piątek, 18 lipca 2008

Terapia Lodge'a


Żarty są formą ukrytej agresji... Stąd pewnie złośliwość można odnieść do skrywanej frustracji. A każdy inny znak do znaczenia, którego odkrycie wymaga klucza.

Przez trzy czwarte książki męczyłem się lekturą. Byly to wynurzenia o podtekście autobiograficznym, które już odnalazłem wczesniej, choc w późniejszej, napisanej 10 lat po tej, książce “Skazani na ciszę”. Mialem wrażenie, że uczestnicze w tytułowej terapii Lodge’a, przebranego w stój dobiegającego 60-ki autora scenariuszy sit-comów - Laurence’a Passymore’a.

Można rowniez czytac powiesc jako zabawe konwencjami. Cała narracja jest podana w formie spisywanych na bieżąco pamiętnikowych relacji. W drugim rozdziale czytamy relacje o głównym bohaterze spisane jakoby przez osoby zaangażowane w intrygę. Jesteśmy o tym przekonani do trzeciego rozdziału. Dowiadujemy się wowczas, że sprawozdania są częścią terapii Laurence’a Passymore’a. Ciąg dalszy jest przedstawieniem ex memoria historii pierwszej miłości glownego bohatera, Maureen. Jest to ważny punkt opowieści, nawiązuje bowiem do jej finału, w którym dochodzi do spotkania i do pogodzenia się Lawrence'a z Maureen. Czy jednak happy end nie jest konwencja przeniesiona ze scenariuszy średniej jakości seriali? O to wypadałoby zapytać autora lub czytelników tej książki...

Brak komentarzy: