poniedziałek, 15 marca 2010

Zrozumieć społeczeństwo obywatelskie - lektura


Jan Baszkiewicz i Stefan Meller napisali bardzo wartościową książkę.

Jak wcześniej zaznaczyłem, warto by było zastanowić się nad odpowiedzią na pytanie czy konieczne były miliony ofiar, jakie pociągnęła za sobą rewolucja francuska? Pytanie to zamierzałem postawić autorom „Rewolucji francuskiej 1789-1794. Społeczeństwa obywatelskiego”.

Pisząc tę książkę przed 1983 rokiem polscy badacze mieli już za sobą obserwacje sierpnia 1980 i refleksje nad nim, przed nimi były dalsze losy polskiego ruchu syndykalistycznego, a ich bieżącym doświadczeniem były internowania działaczy opozycyjnych, pogłębiający się kryzys gospodarczy państwa komunistycznego. W książce nie ma bezpośredniej odpowiedzi na postawione przeze mnie pytanie, choć perspektywa krwawej rozprawy - jak pokazała to jesień 1989 roku w Rumunii oraz znany wszystkim czerwiec 1956 w Poznaniu - musiała być brana pod uwagę przez wizjonerów, ekspertów stawiających pytanie co dalej z osiągnięciami Solidarności z 1980 roku.
Choć nie udzielili odpowiedzi bezpośredniej, można zasugerować, że Jan Baszkiewicz i Stefan Meller zabrali głos w sprawie efektów polskiego Sierpnia. Można zatem przypuszczać, że obawa utraty jego dokonań w pewnej mierze dopełniła wybór tematu książki (Jan Baszkiewicz kontynuował podjęte tutaj badania. Kilka lat później ukazały się: „Francuzi 1789-1794: studium świadomości rewolucyjnej (1989); „Nowy człowiek, nowy naród, nowy świat” (1993).

Śledzimy narodziny francuskiego społeczeństwa obywatelskiego: powstawania i ewolucji instytucji konstytucyjnych, później republikańskich, ruchów partyjnych w postaci klubów. Obiektem analizy jest również armia, jej odmiany. Badacze obserwują kształtowanie się opinii publicznej. Aby ją zrozumieć autorzy pochylają się nad zmianami w gospodarce, koncentrują uwagę na polityce wobec posiadaczy i wobec biednych, by uchwycić kwestie własności. Badają opinie nie tylko paryskich mieszczan i przedstawicieli wolnych zawodów, elity tzw. tiers état. Opinie prowincji również zostają odnotowane i zestawione jeśli zachodzi potrzeba.
Trzeba pamiętać, że panorama poglądów politycznych od rojalistów, żyrondystów, sankiulotów i jakobinów odzwierciedlała w znaczniej mierze opinie społeczne. Arcyciekawe są obserwacje fluktuacji popularności, szukanie wpływu wzrostu i opadania emocji w wystąpieniach retorów i mentorów rewolucji Dantona, Desmoulinsa, Marata, Robespierre’a.

Zrozumienie mocy sprawczej rewolucji każe pamiętać o sferze mentalności. Używając terminu opinia publiczna trzeba pamiętać o przewrocie, jaki dokonał się w terminologii. Stefan Meller zwraca uwagę na jakości związane z nowym opisem rzeczywistości. Nowe słowa, jak choćby „naród”, znaczenie podawania informacji a zatem i prasy, a także takich kanałów informacji i kształtowania opinii jakimi były pieśni, teatr. Wreszcie kalendarz, nowy wymiar wierzeń (nowe kulty świeckie) i nowe pojmowanie roli rodziny - wszystko to składa się na nową jakość, na obywatela, który jest równy wobec prawa, ale sam musi zmagać się z mnogością zachodzących zmian, lękiem i obawami.
Autorzy nie wahają się pokazać szczegółów „bólu narodzin” społeczeństwa obywatelskiego. Koncentrując się na okresie 1789-1794 ani słowem nie wspominają, że wraz z końcem dyktatury jakobinów nie mamy do czynienia z końcem przemian. Stefan Meller bez wahania przywołuje wydarzenia o 80 lat późniejsze - Komunę Paryską i stanowienie III Republiki, by pokazać proces. Nie waha się przywołać ech literatury popularnej, tzw. powieści w odcinkach, powstającej kilkadziesiąt lat po wydarzeniach by pokazać efekty mitologizowania rewolucji.

Opisując tworzenie nowych jakości w polityce i relacji między władzą polityczną a społeczeństwem Jan Baszkiewicz odwołuje się do konkretnych danych. Możemy zatem obserwować jak wiele decyzji podyktowanych było partykularyzmami, małością charakterów przywódców, jak wiele ofiar rewolucji było przykładem głupoty, nieudolności, czy przekupstwa sprawców. Korupcja, biurokracja, kumoterstwo - nieodparcie nasuwają skojarzenia z częstą charakterystyką relacji między władzą a społeczeństwem w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku w Polsce. Wypada dorzucić banał, że prasa, teatr były nie tylko narzędziem propagandy władzy politycznej, ale też kontroli społeczeństwa nad działaniami rządzących. Wiedzieli o tym polscy autorzy filmu dokumentalnego „Władcy marionetek” (TVN), opisującego kłamstwa współczesnej władzy politycznej na różnych szczeblach i w różnych kontekstach.
Ale możemy również obserwować działania rozpolitykowanych działaczy, a w nich konsekwencję, nieustępliwość, wierność idei obywatela i narodu, śledzić poświęcenie szeregowych Francuzów w momencie, gdy poczuli odpowiedzialność za losy kraju, jak choćby w bitwie pod Valmy, kluczowej dla zmagań z agresorem pruskim i austriackim.
To prawda, że niekiedy trudno odpowiedzieć czego było więcej poświęcenia dla idei czy wyrachowania - obydwie postawy dają się udokumentować w tekście książki, ale obydwie można złożyć na ołtarzu ofiar budowy społeczeństwa obywatelskiego. Wygasanie fermentu zmian po upadku jakobinów na pewno dowodzi, że sinusoida zaangażowania w budowanie nowej politycznej rzeczywistości osiągnęła wartości dolnej części wykresu. Trwanie Dyrektoriatu przez pięć lat, dyktatura Napoleona Bonapartego wreszcie restauracja monarchii z perspektywy czasu pokazują pewną dziejową konieczność w rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, dyktowaną przyznajmy także przez otoczenie międzynarodowe tworzącego się trwałego sojuszu Prus, Austrii, Rosji powstałego na bazie politycznego prymatu idei równowagi sił. Podnosząc znaczenie pięciu lat (1789-1794) należy pamiętać o recepcji idei rewolucji przez Napoleona, o ciągłym rozwoju publicystyki politycznej, a za nimi podnoszenia świadomości politycznej obywateli Francji. To proces zapoczątkowany rewolucją 1789 roku, której długość trwania w świadomości Francuzów badał François Furet, a której koniec obwieścił gdzieś na początku XX wieku.

Mam, być może mylną, intuicję, że 500-stronicowa praca jest ponad siły statystycznego polskiego ucznia szkoły średniej. Jeśli przez przypadek mam rację wypada żałować, bowiem oprócz bogatej warstwy faktograficznej, wyważonych opinii potencjalny czytelnik straci również niezwykle wartościową lekcję pisanego języka polskiego. Nie ma w nim kolokwializmów, jest precyzja terminologiczna, nie ma popisywania się elokwencją, jest rzeczowa analiza, nie ma spłaszczania wywodów, jest dążenie do uchwycenia wyjątkowości działań, stąd ciekawe neologizmy i użycia rzadkich terminów fachowych. Wydaje się, że każde niemal zdanie niesie głęboki sens. Dodajmy, że można wyraźnie odróżnić style pracy obydwu badaczy. Jan Baszkiewicz troszczy się o detale, dba o prezentację poglądów uczestników zdarzeń, prezentuje wyrafinowaną analizę skoncentrowaną przedstawianiu złożoności zmian społecznych. Jego analizy są nie tylko znakomicie udokumentowane, również celnie spointowane. Stefan Meller z kolei dysponuje bardziej swobodnym stylem pisarskim. Koncentruje się na wyszukiwaniu zjawisk ważnych z punktu widzenia dokonujących się zmian społecznych, stosuje na przemian przybliżenia i oddalenia perspektywy badawczej by lepiej ukazać czytelnikowi ich istotę. Jego podejście można było uznać jeszcze kilkanaście lat temu za nowatorskie. Na pewno w wielu kręgach historyków praktyków za takie może uchodzić jeszcze dzisiaj.
Znakomita lektura.


Brak komentarzy: