc: ponieważ jesteście Państwo zmęczeni po wystawieniu wielu "piątek" tego dnia, i tak jak prawdziwa klasa chcecie już wyjść, zadam pracę domową i zrezygnuję z pracy w grupach. Nowatorstwo podejścia podręcznika WSiP? Uważam za śmieszne używanie argumentu o żywych kolorach, zamieszczeniu ilustracji, indeksu, taablicy chronologicznej. Ze świeczką szukać podręcznika, który niema tych udogodnień. Na uwagę zasługują za to: autorytet autorów podręcznika, schematy przedstawiające strukturę niektórych zagadnień historycznych, wreszcie część ćwiczeniowa poświęcona przygotwaniu do matury. Ważny jest prosty język prezentacji.
Gdybyb nie spotkał moich znajomych ze studiów spotkanie byłoby całkowicie nieudane!