wtorek, 14 sierpnia 2007

"Entente cordiale" po polsku

- Przepraszam bardzo. Mam do pani pytanie. Czy ten kolor to écrie - pytam siedzącą na stoliku z przecenionymi swetrami panią w średnim wieku. Towarzyszy jej mężczyzna, także sprzedawca. Z zauważalną niechęcią podchodzi do mnie i potwierdza moje przypuszczenia. Koszula jest niedroga i rozmiar odpowiada mojemu. Aż tu słyszę, jak do stojącej obok ekspedientki zwraca się młoda dziewczyna. Niziutka, dość korpulentna, włosy z balejarzem, ścięte tuż nad karkiem, na prawym przedramieniu tatuaż w formie ornamentu roślinnego, a na twarzy delikatny rumieniec być może świadczący o pośpiechu z jakim wpadła do sklepu. Mówi, że szuka koszuli. Opisuje ją i okazje się, że chodzi o dokładnie taką samą, jaką trzymam w rękach. Sprzedawczyni daje do zrozumienia, że jedyny egzemplarz trzymam ja. Na krótką chwilę zapada cisza, a potem pada argument: - Jutro mamy ślub. Narzeczony kupił koszulę, ale białą - z odrobiną może nawet odgrywanej rozpaczy rzuca dziewczyna. W tym momencie w zasięgu mojego wzroku pojawia się mężczyzna. Ciut wyższy od niej, łysiejący blondyn, dobrze umięśniony i z trochę zagubionym wyrazem twarzy.
Poczułem, że mam misję i zdecydowanym ruchem wręczyłem koszulę dziewczynie. Po chwili oglądania dziewczyna decyduje się na zakup. - Du you have 2 zlotych - rzuca do mężczyzny i wszystko staje się jasne.
Odchodząc mężczyzna uśmiecha się do mnie serdecznie. Chcielibyśmy sobie coś miłego powiedzieć, ale nie udaje się. - Have a nice … - tylko tyle plącze mi się po głowie. “Wedding” przypomina mi się po dobrej chwili od momentu ich wyjścia.

Brak komentarzy: