piątek, 8 sierpnia 2014

Jedyny zegarmistrz w okolicy

Jedyny zegarmistrz w okolicy. - Nie ma w Hajnówce, w Brańsku, w Siemiatyczach jest jeden - mówi niewysoki starszy mężczyzna, do którego poszedłem po radę: z oberwanym paskiem od zegarka.
- Od dawna prowadzi pan zakład - zapytałem.
- O... od niedawna, tylko pięćdziesiąt lat - odrzekł nieco ironicznie mój rozmówca.
- Tak, to rzeczywiście niewiele - próbowałem podtrzymać jego ton rozmowy. - A od którego roku - zadałem kolejne pytanie.
- Od pięćdziesiątego szóstego - odparł.
- I przez cały czas w Bielsku - kontynuowałem wietrząc nieziemską historię człowieka.
- Nie, tutaj przywieźli mnie koledzy. Bo ja najpierw jako uczeń, potem szkoła i egzamin. Do Bielska przywieźli mnie koledzy w sześćdziesiątym trzecim. Szkołę kończyłem w Elblągu, a na egzamin pojechałem do Gdańska.
- I ciągle pan w tym samym miejscu - wypaliłem z niedowierzaniem wyobrażając sobie wchodzącego codziennie o dziewiątej i witającego się z cykającymi zegarami. Ścisnęło mnie w gardle ze wzruszenia. Obok siedziała kobieta, mniej więcej równolatka mojego rozmówcy i czule przysłuchiwała się słowom, wyraźnie dumna. W oczach mojego rozmówcy pojawiły się ledwo dostrzegalne łzy.
- O panie, jeszcze dwadzieścia lat temu drzwi się nie domykały. Tylu miałem klientów. A teraz przychodzą jedynie, aby wymienić baterie.
Powstrzymałem się przed zapytaniem czy mu się opłaca być zegarmistrzem.