niedziela, 16 września 2007

Żart z “czasu karnawału”


Rozmowa dziennikarza I PR z zaproszonymi ekspertami d/s polityki, księdzem z UKSW i politologiem z UW. Rzecz dotyczy kulisów i konsekwencji rezygnacji Jana Rokity z kandydowania do parlamentu w nadchodzących wyborach. Omawiając kwestię wpływu odejścia polityka PO na wyniki wyborów dziennikarz rzuca znamienne zdanie: - Szkoda, że nie było podsłuchu w pokoju, gdzie rozmawiali Tusk z Rokitą. Wokół słyszać uśmiechy. I komentarz podkreślający, że to był żart.
Oczywiście to był żart. Jakże niesmaczny. Jest dowodem na to, że podsłuchiwanie polityków nie jest czymś nadzwyczajnym. Czy żartowanie to sposób na oswojenie czegoś, co w normalnym czasie, niekarnawałowym, jest wykroczeniem wobec norm prawa? Czyli podkreśleniem, że mamy do czynienia z praktyką właściwą karnawałowi, choć dziejącą się w zuełnie poważnej sferze zarządzania państwem? Sądzę, że tak, choć nie absolutyzuję swojej racji. Kiedy kilka dni temu słuchałem mojej cioci z Kijowa, wiele miejsca w jej wypowiedzi zajęło przytaczanie żartów o nikłym wykształceniu premiera Janukowycza i rozmiarach ignoracji ukraińskich oligarchów. Zwróciwszy uwagę na ten fakt otrzymałem następujący feedback: - Przecież inaczej nie da się żyć w tak urządzonym kraju.

Brak komentarzy: