wtorek, 2 sierpnia 2011

Richelieu - człowiek XVII-wiecznego państwa

„ I tylko jeśli przejdziemy obojętnie obok cierpień, nędzy, desperacji i głodu tych prostych ludzi - stać nas będzie na beznamiętny podziw dla politycznej wirtuozerii pana kardynała” [410] - pisze w ostatnich zdaniach biografii Armanda Jeana du Plessis de Richelieu Jan Baszkiewicz sugerując w ten sposób krytyczną ocenę opisywanej postaci. Autor dzieli tym samym czytelników na chłodnych zwolenników makiawelicznej, podbudowanej racją stanu [201-202] skuteczności politycznej i na zaangażowanych emocjonalnie polityków dbających o dobro ogółu. Można sądzić, że jest to zabieg sztuczny, anachroniczny, nietrafny. O podobne lekceważenie kategorii opisu wręcz trudno posądzać autora. Trudno sobie wyobrazić polityka, władcę XVII-wiecznej Europy czyniącego dobro swoich poddanych priorytetem własnej polityki. Służba poddanym urasta do powszechnie znanego hasła propagandowego dopiero pod rządami Fryderyka II, króla XVIII-wiecznych Prus. 
Cytowane cierpienia, nędza, desperacja i głód odnoszą się raczej do współczesnej autorowi książki wrażliwości na los człowieka, podbudowanej jego niezbywalnymi prawami. Tutaj również bez trudu odnajdziemy różnicę między sferą deklaratywną a doświadczeniem, co każe nam traktować dbałość o dobro obywateli/poddanych nie jako zadanie władzy politycznej, a jako prawo obywatela. 
Cierpienia, nędza, desperacja i głód należy uważać raczej za efekt pewnych braków w pojmowaniu racji stanu przez kardynała Richelieugo, nie jego indywidualny brak wrażliwości, o której wiemy niewiele - tyle, że prawdopodobnie bał się tłumu: był bowiem świadkiem masakry przez paryski plebs jednego z polityków. Należy zwrócić uwagę, że powyższy zestaw epitetów wiąże się być może z argumentacją krytyków polityki kardynała, w której w latach 30. XVII wieku znaczące miejsce znajdują wydatki na cele wojenne, rujnujące gospodarkę, także demograficznie. Richelieu był świadomy współzależności tak rujnującej poddanych polityki zagranicznej, jak i propagandowego znaczenia populizmu, z którego korzystali jego przeciwnicy polityczni. Prawdopodobnie był skłonny większą wagę zwracać uwagę na populistyczny cel sformułowań, związany z zaangażowaniem w opanowanie walk „kabał” [sic!] o wpływy na dworze Ludwika XIII, niż w przekonanie w niezwykle złożony mechanizm funkcjonowania państwa. Był przede wszystkim politykiem z rzadką intuicją, dzięki której wiedział, że grupą społeczną, z którą należy się liczyć są dzierżawcy podatków i dziedziczący dzięki prawu paulette urzędnicy administracji królewskiej. 
Etatyzm Richelieu powiązany jest gradacją celów. Dobro poddanych jest podporządkowane wyobrażonej przez kardynała idei państwa i monarchii. Realizacji wizji silnej monarchii, kraju z którego władcą liczą się wszyscy w Europie (cesarz i papież), podporządkował inne kwestie - ekonomiczną i religijną kraju, też osobistą, choć nie rodzinną. Był skuteczny także w obronie swojej pozycji na dworze. Umacniał swoją pozycję także dzięki rozbudowie więzi powinowactwa. Członków rodziny obdarowywał niekiedy synekurami, zasadniczo dbał, by w ważnych instytucjach posiadać swoich zwolenników. Posądzany o manipulowanie królem miał powiedzieć finezyjnie o swojej pozycji, że nawet jeśli stawia kroki przed Ludwikiem XIII (nawiązanie do jednej z zasad etykiety dworskiej), to tylko po to, by swojemu władcy oświetlić drogę. O skrytej osobowości kardynała i na temat jego sukcesów politycznych krążyły legendy - krzywdzące lub bałwochwalcze, zawsze mitologizujące.
Mimo rozlicznych wahań, związanych z lekturą tekstów przedstawiających różne perspektywy opisu polityki Richelieugo przez jego współczesnych, Jan Baszkiewicz podkreślał skuteczność polityki kardynała. Można zasugerować myśl, że miarą sukcesów Richelieu był sukces monarchii - l’etat, c’est moi.  A zatem przedkładał interes monarchii nad interes osobisty (choć u kresu życia był bogatym właścicielem pałacu w Richelieu [ryc.27] i Palais-Cardinal, znanym dzisiaj jako Palais Royal [ryc. 24]), a interes służby państwu wiązał się w samodzielnością polityczną. A może widział siebie jako człowieka-instytucję, bez sfery prywatnej, do której nie mamy wglądu źródłowego? Taką konstrukcją łatwo nieświadomie „zobiektywizować” biografię kardynała, wkładając ją do szuflady innych ludzi-instytucji, np. Robespierre’a. Należy pamiętać o różnicach wizji demokratycznej instytucjonalności XX-wiecznej i tej sprzed trzech stuleci. Sukces tej ostatniej był wprost proporcjonalny do talentu jednostki nią kierującej, miał zatem podtekst absolutystyczny. 

Jan Baszkiewicz, Richelieu, Biografie sławnych ludzi, Warszawa: PIW, 1984, ss. 410.

Brak komentarzy: