sobota, 1 września 2007

Spojrzenie w lustro - niechęć do Francuzów

Poznałem w budynku uniwesytetu mężczyznę, tłumacza z hiszpańskiego. Pamiętam, że widziałem go kiedyś na uczelnialnym korytarzu dobiegającego do profesor. Łysiejący blondyn po 40-ce.
Chciałem dowiedzieć się czegoś o doświadczeniu tłumacza w relacjach z wydawnictwem i wydaje mi się, że zasugerowałem tę kwestię w pierwszym lub drugim zdaniu. Tymczasem było zupełnie inaczej.
Zaczął wymieniać autorów hiszpańskich opisujących społeczeństwa Ameryki Południowej i Środkowej. Mówił o zaletach społeczeństw Ameryki Łacińskiej: główną jest métissage, czyli rasowy, kulturowy melanż. Ma on wytwarzać szczególnie sprzyjające warunki do adaptacji do nowych warunków. Cóż miały oznaczać owe nowe warunki? Dotyczyły one postulowanej wielopłaszczyznowej współpracy między Unią Europejską a państwami Ameryki Łacińskiej. Współpracy, ktorej rezultatem miałoby być powstanie nowej unii. Społeczeństwa Nowego Świata mają bowiem być zafascynowane europejską kulturą, mają być chłonni wiedzy i ma je cechować zaufanie do Europejczyków. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych.
Zarysowała się następnie linia konfliktu: Ameryki Łacińskiej do Stanów Zjednoczonych, nastawionych do ekonomicznej eksploatacji, “nas” do Europy Zachodniej. Anglicy, Francuzi, w przeciwieństwie do radosnych, otwartych na dyskusję Włochów, Hiszpanów, Greków, są oziębli, mało zainteresowani innymi, a jeśli tak to dopóty, dopuki mają jakiś interes.
Chwilę potem - a rozmówca kontynuował swoje wywody na temat iberyjskiej tradycji debat, o prawach człowieka etc. - zdałem sobie sprawę, że istnieje pewien związek między tym co przed chwilą usłyszałem, a moim, potwierdzonym przez kilka inych osób, a wypowiadanym wielokrotnie, negatywnym doświadczeniem w kontaktach z Francuzami.
Nie tworzyłem koncepcji politycznych, nie waloryzowałem ras, podkreślałem jednak negatywne elementy w komunikacji. W związku z tym co usłyszałem pozostał we mnie niepokój wiążący się z czymś co nazwałbym “projekcją” pokazującą jak może się ewoluować dalsze trwanie w pewnym przekonaniu. Osoba, obracająca się w grupie lokalnej inteligencji, tworzy i aktywnie promuje - w męczącym monologu - dwubiegunowy obraz relacji i postuluje nierealny sojusz gospodarczo-polityczny. A przy tym robi to nie pytana by wyjść po dłuższej chwili.
80/20% na niekorzyść - a 100% stanowi zbiór “mojego doświadczenia” - nie usprawiedliwia w trwaniu w pewnym przekonaniu, lecz brak nowych kontaktów nie stwarza okazji do zmiany poglądu. Dlatego ważne jest podkreślanie subiektywności pewnych wniosków i kontekstu środowiskowym, w jakim one powstały.
Iberoamerykańska tradycja debat, o jakiem mówił tłumacz, a jaką sam świadomie zaprezentował, troszeczkę mnie przeraziła. Nie ma w niej problematyzowania, nie ma dochodzenia do konkluzji przez argumenty, nie ma końcowej konkluzji. Nie ma też modelu, który zaczyna się od konkluzji. Nie zachwyca mnie udział w spotkaniach z takim słowotokiem.

Brak komentarzy: