środa, 13 czerwca 2007

Człowiek z miotłami


Często widziałem pozostawiane obok suchowolskiego kiosku z gazetami (tego naprzeciwko mojego okna) miotły. Ale do tej pory nie widziałem kto to robi. Aż dziś zobaczyłem go. Podszedłem i zagadnąłem.
Miotły, wykonane z brzozowych witek wbitych na leszczynowe trzonki, kosztują 3 zł. Dziadek przywozi je rowerem, kiedy jedzie do kościoła. Przyjeżdża też w czwartki, na bazar. Pokośno leży 9 km od Suchowoli.
Nie boi się ich zostawiać. No bo co - mówi - ja nie zbiednieję. A kto tu ukradnie - dodaje. Chyba że chuligani, ci co malują wieczorami po ścianach. Robię je... no bo co mam robić, kiedy siedzę w domu.
Powiedziałem mu, że uczę w szkole. Zapytał o dyrektora i zaraz dodał, że się z nim dobrze zna. Martwił się, że teraz młodzież jest inna. Kiedy ja chodziłem do szkoły - mówił - to uczniowie bali się nauczyciela. I zaraz podał historię...
Kiedyś mieszkali Żydzi w Pokośnie. Jeden z nich kupił cielaka. Zaprowadził go na podwórko, do chlewika. Cielak zaczął ryczeć głośno. Dlaczego? Nie wiadomo. Ale młodzi chłopcy poczuli się w obowiązku ująć się za cielakiem i zaczęli obrzucać chodzącego po podwówrku Żyda tak, że ten musiał schronić się w gospodarstwie drugiego. Ale dowiedział się o tym nauczyciel. Zebrał uczniów i zapytał srogim głosem kto rzucał kamieniami w Żyda. Nikt się nie przyznał. Więc nauczyciel zdjął pas i po kolei każdemu urwisowi wymierzył sprawiedliwość.
Ja nie rzucałem - dodał właściciel miotł. Kiedy to mówił patrzył pustymi oczami w przeszłość, jakby na własne oczy obserwował jeszcze raz tą sytuację. Byłem dobrym chłopcem - dodał.
Dyrektor to dobry człowiek - stwierdził dziadek. Ja od razu poznaję ludzi. Spojrzę i wiem, kto dobry, kto nie - ciągnął dalej. Przyznam, że tylko przez moment miałem ochotę zapytać go co sądzi o mnie. No ale nie można zbyt dużo wiedzieć o sobie. Gdyby chciał mi powiedzieć, zrobiłby to.
Podałem mu dłoń i odszedłem

Brak komentarzy: