niedziela, 11 lutego 2007

Spotkanie z rodzicami - dobrze, że jesteśmy?

Pogoda dopisała. -10 stopni wystarczyło, aby do szkoły dotarło pięciu rodziców z klasy Iszej T. A może to tylko dobre usprawidliwienie dla nieobecności? Wydaje się jednak, że można było się spodziewać większej liczby osób. Ale komunikacja na wsi nie funkcjonuje i trzeba korzystać z uprzejmości sąsiadów, którzy mają w tej samej szkole dzieci. Pogodowe usprawiedliwienie, gdyby nawet było rzeczywistym powodem, mnie nie dotyczyło. Jak pokazuje dwuletnia praktyka nie wiadomo o czym rozmawiać z ludźmi: rozdaję informacje z ocenami, proszę o wpłatę dobrowolnego datku na szkołę zwanego Komitetem Rodzicielskim (3 wpłaty uznaję za sukces, zapłaciło 66% obecnych) i pochwała jednego z uczniów. Jeszcze jedna kwestia, tym razem mniej przyjemna, pozostaje na tete-a-tete. Na pytanie czy uczniwie integrują się ze sobą odpowiadam częściowo wymijająco, że za mało czasu spędzili ze sobą, ale jest grupa, której zależy na nauce. Nic więcej.
Przedstawiam się na koniec. I mówię o jednym moim... marzeniu: chcę więcej zarabiać. Sytuacja, w jakiej padły słowa, wydała mi się potem dwuznaczna.
Mówię powoli, męczę się. Brak planu... czegokolwiek do przekazania. Dobrze, że jesteśmy. Nie czuję potrzeby bycia w takiej roli.

Brak komentarzy: