wtorek, 21 sierpnia 2007

Granice obrony koniecznej

Wczoraj ok. 9ej pojawił się jakiś pan, z kategorii dobrze usytuowanych mieszkańców bloku, lecz nieco młodszy od pozostałych, czyli ok. 60-ki. Okazało się, że studzienka odpływowa jest zatkana, a co więcej to my mieliśmy ją zatkać gipsem.
Nasza wina była w połowie - w ćwierci pana Mirka, w ćwierci moja - a w połowie wynikała z dotychczasowego stanu udrożnienia studzienki. Dwie inne studzienki były w podobnym stanie, tj. pełne piasku i na granicy przepuszczalności wody. Warte uwagi było jednak co innego.
Sposób dyskusji pana Mirka był elastyczny. Najpierw minimalizował skutki wlewania gipsu do studzienki. Potem, ponieważ nie było innej możliwości jak pójście na miejsce czynu, gdy zaczeliśmy badać metalowym prętem jaki jest stan drożności kanału, inwestor dalej perorował z intruzem. Argumentem na naszą obronę była obecność piasku. Ale inwstor zmienił plan działania: stwierdził, że tacy fachowcy jak my nie mogliśmy popełnić czegoś tak głupiego. Wlewaliśmy popłuczyny, ale nie stwardniały gips. - Czy pan ma 16 lat? Czy oni także mają po 16 lat? - ironicznie i retorycznie zapytał interweniujący. Chyba nie rozumieli co jest obiektem rozważań: w ogóle wlewanie popłuczyn czy wrzucanie gipsu. Obydwaj patrzyli sobie prosto w oczy jak rewolwerowcy przed oddaniem strzału. - Oczywiście, że nie - odparł pan Mirek poddając nieskuteczny argument. Ale szybko spróbował innej metody obrony i to właśnie ona skłoniła mnie do tego, aby opisać całe wydarzenie.
Czy pan ma mieszkanie w tym bloku - zapytał. Nieco zbity z tropu intereweniujący rzekł z ociąganiem, że tak. To był punkt zwrotny w całej rozmowie. - Tu wybija co jakiś czas i nazwijmy rzecz po imieniu, chodzi o gówno. To wina konstrukcji studzienek odpływowych. Firma je zakładająca spartoliła robotę - ciągnął jak maszyna inwestor. - I wie pan. To będzie się powtarzało - niczym przepowiednie plag głosił pan Mirek. - Nie tak dawno jednemu wylało i chodził po kostki, no wie pan w czym... a wszystko przez konstrukcję studzienek. Nie ma rady - podsumowywał. - Panowie, to wlejcie do otworu wody. Trzeba zobaczyć czy niedrożność da się usunąć. No i usuńcie w ten sposób resztki gipsu, tak aby sprowadzeni do naprawy usterki pracownicy nie spostrzegli waszego udziału - nie dawał za wygraną. Przyniosłem pół wiadra wody. Wlałem i woda przerwała niedrożność. Wyszliśmy z garażów.
- Tacy jak on czepiają się bez potrzeby - skwitował kilka godzin później, lecz o wiele bardziej dosadnie, pan Mirek. Okazało się, że przyczyną wizyty tego pana była nie jakaś szkoda, lecz ślady gipsu na posadzce, wokół studzienki. A nasz inwestor był przekonany, że broni siebie i swojego czynu, lecz wskazałem, że ja też “dolewałem oliwy do ognia”. Lecz czy miało to jednak znaczenie w ogólnym rozrachunku?
Skuteczną okazała sie taktyka przeniesienia winy na bardziej ogólny i tradycyjny motyw: winny jest system, którego reprezentantami są robotnicy budowlani i ich firma. Poszliśmy do swoich obowiązków.

Brak komentarzy: