poniedziałek, 14 grudnia 2009

Jak nie upaść wraz z upadającym ustrojem?


Historia ostatnich lat istnienia absolutnej monarchii francuskiej jest pozornie łatwa do napisania. Cóż bowiem może być prostsze niż opisanie dziejów upadku, znalezienie dowodów na nieuchronny koniec pewnego etapu dziejów. Wiedza o tym co się stało w latach 90. XVIII wieku może łatwo determinować interpretacje historii. I to nie tylko współczesnych nam badaczy, lecz i świadków piszących o nieodległej im przeszłości.
Czy można wyjść poza zaklęty krąg narzucających się wniosków? Czy może jeszcze zainteresować kogokolwiek odpowiedź na pytanie jak upadał ustrój francuskiej monarchii francuskiej? Pisząc biografię Ludwika XVI Jan Basziewicz stanął przed trudnym zadaniem. Podstawą jego pracy badawczej są liczne relacje świadków epoki, niewątpliwie w większości krytyczne wobec głównego tematu. Czytamy opinie dworzan, uchodzących za liberałów księży - wśród nich wybijają się w narracji sądy ksiądza Veriego, niemal wspołgrające z opiniami autora książki - oraz osób bezpośrednio obserwujących i notujących życie Ludwika XVI. Do tego dochodzą informacje o działaniach politycznych rządu. Niewiele jest świadectw prasowych, niewiele opinii przychylnych monarsze.
Władza wykonawcza, na czele której stoi Ludwik, stanowi ważną oś opowiadania. Obserwacja zmian na stanowiesku ministra finansów - od uchodzącego za lierała Turgota przez propagującego oświecony monarchizm finansistę Neckera, a w międzyczasie licznych bezbarwnych statystów - przedstawia kolejno tracone szanse na uratowanie ustroju. Tym mocniej daje czytelnikowi poczucie, że nadchodzący koniec rządów Ludwika XVI był najlepszym rozwiązaniem z możliwych. Do tego poglądu dopisuje się dochodzi charakterystyka postaci francuskiego władcy i jego otoczenia: dworzanie - po pierwsze, zbyt liczni, po drugie, skoncentrowani na eksploatowaniu finansowym stanowisk, które wykupili od potrzebującego pieniędzy władcy próbującego zaspokoić potrzeby kosztownej polityki, po trzecie wreszcie nie dostrzegający zmian ustrojowych zachodzących w sąsiednich monarchiach. Z antypatią patrzący na osiągnięcia organizacyjne angielskiej monarchii konstytucyjnej (z którą Francja osiąga iście pyrrusowe zwycięstwo na początku lat 80.), nie dostrzegający działania monarchów oświeconych Austrii i Prus.
Opisując środowiska opiniotwórcze autor chyba świadomie pomija świadectwa przedstawicieli wolnych zawodów. Czy jednak ich głos był słyszany w Wersalu, przez władcę zamkniętego w pałacu i obserwującego świat z dachu przez lunetę ?
Ludwik XVI uchodzi bowiem za człowieka zajmującego miejsce nie przeznaczone dla niego. Nieśmiały i co za tym idzie małomówny, wrażliwy na punkcie nieomylności władzy monarszej, mało zainteresowany obowiązkami władcy, a poprzez to niepotrafiący otoczyć się doradcami, którzy potrafiliby wyprowadzić kraj z kryzysu. W końcu opowieści nie bez odrobiny sarkazmu Jan Baszkiewicz pisze: „Wolno współczuć losowi tego przeciętnego człowieka, dobrego ojca rodziny, władcy pozbawionego demonicznych wad i wybitnych zalet. Prawa sukcesji dynastycznej odebrały mu szanse powodzenia na miarę jego możliwości. Mógł być przecie bardzo dobrym kartografem, zegarmistrzem, albo ślusarzem.” (s. 276) Czy zatem nie stało się dobrze, że monarchia upadła po raz pierwszy?
Warto się jednak zastanowić nad ceną jaką poniosło społeczeństwo francuskie w kilku następnych latach? Zwłaszcza z perspektywy polskiej wydaje się narzucać pytanie: czy nie można było mniej krwawo? Zapytamy się o to Jana Baszkiewicza i Stefana Mellera, autorów analizy zatytułowanej Rewolucja francuska 1789-1794. Społeczeństwo obywatelskie (Warszawa, 1983), wydanej w czasch kiedy pytanie o cenę polskiego społeczeństwa obywatelskiego nie było pozbawione obawy o rozlew krwi.

Brak komentarzy: