piątek, 2 lipca 2010

O co biega Haruki Murakamiemu...

Spotkanie z pisarzem, który biega i pisze... dzięki bieganiu. 
Uznałem, że książka jest przegadana. Miałem wrażenie, że zostałem zaproszony na kawę z człowiekiem, który musi się wygadać. Byłem tym, który nie o wszystkim chce słuchać.
Spodziewałem się więcej informacji technicznych na temat biegania, a przynajmniej romantycznej opowieści o pokonywaniu samego siebie, czego miarą miałoby być stopniowe poprawianie rekordów. Naiwność debiutanta. 
Wypada pokornie przystać na banał, że Murakami pisze o swoim życiu. Bieganie to metafora podróży w czasie. Pokazuje, że życie biegacza, albo to zapisywane z pozycji biegacza, jest ciekawe. Nie tylko dlatego, że pozwala na poznawanie świata w czasie startów, i ludzi, niezwykle przychylnie nastawionych do biegaczt. Bieganie nadaje życiu rytm. W książce Murakamiego dopatruję się zatem pochwały rytmizacji życia, powtarzalności, której szczytem było zwracanie uwagi na  znajomych nieznajomych, widywanych zawsze o tej samej porze w tym samym miejscu. Rytm biegacza to swoista medytacja: daje zdrowie i przygotowuje do długotrwałego wysiłku, także intelektualnego.
Bieganie to dialog z własnym organizmem. O szczegółach tej, nieco dziwnej, relacji dowiedziałem się niedawno - w rozmowie z 70-latkami na starcie biegu. Z perspektywy biegacza organizm jest widziany ambiwalentnie. Z jednej strony jako oszukujący strachem leniuszek, z drugiej jako ktoś dysponujący zaskakującymi możliwościami, kogo należy przysposobić do wykonywania trudnych zadań. Nagrodą ma być zdziwienie, że jednak to możliwe. Murakami patrzy na ciało biegacza z perspektywy longue duree - 23 lat, by pokazać jak uczył się pokory przyjmowania darów starzenia się. Należy optymistycznie powiedzieć, że biegacz starzeje się inaczej, wolniej, może bardziej świadomie. 
Dlatego książka Murakamiego jest przewodnikiem. Nie czytając innych zaryzykowałbym hipotezę, że to jest to co stanowi o sukcesie jego pisarstwa. Może warto zweryfikować hipotezę?

Brak komentarzy: