poniedziałek, 17 września 2007

Samotność w sklepie

Niedziela, około 10.15. Pędziłem do suchowolskiego samu by zdążyć przed tłumem, który opuszczał kościół i udawał się na zakupy. Nie udało się. Do sklepu musiałem wejść bez koszyka.
Wszędzie kolejki, jakby miał nadejść kataklizm kolejnego dnia. Kolejka także do kasy. Przede mną wysoka, zgrabna blondynka. Ubrana dość wyzywająco, dyskotekowo. Buty na obcasie z wysokimi cholewami, jeansy, krótka kurteczka, odkrywająca co jakiś czas ładny, opalony brzuszek. Włosy blond, farbowane, i nie zniszczone. Kształtny nos i usta. Słowem zwracała uwagę swoją urodą, bardziej niż stylem ubierania się.
Kolejka dość wolno przesuwała się więc wierciłem się niemiłosiernie. Moją uwagę tym razem przyciągnął stojący przed blondynką męźczyzna. Na oko około 35 lat, może więcej. W jasnych jeansach, brązowych pantoflach, i takiej samej skórzanej kurtce. Na głowie firmowa czapeczka z napisem. Szczupły, rzekłbym chudy, o pociągłej twarzy ciemny blondyn. Stał odwrócony 3/4 do dziewczyny. I zagadywał ją coraz, niepewnie, z wyczuwalnym wysiłkiem.
- Pani po zakupy? - Tak - odpowiedziała grzecznie blondynka i zerknęła znacząco na trzymany przed sobą koszyk. - Pani stąd? - kontynuował mężczyzna. Już w tym momencie wiedziałem, że nic nie odciągnie mnie od wysłuchania tej rozmowy. - Nie z Białegostoku - odparła. - A często pani tu przyjeżdża? Gdzie pani mieszka? A czyja pani - parł jak taran. - Tu mam rodzinę, więc przyjeżdżam co jakiś czas? - Może wie pani czy tu można napić się kawy? To może poszlibyśmy na kawę? Oho, pomyślałem. A to ci się dostanie zaraz. - Ale ja tylko na zakupy, a potem muszę do domu - odparowała dziewczyna. - A w przyszłym tygodniu pani będzie? Może, wtedy? - nie rezygnował chłopak. - Wie pani życie krótkie. A tak będzie co wspominać - filozoficznie zagadnął, a może podsumował. No tak, pomyślałem, bierze ją na litość. - Krzysiek jestem - nieoczekiwanie przedstawił się. - Kasia - odpowiedziała blondynka. - Miło mi - uśmiechnął się w odpowiedzi. - Może jednak spotkamy się? - nacierał znowu, nieczuły na odmowę, choć nieco zbity z tropu. Kiedy zaczynał mówić odwracał się do niej. Kiedy kończył ciało kierował w inną stronę, zgodnie z ruchem kolejki. Widać było wahanie, ale i desperację w jego działaniach. - Widzi pani. Ot samemu się żyje. I nie ma z kim porozmawiać.
Już nadeszła jego kolej na płacenie. Nonszalancko położył towar: zawinięte w folię opakowanie herbaty i coś jeszcze. Nie chciał wziąć kilku groszy reszty, ani reklamówki. Odszedł kilka kroków od kasy, zatrzymał się i odwrócił, lecz niepewnie. Chyba dawał sobie jeszcze jedną szansę. Dziewczyna zapłaciła, zapakowała produkty: jogurty, spray do włosów, dezodorant i chyba coś jeszcze. I stanęła tyłem do niego, tuż za kasą, jakby czekała na kogoś z kolejki.
Wtedy zobaczyłem jej twarz. Uśmiechała się. Może z odrobiną drwiny, lekceważenia wobec tego co się przed chwilą wydarzyło, ale i dumy, że zwraca uwagę swoją urodą i jest obiektem adoracji, nawet w kolejce do kasy.
Kiedy odebrałem moje warzywa, zacząłem szukać wzrokiem mężczyzny. Nie znalazłem go jednak.

Brak komentarzy: