wtorek, 30 grudnia 2008

Bo wizytówki...

W pomieszczeniu informacji turystycznej w Hajnówce. Przy blacie szerokiego biurka stało starsze małżeństwo. Obydwoje około 60-ki, ubrani w zimowe ubrania. Z przodu kobieta: spod czarnej czapki z okrągłym denkiem wystawały farbowane na czarno włosy. Chyba coś kupili. Już zbierali się do odejścia kiedy przeszedłem obok, aby ustawić się za nimi w kolejce po informację. Za biurkiem stała sympatycznie uśmiechająca się młoda dziewczyna. Już ustawili się frontem do drzwi, gdy starszy pan zawadził rękawem o wystające z koszyczka wizytówki. Później rozpoznałem, że były to karty różnych instytucji turystycznych. W efekcie chyba spadło coś z biurka, nie zwróciłem jednak na to uwagi. Mężczyzna pochylił się i podnosił rzeczy przez chwilę. Kiedy to robił przykuł moją uwagę komentarz kobiety. - No tak, zawsze musisz coś zepsuć - wypaliła kobieta. Było to tak stereotypowe stwierdzenie, że uśmiechnąłem się do starszej pani. Mój uśmiech odebrała jak zwycięzca swój wieniec. Byłem wściekły. Nie o to mi chodziło przecież. Uśmiechałem się, bo znalazłem potwierdzenie dla obserwacji Ryszardy Sochy opisanych w artykule “Ostre obcasy” zamieszczonym w bożonarodzeniowej Polityce. Kiedy kobieta zaśmiała się patrząc mi prosto w oczy, mężczyzna zabierał się do wyjścia. Kontem oka widziałem go odwróconego tyłem, nie widziałem twarzy. Nie usłyszałem jego głosu.

Brak komentarzy: