wtorek, 14 sierpnia 2007

Życie w złotym wieku

Stoję w 5-minutowej kolejce w aptece na ul. Lipowej. Mam do wykupienia receptę na leki przepisane przez alergologa. Towarzyszy mi obawa, że wydam w całości otrzymaną dziś 100-złotową zaliczkę.
Za mną pojawiają się jeden po drugim dwaj starsi panowie. Gdy jeden odchodzi do sąsiedniego okienka, pojawia się drugi. Nie przyglądam mu się specjalnie, aż do momentu gdy niespodziewanie wyrywa się przede mnie i zwraca się do stojącej akurat po drugiej stronie okienka młodej i ładnej sprzedawczyni. - Czy jest viagra - pyta rezolutnie. - Tak odpowiada dziewczyna - ale na receptę. - Oczywiście, że na receptę - ripostuje, ale bez irytacji dziadek. I spowrotem ustawia się za mną.
Jest dobrze po 60-ce. Szare pantofle, takie same garniturowe spodnie na kant i sportowa koszula, podobna do polo, ale znacznie szersza. Na wysokim czole przeciwsłoneczne okulary.
Kolejka się nie rusza. A dziadek zaczyna się wiercić i przebierać nogami. Ale tylko tak okazuje zniecierpliwienie. Tymczasem przy drugim okienku stoi kobieta, a za nią mężczyzna. Obydwoje po 70-ce. Ona, elegancko ubrana w letnią kolorową sukienkę zwraca uwagę intensywnym bronzem fryzury, on, o lasce, w zwyczajowych spodniach z materiału, jakby wyszedł z mieszkania specjalnie po leki. - Jak się miewa pani mąż. Dawno go nie widziałem - zagaduje mężczyzna. - A, wie pan, on o 6-ciu lat już nie wychodzi na podwórko. Porusza się po mieszkaniu wózkiem - odpowiada kobieta. - O widzi pan, zaraz wydam 300 zł na leki. Ale cieszę się, że jest. To najważniejsze - dopowiada refleksyjnie.
Gdy odebrałem swoje leki i z ciężkim sercem zapłaciłem moje 50 zł, przez chwilę ociągałem się by zobaczyć jak obsługiwany jest dziadek od viagry. Podał receptę, trochę po partyzancku, ukratkiem, ale zaraz potem zapytał czy dostanie 10% upustu. A po chwili przemówiło przez niego doświadczenie kupującego: - Tylko proszę bez ulotek.
Powoli wyszedłem na ulicę.

Brak komentarzy: