poniedziałek, 24 listopada 2014

Żywot polityczny Ben Guriona

Polityk w oczach swojego najbliższego współpracownika rzadko jest przedstawiany jako postać dramatyczna. Ben Gurion w relacji Szimona Peresa też taką nie jest. Jest Georgem Waszyngtonem Izraela, jego drugim Mojżeszem. Skoro realistą w Izraelu jest ten, kto wierzy w cuda Ben Gurion wpisuje się znakomicie w tą metaforę. 
Imigrant, pracownik fizyczny, korespondent prasowy, student, organizator życia politycznego wreszcie odważny decydent. Bezkompromisowy, pryncypialnie uczciwy stworzył stronnictwo polityczne, a w nim grupę zaufanych współpracowników, która rządziła Izraelem przez przynajmniej 20 lat istnienia państwa. Czy były to rządy bez skazy?
Dawid Landau próbuje zwrócić uwagę czytelnika na kontrowersje polityczne, Szimon Peres nie pozostawia jednak wątpliwości co do słuszności decyzji swojego mentora. Podkreśla jednak, że Ben Gurion pozostawiał swoim współpracownikom dużą swobodę w kreowaniu polityki: nie wymagał nieomylności, nie tolerował kłamstwa. 
Wydaje się, że Ben Gurionowi towarzyszyła aura charyzmy, którą ani Chaim Weizmann, ani Golda Meir nie potrafili umniejszyć, zdyskredytować. Ale czy była taka potrzeba? Rządy nad państwem, które musi dbać o spójne działania dyplomatyczne i szybkie decyzje wojskowe, wymagają współdziałania ponad sporami doktrynalnymi. Taka współpraca istniała, jak sądzę, choć w biografii politycznej Dawid Landau nie zwrócił na to uwagi. Ale nie takie było jego zadanie. 
Na okładce widzimy człowieka trzymającego uniesione w górę zaciśnięte pięści: symbolizują walkę, pracę okraszone determinacją bijącą z przymrużonych oczu, graniczącą z profetyczną pewnością co do sensu wysiłku. 
Miał być Ojciec Założyciel oto i jest. Ale czy takich polityków potrzebuje dzisiaj Izrael?

Brak komentarzy: