niedziela, 20 grudnia 2009

Świat przez pryzmat akt urzędu bezpieczeństwa - Urząd Bezpieczeństwa w Bielsku Podlaskim (1944-56)


Książki wydane przez pracowników IPN nie cieszą się sławą. Warto przedstawić taką tezę jaką pierwszą, pamiętając o zwolennikach drugiej mówiącej, że praca wykonywana przez pracowników tej instytucji przyczynia się do poznania ważnych kwestii historii współczesnej. Przyznajemy, że praca badawcza, której celem jest udostępnienie wiedzy o nieznanych sferach życia, sama w sobie nie jest kwestionowana, lecz jedynie sposób badania i dobór tematów. Dwa aspekty bardzo ważne. W nich bowiem bardzo dobrze możemy obserwować, że badanie spraw ludzi, którzy jeszcze żyją i kwestii mogących być obiektem zainteresowania konkurujących ze sobą partii politycznych ze względu na aktualność (element retoryki propagandowej), może być bardzo łatwo wykorzystane do wywarcia wpływu i osiągnięcia konkretnych korzyści. Poza tym należy dodać, że historycy pracujący na aktach urzędu bezpieczeństwa są narażeni przynajmniej na dwa niebezpieczeństwa. Pierwsze wiąże się z wstępującymi niekiedy brakami warsztatowymi młodych historyków. Nie dysponując odpowiednim doświadczeniem badawczym, znacznie łatwiej ulegają chęci dokonania pseudo-rewelacyjnego odkrycia, i co się z tym wiąże, mogą tworzyć tezy, które oparte na niepełnym i trudnym w interpretacji materiale źródłowym, pokażą w krzywym zwierciadle osoby, grupę społeczną lub omawiany temat. Po drugie, równie ważne, specyfika akt IPNu - gromadzących efekty działania służb bezpieczeństwa i odtajnione akta innych instytucji, pozostałych po czasach PRLu (1939-1985 - ramy czasowe, w jakich powstały gromadzone dokumenty) - pozwala na ferowanie wyroków, czyli wejście w kompetencje prokuratora i sędziego, których obecności współczesny paradygmat zawodu historyka nie dopuszcza (zdając sobie sprawę z obiektywizmu jako postulatu). Obydwa zagrożenia odnoszą się również do, powiedzielibyśmy uproszczając, pewnego stanu świadomości zawodowej badaczy: zakłada on osłabienie krytycyzmu badawczego wobec danych zawartych w aktach służb bezpieczeństwa, które może być konsekwencją postawy politycznej i światopoglądowej, mówiącej, że uprawnione jest dokonywanie rewindykacji historii w imię sprawiedliwości społecznej, i w imię zadośćuczynienia ofierze totalitarnego ustroju komunistycznego, jakim było społeczeństwo polskie.


Praca Tomasza Danileckiego i Marcina Zwolskiego, pracowników białostockiego IPN, powstała na bazie archiwaliów dotyczących działalności Urzędu Bezpieczeństwa w Bielsku Podlaskim w latach 1944-56. Autorzy korzystają również z wybranych źródeł podziemia niepodległościowego, wspomnień świadków. Jej tematem jest przedstawienie efektów działań instytucji represyjnej wobec przeciwników politycznych. Otrzymujemy zatem udokumentowaną narrację o przeprowadzonych akcjach, o członkach załogi bielskiego oddziału, o zakresie działalności. Badacze IPN pokusili się o odniesienie się do opinii społecznych, wypowiadających się wobec obydwu walczących stron. Należy przyznać, że udostępnione materiały źródłowe są cenne. Wnioski wychodzące poza sformułowany w tytule temat jednak muszą być obarczone pewnym błędem, bowiem są oparte o źródła, które nie mogą być traktowane jako jedyne i najlepsze do poznania postaw ludzi. Mając to na uwadze autorzy mogliby swoje konstatacje uczynić bardziej wyważonymi.

Posłużę się tutaj jednym przykładem. W autorskiej partii końcowej i rekomendacji prof. Jana Kofmana przewija się zdanie, które mówi, że Białorusini stanowili większość szeregowych pracowników Urzędu Bezpieczeństwa w Bielsku Podlaskim. Zdanie jest prawdziwe. Mamy na to dowód w postaci listy i krótkich biogramów osób zaangażowanych. Takie zdanie nie można jednak pozostawić bez komentarza i zastrzeżeń opartych o analizę tematu. Nasze zastrzeżenia chcielibyśmy przedstawić jako dowód, który uzasadni tezę, że historyk badając temat trudny, ponieważ odnoszący się do skomplikowanych relacji narodowo-etnicznych, nie może formułować ogólnych twierdzeń nie badając kwestii głębiej.

Po pierwsze pisząc Białorusini autorzy powinni zastanowić się skąd ten termin pochodzi, do kogo się odnosi i czy jest akceptowany przez grupę odniesienia. Należało koniecznie odpowiedzieć na pytanie jak liczna jest to grupa, jaki są jej cechy, tj. struktura zawodowa, płci, wieku, mobilność, wyznanie, status materialny. Ważne mogłyby być opinie o niej i jej o grupach sąsiadujących. Po drugie, dopiero teraz można by poddać analizie owych „wybrańców”, grupę ponad 80 osób, pracujących w urzędzie bezpieczeństwa w różnych okresach. Tutaj również kwestionariusz badawczy musi być bardziej szczegółowy. Trzeba zidentyfikować badanych. Należy wziąć pod uwagę ich status rodzinny, wiek, wykształcenie (na tle innych członków grupy), długość czasu pracy (średnio ponad rok), ocena bagażu doświadczeń (przeważnie działacze tzw. białoruskich organizacji opozycyjnych), sposobu rekrutacji (np. grupa 7 osób z okolic Długiego Brodu), wreszcie dokonać interpretacji przyczyn zwolnienia (alkohol, niesubordynacja, w kilku przypadkach zabójstwa) i dalszej kariery (kilku pracowało do 1956 na tzw. ziemiach odzyskanych). Analizując akta bezpieczeństwa należy pamiętać, że mogły być one fabrykowane przez przełożonych.

Dopiero wówczas przytoczone zdanie może nabrać znaczenia, nie będzie pustym uogólnieniem, narażonym na zarzut bycia jednak sądem stereotypowym wobec grupy, a co za tym idzie także anachronizmem, jeśli nie odzwierciedleniem fobii.

Brak komentarzy: