piątek, 27 czerwca 2008

"Skazani na ciszę" Lodge'a


Książkę kończyłem czytać w pociągu relacji Warszawa-Białystok. Było gorące wczesnoletnie popołudnie. Kątem oka zauważyłem jak starszy mężczyzna przechodząc obok mojego przedziału zatrzymał się na chwilę i ogarnął wzrokiem pasażerów. Był w jasnych spodniach i jaskrawo-niebieskiej koszuli dobrej jakości. Jego wydatny brzuch wystawał wyraźnie spod spodni. Nie musiały być podtrzymywane paskiem. Moją uwagę zwróciło kilka sporych, pomarańczowych plam po sosie, jak można przypuszczać, plam, które układały się w pionowy łańcuszek. I jakiś nieobecny wzrok, jakby szukający odległych miejsc lub osób.
Niby nic nadzwyczajnego. Lecz chwilę później, wracając z toalety, dziadek zaczął szarpać za uchwyt drzwi przedziału i po kilku pociągnięciach otworzył je i niepewnie zaczął przyglądać się pasażerom stojąc w nich. Stał przez chwilę w otwartych drzwiach. - Dzień dobry - powiedział. - Ja........................... Choć siedziałem przy drzwiach nie zrozumiałem dalszego ciągu wypowiedzi. Nie wydaje mi się, aby inni byli bardziej pewni swoich interpretacji. Okno było otwarte, by wietrzyć duszny przedział, a świst powietrza i stukot kół o szyny mogły wzmocnić hałas. Na szczęście siedzący naprzeciw mnie mężczyzna przerwał niezręczne milczenie. - Pan pomylił przedziały - zarządził. - A......., jakby żachnął się dziadek. Szybko zamknął drzwi i poszedł w swoją stronę. 

Od razu połączyłem to wydarzenie, tę postać, z jednym z bohaterów powieści Davida Lodge’a Skazani na ciszę. Książkę jeszcze trzymałem w ręku.

Lodge ma już 73 lata i tym razem nie zawahał się dać temu wyraz w napisanej w 2007 roku powieści. Cisza to wskazówka starczej ułomności głównego bohatera, jego ojca a także autora książki - o czym pisze w posłowiu. To wyraz doświadczenia głuchnącego człowieka, któremu percepcja świata zmienia się wraz z ucieczką spółgłosek. Postępująca głuchota sprawia, że komplikują się - a może tylko zmieniają - relacje międzyludzkie; szereg językowych pomyłek, które, choć smutne dla popełniającego je bohatera, uatrakcyjnia narrację równie dobrze jak wątek erotyczny czy naukowe wywody. 
Drugim znaczącym elementem narracji jest postać ojca głównego bohatera, opadającego z sił witalnych starca. Głuchota i stary ojciec wydają się dominować w tekście, jakby były dyżurną traumą do opanowania przez opowiedzenie jej innym. 
Staruszkowi i opisom przewijających się wydarzeń Lodge poświęcił najwięcej miejsca. Opisy lekcji czytania z ruchu warg, pobytu w Oświęcimiu, wizyt w domu starego ojca - opis jego domu, wreszcie jego niedołężności, choroby i ostatnich chwil życia. Wszystkie one, choć nużące, nadają opowieści wymiar osobisty, którego nie wypada ganić.

Alex Loom to powieściowa doktorantka. Zamierza napisać prace językoznawczą na podstawie analizy ostatnich listów samobójców. Krok po kroku dowiadujemy się, że prowadzi grę, której zasady wiążą się z niezdrowym przeżywaniem tragedii jej ojca, także samobójcy. Wrażliwa i utalentowana pisarsko kobieta, jest także rozchwiana emocjonalnie. Nie potrafi napisać samodzielnego tekstu naukowego. Uzależnia się od innych ludzi, ale i sama próbuje uzależnić od siebie osoby, które są jej potrzebne. Nie waha się wykorzystać swojej urody i seksapilu i przy okazji eksponuje autodestrukcyjne - niektórzy nazwaliby je perwersyjnymi - zachowania, może nawet mające cechy schizofrenii. Bo jak inaczej nazwać równoległe tworzenie dwóch historii swojego życia i wykorzystywanie ich dla osiągnięcia celów zawodowych. Czyż nie można znaleźć paralelnych do tej historii? 

Dwa opisy otaczające jedną powieść - chyba najmniej intrygującą, ale nie najmniej znaczącą w dorobku Lodge’a - skłaniają do postawienia pytania o granicę między rzeczywistością a tzw. fikcją literacką i o granice zaufania. Drzwi przedziału, poplamiona sosem koszula oraz słuchanie trudnych do oceny zwierzeń nie dają poczucia istnienia ostrego podziału. Opisane sytuacje mogą być raczej ciasteczkami Madelaine, które moczone w herbacie, tak jak pokazał to Proust, odsyłały także do złudzenia, albo jak kto woli udowadniały nieistnienie jakiejkolwiek granicy między rzeczywistością a fikcją.
Można pokusić się o stwierdzenie, że Skazani na ciszę to nie tylko tytuł powieści. W tytułowej frazie znajduje się pointa do pewnych, podobnych do siebie, sytuacji. Tytuł “Skazani na ciszę” może odsyłać do innych: mogą to być skazanymi na milczenie, niezrozumienie - jak to co się działo wokół dziadka szukającego zdaniem innych - swojego przedziału. Oraz skazanymi na tkwienie w zafiksowanym, klarownym, choć dwubarwnym świecie swoich wizji porządku świata, wizji odziedziczonych, czy stworzonych w akcie obrony. 

Brak komentarzy: