piątek, 25 kwietnia 2008

Co - tym razem - wyczytałem w "Pochwale historii" Marca Blocha?


Autor stawia kilka ważnych pytań, na które, jego zdaniem, każde pokolenie historyków musi odpowiadać na nowo. Uprawianie historii jest zatem kwestią społeczną. Ważną, bowiem efekty ich pracy służą utrzymaniu więzi wspólnotowych, których zasięg formułuje każda generacja. Ale czy tylko generacja badaczy? Całkiem niedawno gdzieś przeczytałem, że uprawianie historii nie jest już przywilejem grupy ekspertów. Jeśli historiografia ma być społecznie ważna, musi mieć szeroki obieg, musi nurtować społeczeństwo. Eksperci są zobowiązani zatem do odpowiadania na zapotrzebowanie społeczne. Jak bardzo? Idąc za takim stwierdzeniem można wywnioskować, że ważniejsza jest pamięć społeczna, niż wywody skierowane do wąskiej grupy specjalistów. A pamięć społeczna nie tworzy się w oparciu o naukowe reguły. Jej powstanie to złożony i trudny do jednozdaniowego zdefiniowania proces. Z kolei to właśnie pamięć społeczna jest, między innymi, obiektem badań historyków. Jej badanie postulował również Marc Bloch. Czy nie pojawia się w związku z tym wrażenie istnienia zamkniętego koła: historia powstaje na zamówienie społeczne, ale to właśnie ono, a także jego pamięć jest obiektem badania historyków? Co na to Marc Bloch?

Czemu służy uprawianie historii?
Nie wystarcza obalenie kwestii “użyteczności” historii: Bloch podsumowuje tę sprawę stwierdzeniem: przecież nie wiadomo co może się nam przydać w przyszłości. 
Nie jest to też kwestia estetyki, czy gustu. 
Uprawianie historii ma służyć zapewnieniu “racjonalnej klasyfikacji i postępu w rozumieniu zjawisk.”[34] Sens rozumienia w połączeniu z działaniem opiera się na tym, że to pierwsze poprzedza drugie. 
Historia, jako dyscyplina, musi spełniać kryteria naukowości. Bloch uważa, że jest to nauka w trakcie stawania się. Dlaczego? Przypisuje jej bowiem autor Pochwały historii zmienność właściwą, jego zdaniem, każdej nauce zajmującej się umysłem człowieka, której zainteresowania zmieniają się wraz z dokonaniami nauki. Można przypuszczać, że jest to nauka w trakcie stawania się także dlatego, że w latach 40. wśród zwolenników szkoły Annales badanie umysłowości przez pryzmat źródeł pośrednich ciągle było postulatem, wysuwanym w opozycji do obowiązującej w warsztatach ówczesnych historyków erudycyjności i “uczonej rutyny”. 
Innowacją Blocha jest nakaz jak najszerszego definiowania przedmiotu badań przez historyka. Granic jego zainteresowań nie wyznacza pojęcie “przeszłość”, lecz człowiek w liczbie mnogiej. Nawet jeśli bezpośrednim punktem odniesienia są przykładowe zmiany w kształcie wybrzeża, to prowadzą one - poprzez relację przyczynowo-skutkową - do działalności człowieka. Drugą ważną kategorią opisu historyka jest “czas”. Mieści się on w ramach kontinuum, które służy do umieszczenia człowieka w większych jednostkach trwania, takie jak cywilizacja. 
Przestrzega jednak przed zwodniczą magią terminu “początki” (geneza, pochodzenie), szczególnie ważnego dla badacza średniowiecza, gdzie związek koncepcji czasu i światopoglądu chrześcijańskiego jest nie do podważenia. “Początki” służą uzasadnianiu teraźniejszości argumentem dawności, innymi słowy do ferowania wyroków. 
Czas w rozumieniu Blocha to trwanie. Tylko obserwując zjawisko dłuższy okres można je zrozumieć. A kategoria trwania nie łączy się z odkrywaniem początku badanego fenomenu. Ewolucja znaczenia terminów dobitnie pokazuje, że kategoria genezy nie pozwala na rozumienie, lecz jest, jak trafnie określił to francuski uczony, fetyszem. Gdzie szukać początków feudalizmu skoro termin “beneficium” jest złożeniem dwóch słów z różnych kręgów kulturowych? Konkluzja Blocha jest następująca: jedyną rzeczą, jakiej historyk może się podjąć jest zbadanie przedmiotu badań w jego czasie.
Relacja przeszłości do teraźniejszości jest istotna. Pozwala bowiem na korygowanie pojęć, których używamy do opisu przedmiotu badania. Jak można zdefiniować ten związek? Czy teraźniejszość można zrozumieć analizując przeszłość? Czy przeszłość można zrozumieć przez teraźniejszość?
Ze względu na długi czas trwania pewnych procesów społecznych wartość badania historii staje się znacząca także dla każdej bieżącej epoki. Bloch pisze o śladach jakie dawne obyczaje pozostawiły na współczesnych nam rytuałach i na koncepcji człowieka, która mimo zmian, także zawiera nieusuwalne pierwiastki. 
Bardziej lub mniej świadomie czerpiemy z otaczającej nas rzeczywistości metody do badania przeszlości przez co czynimy analizę aktualną i interesującą - pisze autor Pochwały historii. Ponieważ czasy nam bliższe dają najpełniejszy obraz świata cofając się można rekonstruwać brakujące elementy obrazu, do którego stworzenia powinien dążyć badacz. Ponadto, o wiele bardziej interesujące jest też śledzenie wybranego zjawiska aż do czasów współczesnych. Walor aktualności tematu jest w tym wypadku niedoominięcia. 
Bloch postuluje istnienie jednego złożonego świata, którego zbadanie by zrozumieć wymaga skorzystania z wiedzy wielu dyscyplin szczegółowych. Współpraca miedzy badaczami i dobór metody badawczej warunkują powodzenie działania. Podjęcie decyzji co do metody badawczej ma zapewnić historykowi obserwacja.
Chodzi o obserwowanie materiałów badawczych, do których mamy dostęp bezpośredni, w przeciwieństwie do wydarzeń, które opisują autorzy przekazów pisanych. Zatem jak należy z nimi pracować?


Jak trzeba pracować z materiałem badawczym?
Francuski uczony dzieli materiały badawcze na bezpośrednie - nazywając je “narracyjnymi” - i przypadkowe, w znaczeniu, nie przygotowane przez człowieka, aby w sposób świadomy przekazywać informacje potomnym. 
Bloch dowartościowuje źródła pośrednie. Za Micheletem powtarza, że pozostawanie przy kronikach oznaczałoby pozostanie ich wiecznym uczniem, zamiast odważnym badaczem. Materiałom badawczym należy zatem stawiać pytania, by pobudzić je - mówiąc metaforycznie - do odpowiedzi o tym, o czym źródła same nie chcą nam “powiedzieć”. Do tego potrzebny jest kwestionariusz pytań. Znakomity przykład: krzemienie w mule Sommy nic nie “mówiły”, choć nie zmieniły się przez lata. Nie “mówiły” dopóty, dopóki Boucher de Perthes, prekursor badań prehistorii we Francji, nie postawił im pytań. Bloch podkreśla znaczenie konieczności wyznaczenia kierunku. Pisze, że na początku powinna być myśl! Bierna obserwacja nie wydała żadnych owoców! Nie można liczyć na natchnienie mające nadejść ze strony dokumentu. 
Wszystko co zrobił, czego dotknął człowiek może udzielić o nim informacji. Zdolność do wydobywania ich wymaga jednak wiedzy na temat tego jakie pytania można zadać źródłu. Zatem oprócz nabywania specjalizacji w naukach pomocniczych, których ilość stale poszerza się czyniąc ludzkie życie zbyt krótkim na ich opanowanie, francuski badacz postuluje pracę zespołową ludzi różnych specjalności. Mniemam, że pisząc o naukach pomocniczych autor miał także na myśli nowe dyscypliny wiedzy, takie jak choćby antropologia kulturowa, które modyfikują kwestionariusz pytań i zmieniają punkt widzenia historyka na człowieka badanego w sieci społecznych powiązań.
Kwestionariusz pytań wychodzi poza zakres problematyki społecznej zdefiniowanej przez tematykę źródeł. Bloch stawia pytanie: “Skąd znamy to o czym zamierzamy mówić? i kieruje uwagę historyka na zagadnienie historii materiałów badawczych, ich materialnej postaci, w jakiej dotarły do badacza. Zwraca uwagę na pozytywne skutki upaństwowienia archiwów dominialnych, kościelnych wiążące się z rewolucją francuską i bolesne konsekwencje utrzymywania materiałów w rękach korporacji i właścicieli prywatnych. Podtrzymuje równocześnie istnienie granicy między danymi mającymi wpływ na relacje ekonomiczne lub obwarowanymi tajemnicą związaną z interesem rodziny. Sytuuje ją jednak nieprecyzyjnie, co można rozumieć jako wskazanie na względność prawa do upublicznienia poszczególnych zasobów. 

Jak analizować materiały badawcze? O podstawach krytyki.
“Mówi się, że prawość umysłu polega na tym, by nie ufać lekkomyślnie i umieć wątpić w różnych okolicznościach.”(Michel Levassor)
Sceptycyzm w stosunku do źródeł historycznych należy łączyć w opozycji do łatwowierności i oddzielić od wiary. Nowożytne wątpienie oznacza wypracowanie zasad pozwalających oddzielić kłamstwo od prawdy, nie idzie w kierunku zaprzeczenia każdego doświadczenia jako jednostkowego, a zatem nie dającego się zweryfikować i zakwalifikować. Początki metody krytycznej Bloch łączy z pokoleniem, które przyszło na świat w latach 30. XVII wieku. Wymienia Papebroecka, Mabillona, Richarda Simona i Spinozę. Gdzie uwidacznia się zagrożenie będące efektem łatwowierności?
Efekty braku należytej krytyki Bloch widzi w twórczości pisarskiej. W pracach syntetycznych, których autorzy ufają narracji swoich źródeł. W pracy badawczej, która polega na gromadzeniu ogromnej ilości informacji i na nieumiejętnym ich wykorzystywaniu. Historyk zafascynowany aparatem naukowym jest dla francuskiego badacza przykładem fałszywej naukowości: jego obowiązkiem jest przedstawienie jak najkrótszej drogi do dokumentu, tj. jego pochodzenia. 
Historyk niełatwowierny to taki badacz, który zmusza dokumenty do mówienia, by je zrozumieć. Nawet wtedy gdy ma do czynienia z dokumentem nieautentycznym.
Cóż zatem, jeśli dokument kłamie lub myli się? Czy jest mniej warty? Nie, bowiem zawsze prowadzi do człowieka, i opisuje przyczyny, które uzasadniały popełnienie kłamstwa. Za to ułomność dokumentu wynikająca z podawania nieprawdziwych, bo dających się potem zweryfikować, danych ma tę zaletę, że informuje badacza o treściach wyobrażeń społecznych.
Historia oszustw dokonywanych na materiałach badawczych wydaje się być dla Blocha bardzo atrakcyjna. Wyjaśnia ją mitomanią wskazując na konieczność zdefiniowania tego co nazywamy oszustwem, bowiem w romantyzmie i w średniowieczu znaleziono upodobanie w tworzeniu fałszywych dokumentów, jednak w obydwu epokach z różnych powodów. W XIX wieku wierząc w dotarcie do źródeł ludowości, w średniowieczu zaś dlatego, że jedyną wiedzą, którą trzeba było poznać była wiedza przodków. 
Szukając wyjaśnienia zjawiska fałszerstw, przerabiania dokumentów Bloch zwraca uwagę na fakt, że oszustwo pojawia się i funkcjonuje jedynie wówczas, kiedy istnieje na nie zapotrzebowanie. Jako żołnierz walczący w okopach był świadkiem jak przekaz ustny zastąpił komunikaty pisane, jako mniej wiarygodne bo zmanipulowane, i obserwował jakimi kanałami informacje ustne są przekazywane. A w rzeczywistości wcale nie były one bardziej pewne, tj. prawdziwe. Lecz jak należy rozumieć kryterium prawdy? 
Jak pokazuje praktyka reporterska nie można otrzymać bezwzględnie pełnego opisu, np. budynku. Oko ludzkie jest ułomne przede wszystkim w taki sposób, że nie rejestruje rzeczy oczywistych, tzn. takich które są nieistotne w czasie gdy podejmowane są działania zmierzające do osiągnięcia wyznaczonego celu. Bloch podaje tutaj przykład lekarza, który przychodzi do pacjenta, by postawić diagnozę jego zdrowia, w związku z tym nie koncentruje swojej uwagi na szczegółach wystroju pomieszczenia, gdzie znajduje się chory. Ponadto skupieniu nie sprzyjają silne emocje, czy inne czynniki zakłócające zdolność koncentracji. W efekcie wiadomość jaką otrzymuje badacz należy poddać badaniu, które uwzględnia czynniki wpływające na jej stan. 
Wiarygodność jednego dokumentu weryfikuje drugi dokument, z którym go porównujemy. Tak  zasady podobieństwa jak  i różnice wynikające z porównania należy rozpatrzyć bliżej. Istotna staje się zasada sprzeczności. Pozwala ona na wykluczenie jednego z badanych dokumentów jako podającego fałszywe informacje, jeśli ustalimy, że inne źródła są zbieżne w swoich wersjach. Zasada sprzeczności odnosi się także do sytuacji, kiedy materiał badawczy nie zgadza się - czyli nie jest podobny - z normami powszechnie obowiązującymi w czasach, kiedy powstał. Bloch uwypukla zasadę, zgodnie z którą pewne umiejętności rozpowszechniane są poprzez uznanie społeczne i naśladownictwo. Można sądzić, że francuski badacz przyznaje się w tym miejscu do dyfuzjonistycznej koncepcji rozwoju kultury. 
Z drugiej jednak strony krytycyzm każe być nieufnym wobec zasady podobieństwa, bowiem nie można osiągnąć dwóch jednakowych efektów obserwacji. Należy posądzić ich autorów o kopiowanie ze wspólnego źródła lub o to, że jeden z nich przepisał (w przypadku dokumentu pisanego) od drugiego. 
Zasada podobieństwa, konkluduje Bloch, oscyluje między dwoma skrajnościami: podobieństwem uzasadniającym i podobieństwem obalającym. Syntetycznie rzecz ujmując podobieństwo jest cechą powszechną, lecz dotyczy cech ogólnych. W miarę jak badaniu poddane są szczegółowe dane pojawia się duża, trudna do ustalenia, liczba kombinacji.
A jak potraktować “odmienność”, niespodziankę, której nie da się całkowicie obalić, np. odkrycie manuskryptu, który przesuwałby czas powstania najstarszego pomnika języka francuskiego o kilkadziesiąt lat? Bloch pojmuje tę kwestię w taki sposób, że zasada podobieństwa  powinna zostać zmodyfikowana, by stworzyć miejsce na ustalenia odbiegające od modelu  wyznaczanego przez podobieństwo. To one bowiem stymulują rozwój wiedzy na temat badanej epoki nie dopuszczając do skostnienia wynikającego z zasady podobieństwa i przyjęcia teorii dyfuzjonizmu. 
Niemniej rozważany tutaj hipotetyczny dokument będzie świadczył nie tylko oryginalnością. Jeśli można go będzie uznać za autentyczny, to tylko na podstawie pewnych wspólnych cech, jakie łączą go z innymi, współczesnymi mu dokumentami. Wraz z nimi na dłuższej osi czasu będzie on tworzył pewną ciągłość, łańcuch. Zasada podobieństwa i ciągłość idei służą Blochowi do uzasadnienia koncepcji cywilizacji. Pojmowana jest ona jako zespół idei, związanych z kulturą materialną i duchową, który rozpowszechnia się i trwa dzięki pracy pokoleń. 
W prezentacji metody krytycznej uczony francuski omawia także zagadnienie wpływu metod statystycznych na ocenę wiarygodności danych badawczych. Inaczej rzecz ujmując, jakie jest prawdopodobieństwo, pisze Bloch, że dane wydarzenie dokonało się? I nie chodzi tutaj o ocenę prawdopodobieństwa, że Napoleon Bonaparte przyjdzie na świat. Historyk wskazuje tutaj na niepewność faktu, definiując go jako historyczną potencjalność (przyszłość w przeszłości), uzależnioną od wielu czynników, także ludzkich, które trudne są do oceny, a co za tym idzie nie pozwalają na obliczenie prawdopodobieństwa zdarzenia. 
Bloch wprowadza tutaj jeszcze jedną płaszczyznę rozważań użyteczną dla oceny krytycznej. Jest nią, po raz pierwszy w tym tekście, lingwistyka. Autor Pochwały historii uzupełnia metody ustalania pochodzenia  tekstu wskazując na nowe okoliczności, jakie należy wziąć pod uwagę przy ocenie czasu powstania dokumentu. Chodzi o zagadnienie poprawiania swoich wzorów przez kopistów przepisujących rękopisy, zwraca również uwagę na fakt, że tworząc kopię rękopisu kopista mógł korzystać z wielu źródeł. Jako pomoc w identyfikacji rękopisu badacz proponuje wsparcie w postaci identyfikacji i oceny obyczajów językowych społeczeństwa, w której badane dzieło powstało. Ma tu na myśli, zgodnie z przyjętą zasadą podobieństwa, powtarzające się, ale i zwroty oryginalne. 
Jaki jest cel analizy historycznej?
Bardzo pouczająca interpretacja znanej i krytykowanej wypowiedzi Leopolda von Ranke. Miał powiedzieć, że zadaniem historyka jest opowiedzenie o przeszłości tak, jak było na prawdę. Bloch podkreśla dłuższą metrykę takiego podejścia do sensu istnienia zawodu historyka i stwierdza, że intencją XIX-wiecznego badacza było zasugerowanie rzetelności, jaką powinien w pracy badawczej kierować się każdy historyk. Rzetelności, ale i bierności - podkreśla francuski uczony. Dlaczego bierności? 
Francuski historyk rozważa dwa typy bezstronności: historyka i prawnika. Sędzia, w odróżnieniu od historyka musi wydać wyrok, a zatem przyjąć pewien system wartości i zająć w nim określoną pozycję. Jeśli podobne sądy miałby wydawać historyk naraziłby się na, np. polityczny, koniunkturalizm. Dlatego zadaniem historyka jest rozumieć i wyjaśniać. 
Rozumienie i wyjaśnianie poprzedza selekcja materiału, czyli analiza. Każdy zabytek historii zawiera wiele danych. Pojedyncze dane oddzielone od sobie podobnych nie mają wartości. Zebrane w korpus nabierają znaczenia tylko w relacji do innych; należy je uporządkować i umieścić w kontinuum czasowo-rzeczowym. 
Bloch korzysta z pojęcia “abstrakcji”, by wskazać, że praca badacza to praca, rzekłbym “na umyśle”. Tylko używając pojęć abstrakcyjnych badacz jest zdolny do ogarnięcia rzeczywistości, którą podjął się zrozumieć i wyjaśnić. Inne nauki, jak najbardziej eksperymentalne, też potrzebują abstrakcji do opisania tego co dzieje się wokół. 
Pojęcia abstrakcyjne też muszą być w relacji do siebie. Ciekawe, że niewiele nauk podejmuje opisania człowieka w sieci wielorakich powiązań. Historia ma zadanie zająć się nimi i powinna wyjść poza koncepcje typu homo religiosus, oeconomicus, politicus.  Widać tutaj jak Bloch nawiązuje do antropologicznej, totalizującej koncepcji człowieka, choć nie używa słowa antropologia w tej pracy, poza pojęciem antropo-geografii badającej relacje człowieka ze środowiskiem naturalnym. 
Pisze: Jedyną bowiem istotą z krwi i kości jest po prostu człowiek, który jednoczy w sobie to wszystko. [178] A zatem wymaga od badacza, by podjął się stworzenia pewnej całości z zebranych przez siebie elementów. A przy gromadzeniu korpusu danych, aby nie wahał się zbierać i łączyć wszelakich informacji oraz łamać bariery czasu - jak sądzę tych utrwalonych konwencją. 

O związkach znaczenia i języka z badaniem historii

Każda analiza wymaga przede wszystkim narzędzia, którym jest odpowiedni język, zdolny zakreślić dokładne kontury zjawisk i zachowujący przy tym giętkość konieczną do stopniowego przystosowywania się do nowych odkryć; przede wszystkim język wolny od niejasności i dwuznaczników - pisze Bloch [183-184].
Zestawiając przeszłość jako przedmiot badań historyka z językiem należy uznać, że język jest częścią dziedzictwa, którym uczony może dysponować planując badania. Życie społeczne opisywane jest językiem, który stanowi część rzeczywistości społecznej. Innymi słowy nie stanowi  on wykoncypowanego żargonu naukowego właściwego innym, ścisłym, dyscyplinom nauki. 
Autor Pochwały historii definiuje dwa ważne procesy w semantyce: pierwszy informuje, że nazwy zmieniają się znacznie wolniej niż przedmioty, do których się odnoszą, drugi mechanizm działa działa zaś odwrotnie, tzn. mimo iż obiekt uległ zmianie jego nazwa pozostała ta sama. Bloch wskazuje również na efekt hierarchiczna dwujęzyczności (w językoznawstwie termin dysglosja), czyli funkcjonowania dwóch języków na dwóch poziomach komunikacji: jeden jest językiem elit, literatury, religii, drugi reguluje sprawy życia codziennego. Bloch wyprowadza podział na język ludowy i uczony. 
Ponieważ za każdą zmianą znaczenia idą zmiany w obyczajach, prawie, życiu materialnym, czy w stylistyce pisarskiej szkoły czy dworu badanie tych więzi jest ważnym postulatem badawczym, odkrywa bowiem bardzo głęboko sięgającą w umysłowość społeczną sieć znaczeń. Bloch ostrzega przed anachronizmami. Postuluje konieczność określenia i skomentowania znaczenia terminu, jakim badacz ma zamiar się posługiwać by opisać element rzeczywistości, który podda badaniu. Zwraca uwagę na cząstkowość i co wa tym idzie niepełność odniesień do rzeczywistości takich pojęć jak kapitalizm, feudalizm czy atom. Ich używaniu musi towarzyszyć świadomość ograniczeń zastosowań terminologicznych. 
Każda epoka buduje znaczenia pojęć, po które sięgają potem historycy. Tak dzieje się z terminem “niewolnictwo” czy “kapitalizm”, które za każdym razem wymagają, aby historyk pochylił się i od nowa zdefiniował je, stosownie do kontekstu, w jakim występują.  
Blochowi marzy się stworzenie ścisłego nazewnictwa, które kolejne pokolenia badaczy będą udoskonalać. Nie proponuje jednak żadnych ustaleń, za to pokazuje jak ostrożnie należy podchodzić do takiego pojęcia-klucza jak średniowiecze, którego popularność należy wiązać z egzaltowaną krytyką wieków średnich, jakiej dokonał Wolter, a nie z wcześniejszym, wąskim, bo tylko akademickim, użyciem pojęcia. W “średniowieczu” mieści się raczej znienawidzony w oświeceniu styl rządzenia, a nie tysiącletnia epoka, którą ochrzcił Christoph Cellarius (Keller), a której zatwardziałymi zwolennikami, jak podkreśla autor Pochwały historii, są twórcy podręczników. Francuski historyk podobnie dekonstruuje pojęcie “wiek” przypisując jego sukces społeczny wzrostowi znaczenia matematyki. Wiek, choć nie musi mieć stu lat, ma działanie ograniczające i wyłącza pewne procesy społeczne, ze swojej natury nie dające się wpisać w konkretne ramy. Nie myli się jednak co do znaczenia tworzenia etapów procesów społecznych, czy wartości dokonywania podziałów społecznych. Takim pojęciem jest dla niego “pokolenie”, które definiuje w oparciu o kryterium wspólnego doświadczenia, np. “pokolenie wojny”, “pokolenie sprawy Dreyfusa” i przeciwstawia je podziałom na okresy według dat panowania władców. Dłuższym od “pokolenia” odcinkiem czasowym jest dla Blocha “cywilizacja” w relatywistycznym, mnogim znaczeniu, które zakłada istnienie szeregu cywilizacji kontrastujących ze sobą, lecz samych w sobie definiowanych wspólnymi zjawiskami społecznymi i kulturą materialną. Zgodnie z uprzednio zasygnalizowanym nurtem dyfuzjonistycznym uczony francuski zakłada istnienie  wewnętrznych zmian, wzajemnego wpływu i następowanie po sobie cywilizacji. 

Brak komentarzy: