piątek, 14 września 2007

Głucha uprzejmość

Siedziałem przy oknie w autobusie prywatnej komunikacji niczym sardynka w puszce. Na rękach teczka z laptopem, płaszcz, butelka krynki i gazety. Między nogami plecak, na szczęście niezbyt wypchany. Obok blondynka w średnim wieku posadziła kilkuletniego synka, 5-6 lat. Sama usiadła po drugiej stronie. Blondynek w sweterku nie mógł usiedzieć w miejscu. Mama dała mu nowoczesny telefon, aby pograł sobie. Chłopakowi do szczęścia brakowało jednak efektów dzwiękowych. Próbował prosić mamę o włączenie ich, lecz ta pozostawała nieugięta. Po kilku próbach pogodził się i grał, grał, aż w końcu, zmęczony, zaczął przesuwać się przez wypełnione pasażerami przejście do mamy. Mama widząc to zabrała go do siebie na kolana.
Na wolne miejsce usiadła młoda dziewczyna, uczennica, która do tej pory stała w przejściu z plecakiem na plecach, zupełnie nie zważając, że niepotrzebnie wypełnia nim przestrzeń. Dzięki temu, że usiadła zrobiło się luźniej.
Siedzieliśmy tak przez kilkanaście minut. Tłok bardzo powoli rozluźniał się. Osoby stojące przy moim rzędzie powoli przesuwały się. W pewnym momencie stanęła, stojąca do tej pory z przodu, dziewczyna. Proste, tylko przy skroniach kręcące się włosy, miały kolor niefarbowanego kasztanu. Twarz okrągła, o cechach lekko wschodnich. Cechą charakterystyczną był zadziwiający brak cech szczególnych. Brązowy rozpinany sweterek i uczyniony ręką znak krzyża przy cerkwi w Zwierkach - to wszystko co mi zostało w pamięci.
Siedząca obok mnie dziewczyna zerwała się ze słowami na ustach: - Niech Pani usiądzie! - Nie, nie - odparowała głośno stojąca. Zaprzeczenie było bardzo głośne. Moja sąsiadka uparła się jednak: - Ależ proszę usiąść. Ja postoję. - Ależ nie, proszę siadać - nie dawała sa wygraną druga. Uniosłem nieco głowę, bo oprócz silnego głosu, zwróciły moją uwagę powtarzane po raz kolejny te same prośby. Zacząłem podejrzewać, że przyczyną nalegań dziewczyny była niewidoczna dla mnie ciąża stojącej kobiety. Chyba jednak tak nie było. Obydwie kobiety nie słuchały siebie. Raz jeszcze padło ta sama prośba i ta sama riposta. Zacząłem się uśmiechać znacząco, nie patrząc w ich stronę. W końcu jednak uczennica przeszła do decydującego ataku. - No, ale ja postoję. W końcu jestem młodsza. Chwila ciszy i druga odpowiedziała, może z odrobiną oburzenia w głosie: - Ależ ja wcale nie jestem taka stara. I usiadła obok mnie.

Brak komentarzy: